Wpis z mikrobloga

przeklejam tekst z rp.pl. Bardzo ciekawy moim zdaniem

#spoleczenstwo #rozowepaski #niebieskiepaski #pieklomezczyzn

Samo pytanie, czy mężczyźni są dziś w naszym kraju dyskryminowani, byłoby pewnie dla wielu osób zaskakujące, a już na pewno szokująca może być odpowiedź, której udziela Michał Gulczyński ze Stowarzyszenia na rzecz Chłopców i Mężczyzn w Polsce. Brzmi ona „tak”. Jak przekonuje w rozmowie z „Plusem Minusem”, są dyskryminowani prawnie. Dowody?
Jak prawo dyskryminuje mężczyzn. Nawet konduktorka ma lepiej niż konduktor
Przede wszystkim jest to kwestia wieku emerytalnego, pod tym względem Polska wyróżnia się in minus w UE, będąc jedynym krajem, który – po cofnięciu reformy z 2013 r. – nie robi nic w celu wyrównania tego wieku dla kobiet i mężczyzn. W efekcie panowie, chociaż statystycznie żyją krócej, mają pracować dłużej o pięć lat niż kobiety, które z kolei wskutek krótszego czasu pracy i „przeżywania” swoich mężów, są bardziej narażone na ubóstwo w podeszłym wieku.

– Podobnie jest z obowiązkiem wojskowym. Mężczyźni podlegają poborowi, kobiety tylko wtedy, gdy wybrały sobie zawód istotny z punktu widzenia armii. Wszyscy mężczyźni przechodzą kwalifikację wojskową i słyszeliśmy już od polityków, np. od ministra Jacka Siewiery (szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego – red.), że jeśli zaczęłaby się wojna, mężczyźni mieliby ograniczone możliwości wyjazdu z kraju – zauważa Gulczyński.

Warto zwrócić uwagę, że ten przejaw dyskryminacji jest głęboko wpisany w dyskurs w skali globalnej. Kiedy z ogarniętej wojną Strefy Gazy napływają doniesienia o cywilnych ofiarach izraelskich działań zbrojnych, podawanej liczbie bardzo często towarzyszy zastrzeżenie, że większość ofiar stanowią kobiety i dzieci, co zawiera w sobie implikację, iż śmierć mężczyzn byłaby czymś niejako „naturalniejszym” i łatwiejszym do zaakceptowania. Również w czasie kryzysu migracyjnego wielokrotnie wyrażano sprzeciw, że np. z ogarniętej wojną domową Syrii do Europy uciekają młodzi mężczyźni, w czym znów zawierało się przekonanie, że ci ostatni w sytuacji kryzysowej mają walczyć i umierać, a prawo do ratowania życia rezerwuje się dla kobiet i dzieci. – W mediach, przy okazji opisywania wypadków, również używa się zwrotu, że wśród ofiar były kobiety i dzieci – podsumowuje Gulczyński.

Przedstawiciel Stowarzyszenia na rzecz Chłopców i Mężczyzn zwraca przy tym uwagę, że kwestię poboru można rozwiązać, np. likwidując go w ogóle i skupiając się wyłącznie na armii zawodowej i dobrowolnej, albo – alternatywnie – stworzyć równe warunki kwalifikacji wojskowej, czyli objąć nią również wszystkie kobiety i zaproponować wszystkim elastyczne formy realizacji tej służby, łącznie z różnymi formami służby zastępczej. – Z równymi prawami powinny wiązać się równe obowiązki – podkreśla Gulczyński.
Rozmówca „Plusa Minusa” wskazuje też na dyskryminację mężczyzn na polu ojcostwa. Po pierwsze – jak zauważa Gulczyński – polska konstytucja (w art. 18) mówi wprost o „ochronie i opiece” macierzyństwa, ale nie wymienia ojcostwa. Po drugie, wymiary urlopów macierzyńskiego i tacierzyńskiego są różne (odpowiednio – 20 tygodni i 14 dni), choć UE wymusiła już równe prawo do urlopu rodzicielskiego dla obojga rodziców.

Gulczyński zwraca też uwagę, że mężczyzn dyskryminują przepisy BHP. – I one mają bardzo praktyczne skutki – dodaje, przytaczając sytuację w PKP InterCity, gdzie od 1 stycznia 2024 r. członkom drużyn konduktorskich zaczęto wydawać darmowe posiłki regeneracyjne, ale jedynie konduktorkom. PKP InterCity powołało się na przepisy mówiące, że decydujący przy przyznaniu prawa do darmowych posiłków jest wydatek kaloryczny w związku z wykonywaną pracą, który jest inny dla kobiet niż mężczyzn. Druga strona medalu jest jednak taka, że przy dokładnie tej samej pracy obie płcie mają różne prawa, na czym tracą mężczyźni.

– Mamy doniesienia, że podobne sytuacje mają miejsce w Poczcie Polskiej, że różne standardy bezpieczeństwa są wyznaczane dla kierowców autobusów komunikacji miejskiej, gdzie inne, gorsze trasy dostają mężczyźni – dodaje Gulczyński.

I Kongres Mężczyzn, który odbył się w kwietniu w Krakowie, zorganizowano właśnie po to, by zwrócić uwagę opinii publicznej na takie problemy, które dotyczą płci uznawanej dotychczas za tą silniejszą i uprzywilejowaną. „Domagamy się równego, godnego i podmiotowego traktowania mężczyzn. Uważamy, że równość jest jedna. Wspieramy wszystkich wykluczonych i dyskryminowanych w walce o ich prawa i domagamy się podjęcia problemu nierówności dotykających mężczyzn. Wierzymy, że ludzie mogą realizować swoje marzenia i plany niezależnie od tego, kim się urodzili” – czytamy w deklaracji Kongresu.
Patriarchat? Jaki patriarchat? „Przeciętny Kowalski to nie jest mężczyzna, który ma władzę”
Wiele z przykładów dyskryminacji prawnej, o której mówi Gulczyński, wynika z tego, że żyjemy w czasie przejściowym, gdy dawny paradygmat męskości jest odrzucany, nowy natomiast nadal się formuje. Jest to o tyle trudne, że w postmodernistycznym, zglobalizowanym świecie liczba możliwości jest tak duża, że trudno stworzyć dla męskości jakiś uniwersalny wzorzec.
Dawny paradygmat opierał się na najbardziej pierwotnej roli mężczyzny – czyli ochrony rodziny i członków wspólnoty przed fizycznym niebezpieczeństwem oraz zapewnienie jej podstaw egzystencji. Mężczyzna zdobywał żywność jako myśliwy, bronił rodziny i wspólnoty jako wojownik, zapewniał jej środki do życia, wykonując pracę wymagającą siły fizycznej, w czym miał naturalną przewagę nad słabszą fizycznie kobietą. W takiej roli był też niejako z definicji zmuszony do ciągłej rywalizacji z innymi mężczyznami – czy to na polu walki, czy np. konkurując o władzę i wpływy.

Życie mężczyzny polegało na „sprawdzaniu się”, udowadnianiu swojej męskości w trudnych sytuacjach. Pozostałości tego widać do dziś w języku – powiedzenia takie jak „stawanie się mężczyzną”, apele „bądź mężczyzną” czy stwierdzenia takie jak „chłopaki nie płaczą” są miarą oczekiwań wobec męskości w tradycyjnym modelu. Cechy, które dziś postrzegane są negatywnie – jak np. brutalność, agresja, brak empatii – były w tej roli funkcjonalne, tzn. pomagały w jej odgrywaniu. Przy czym warto zwrócić uwagę, że choć w okresie przed emancypacją kobiet mężczyźni byli uprzywilejowani, to jednak po pierwsze – nie wszyscy w równym stopniu, a po drugie – wiązało się to i wiąże do dziś z określonymi kosztami.

– Kacper Pobłocki (polski antropolog – red.) proponuje taką definicję patriarchatu: to jest władza kilku mężczyzn nad kobietami, mężczyznami i innymi – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem” Kamil Błoch z Grupy Performatywnej Chłopaki. – Przeciętny Kowalski to nie jest mężczyzna, który ma władzę – dodaje. A Jacek Masłowski z Fundacji Masculinum mówi nam, że w czasie organizowanych przez nią spotkań mężczyzn (tzw. kręgi, do których jeszcze wrócimy) rozmawiano m.in. o pokłosiu patriarchatu w życiu współczesnych mężczyzn. – Główną spuścizną, która jest toksyczna dla nich dzisiaj, to przekonanie „ja muszę”, czyli terror powinności. A drugi paradygmat to „wyrabianie się”, czyli konieczność spełniania oczekiwań. I to jest wyrażenie, które dzisiaj dla większości mężczyzn jest wyrażeniem dosłownie ich niszczącym – mówi.
Sprzeczne oczekiwanie wobec mężczyzny. „Nie powinien być macho, ale nie może płakać”
A wszystko wskutek zmian społecznych, jakie rozpoczęły się już w XIX wieku, wraz z rewolucją przemysłową, a które przyspieszyły w drugiej połowie XX wieku. Najważniejsza zmiana to oczywiście emancypacja kobiet, które wywalczyły prawo do równego udziału w systemie edukacji, na rynku pracy czy w życiu społeczno-politycznym, co wymusiło zmiany w rolach społecznych i równiejszy podział zadań w domu, który przestał być domeną wyłącznie kobiety. Ponadto mechanizacja i robotyzacja pracy sprawiły, że rola siły fizycznej na rynku pracy przestała odgrywać kluczowe znaczenie. Wreszcie, choć konflikty zbrojne nie zniknęły zupełnie, to jednak, zwłaszcza po II wojnie światowej, na Zachodzie długo były czymś raczej incydentalnym, angażującym przede wszystkim armie zawodowe. A nowoczesne państwo jest w stanie zapewnić bezpieczeństwo obywatelom bez potrzeby angażowania do tego większości mężczyzn. W efekcie znaczenie roli mężczyzny jako wojownika zmalało. I tak męskość znalazła się na rozdrożu.

Z jednej strony bowiem w dyskursie pojawiło się pojęcie tzw. toksycznej męskości – czyli zespołu cech, których osobnik płci męskiej absolutnie mieć nie powinien. Współczesny mężczyzna nie może być mizoginiczny, przemocowy, agresywny, nieczuły, oziębły emocjonalnie. Z drugiej strony pojawiły się nowe pola, na których musi się sprawdzać: to przede wszystkim większe zaangażowanie w prowadzenie domu i wychowywanie dzieci (zaangażowane ojcostwo), ale to też np. kwestie związane z seksem, na którym bardziej świadome swoich potrzeb kobiety zaczynają stawiać mężczyznom wymagania. A ci muszą je spełnić, od czego może być np. uzależnione utrzymanie związku.

Przed emancypacją kobiet małżeństwa były zazwyczaj aranżowane, a w sypialni rządził mężczyzna (jeszcze w XIX w. przed nocą poślubną córka królowej Wiktorii miała usłyszeć od matki radę: „Zamknij oczy i myśl o Anglii”). W drugiej połowie XX i w XXI w. to się zmieniło – mężczyzna musi myśleć o potrzebach kobiety na wszystkich polach i nieustannie dbać o związek, bo współczesna kobieta może od niego odejść, co jest na Zachodzie co do zasady społecznie akceptowane.
Przy tym wszystkim mężczyzna ma kobiety nadal wspierać i niejako „przesuwać się”, robiąc im miejsce. Dlaczego? Bo w dominującym dyskursie nadal mówi się o konieczności walki o prawa kobiet.

A przy tym wszystkim od panów nadal oczekuje się wywiązywania się, przynajmniej częściowo, z tradycyjnej roli. Jacek Masłowski z Masculinum opowiada, jak dwóch jego kolegów pojawiło się w parku z wózkami w środku dnia i w środku tygodnia, czym narazili się na uwagę starszej kobiety: „do roboty byście się wzięli, lenie”. Gulczyński opowiada zaś jak prof. Tomasz Szlendak, socjolog zajmujący się relacjami między kobietami i mężczyznami, prosił studentów i studentki, by sporządzili listę cech, które chcieliby widzieć u partnerki/partnera. Mężczyźni wymieniali ich kilka, natomiast listy kobiet były „długie i niespójne”. – Jedna studentka podała 27 cech. Te listy studentek są często wewnętrznie sprzeczne: np. nie powinien być macho, ale nie może płakać. Albo że powinien być silnym facetem, ale żeby się zajmował dziećmi – relacjonuje nasz rozmówca.

Z kolei dr Kamil Janowicz, psycholog z Uniwersytetu SWPS, autor bloga Father_ing, opowiada, że uczestniczył w projekcie badawczym, w którym badano osoby żyjące w pojedynkę, m.in. mężczyzn. – Pewna część uczestników badania mówiła, że trochę nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. Z jednej strony, gdy próbowali być bardziej wrażliwi, delikatni, rozmawiać o emocjach, otoczyć troską, to dostawali od kobiet informację zwrotną, że są za miękcy, za misiowaci. A jak z kolei szli bardziej tradycyjnym wzorcem: nastawiali się na karierę, chodzili na siłownię, dbali o wygląd, dostawali łatkę macho, podrywacza, ze znakiem zapytania, czy nie będą starali się kobiety wykorzystać – mówi.

– To jest dla mężczyzn duże wyzwanie i niektórzy od strony takiej tożsamościowej nie odnajdują się w tym. To się może przekładać na różne trudności, np. w obszarze zdrowia psychicznego. Konieczność sprostania tym często wygórowanym i sprzecznym oczekiwaniom może budzić zagubienie, dezorientację. Pojawia się pytanie: „co ja mam robić” – dodaje.

– Dla wielu mężczyzn wyzwaniem jest, w jaki sposób to pogodzić, albo zaakceptować, że czasem się nie da i trzeba coś wybrać – przyznaje Mirosław Brejwo, psycholog i autor podcastu „Psychologia, którą warto znać” zajmujący się m.in. problemami mężczyzn. – Bo jednak mamy 24 godziny w ciągu dnia i trzeba jakoś tym czasem zarządzić, co często bywa problemem i w efekcie prowadzi do dużego przytłoczenia – dodaje.
Brejwo mówi, że łatwo przy tym wpaść w błędne koło: – Pierwszą rzeczą, którą się wycina, jest odpoczynek i dbanie o siebie. Czasem to idzie w skrajności z rezygnacją ze snu na czele. W efekcie, wbrew naszym założeniom, wydajność staje się coraz gorsza, podobnie jak radzenie sobie z emocjami, np. w relacjach z rodziną, pojawia się dużo złości i innych negatywnych emocji. To wszystko z kolei zachęca, by jeszcze bardziej się postarać, jeszcze bardziej rezygnować z odpoczynku.

Innymi słowy, chcąc sprostać wszystkim oczekiwaniom, mężczyzna próbuje się wcielić w rolę supermana na sterydach.
Kryzys, czyli szansa. „Męskość współcześnie jest w przebudowie”
Czy żyjemy w czasach kryzysu męskości? – Jako psychologowi bliskie jest mi rozumienie kryzysu jako sytuacji, w której pewne dotychczasowe formy zachowań nie działają, nie spełniają funkcji, nie są adaptacyjne w rzeczywistości, która się zmieniła wobec nowych wyzwań. Jeśli pomyślimy o tych tradycyjnych wzorcach męskości, to one rzeczywiście w wielu aspektach nie przystają do dzisiejszej rzeczywistości albo wręcz postępowanie w zgodzie z nimi może być dla mężczyzn szkodliwe – mówi dr Janowicz z Uniwersytetu SWPS. – Jeśli pomyślimy o wzorcu bazującym na braku kontaktu z emocjami, na odcinaniu się od nich, na rywalizacji, na agresji, na skupieniu się przede wszystkim na zawodowych osiągnięciach – można powiedzieć, że te formuły się wyczerpały, a nawet, że szkodzą one mężczyznom i nie ma do końca nowych.

Kamil Błoch z Grupy Performatywnej Chłopaki mówi z kolei o potrzebie emancypacji mężczyzn – czyli rozpoczęciu uczenia się i rozumienia tego, co znaczy być mężczyzną. – Dotychczas mężczyźni nie tyle byli wyemancypowani, ile mogli pełnić role, które są bardziej uprzywilejowane niż role kobiet – społecznie, rodzinnie, w przestrzeni pracy czy władzy. To niekoniecznie się wiązało z wolnością – wyjaśnia.
Błoch zwraca uwagę, że tradycyjna męskość to „wykańczająca postawa, która wprost prowadzi do depresji”. – Mężczyźni z założenia mieli być odcięci od swoich emocji, nie mogli się bać, nie mogli się smucić, w zasadzie radości też nie powinni przeżywać, jeśli już, to bardziej dumę. Z emocji męski był jedynie gniew. To miało przełożenie na to, jak funkcjonujemy, jak wchodzimy w relacje. W efekcie jako mężczyźni generalnie jesteśmy bardziej samotni, to pokazują badania. Trudniej nam niż kobietom nawiązywać relacje i w tych relacjach być, trudniej nam relacje zrozumieć. To jest ten gorszy wzór, z którego możemy się emancypować – podkreśla.

Dr Janowicz zwraca uwagę, że perspektywa tego, czym ma być męskość w pozytywnym aspekcie, dopiero się tworzy. – I to jest dla wielu mężczyzn wyzwanie – oni dostają dużo komunikatów, jacy mają nie być, ale trudno im znaleźć odpowiedź na to, jacy mogą być, czego się właściwie od nich oczekuje. Bo te oczekiwania często są sprzeczne: z jednej strony, że mają być bardziej czuli, wrażliwi, że nie mają być dominujący, narzucający się. A z drugiej strony nadal mocno obecny jest wątek jakiejś siły, sprawczości, konsekwencji, racjonalności, niepoddawania się emocjom. To jest często wewnętrznie sprzeczne i dezorientujące dla mężczyzn – mówi.

– Męskość współcześnie jest rzeczywiście w przebudowie, w redefinicji. Jeśli definiujemy kryzys jako zmianę, to tak: jest w kryzysie. Rekompozycja męskości stwarza mężczyznom zupełnie nowe szanse, które dotychczas nie były im dostępne, jak np. zaangażowane ojcostwo, które w tej chwili się bardzo rozwija – ocenia Jacek Masłowski.

Natomiast Brejwo mówi, że nowy paradygmat męskości mógłby uwzględnić obniżenie nieco oczekiwań. – Bo teraz faktycznie paradygmat sprzed lat miksuje się z nowym podejściem, w efekcie ideał wiąże się często z bardzo wysoko zawieszoną poprzeczką – przyznaje nasz rozmówca.

Męskie kręgi w bezpiecznej atmosferze. „Na takim spotkaniu możemy stać się dla siebie zbiorowym ojcem”
W zasadzie wszyscy nasi rozmówcy są zgodni co do tego, że nowe, dojrzałe podejście do męskości wymaga tego, by panowie zaczęli ze sobą rozmawiać – i to na tematy poważne, a nie zastępcze i eskapistyczne, takie jak sport, samochody czy kwestie stricte zawodowe. Tej umiejętności wielu nie posiada. I jest to po trosze wina transgeneracyjnych klisz, jakie dziedziczymy po naszych surowych i szorstkich pradziadkach i ich przodkach, a po trosze efekt tego, że większość dzisiejszych 30-, 40-latków to synowie „nieobecnych ojców”. – Czyli tych osób, które stanowią dla nas i archetyp relacji z innymi mężczyznami, i archetyp samej męskości – zauważa Kamil Błoch.
Ojców wyganiały z domów najpierw wojny (z których wielu nie wracało), a bliżej naszych czasów – przemiany gospodarcze, które wiązały się z długimi godzinami pracy poza domem i oczekiwaniami, że mężczyzna przede wszystkim zapewni dobrobyt rodzinie, a dla dzieci będzie przede wszystkim „taksówkarzem”, czyli będzie co najwyżej woził je do i z przedszkola czy szkoły. W efekcie ojcowie przedstawicieli dzisiejszego pokolenia X, ale też milenialsów, często, nawet jeśli byli w domu, w kwestii wychowania oddawali pole matkom.

– Nawet pokolenie dzisiejszych ojców 20-, 30-letnich to nadal są mężczyźni wychowujący się w przeważającej większości z ojcami, którzy nawet jeśli byli w rodzinie, rzadko byli dostępni emocjonalnie, wrażliwi, wspierający. W mojej pracy z młodymi ojcami dużo pojawia się wątków nieobecności, dystansu emocjonalnego, przemocy czy jakichś nałogów. Podobny obraz wyłania się z badań naukowych – przyznaje dr Janowicz.

– 99 proc. mężczyzn, których w życiu spotykam, deklaruje problem w relacji z ojcem. Ojcem nieobecnym emocjonalnie, nieobecnym fizycznie. Albo przemocowym, albo wycofanym np. z powodu alkoholizmu – mówi Jacek Masłowski.

W efekcie, na co zwraca uwagę wiele osób zajmujących się współczesnym kryzysem męskości, dzisiejsi mężczyźni w dużej części byli, aż do dorosłości, wychowywani przez kobiety. – To jest matka, babcie, ciocie, przedszkolanki, nauczycielki. Statystyczny chłopiec, zanim dorośnie, jeśli ma szczęście, spotyka trzech, może czterech mężczyzn w swoim życiu, którzy jakkolwiek są zaangażowani w jego wychowanie – zauważa przedstawiciel Fundacji Masculinum. W efekcie chłopcu brakuje męskich wzorców, spotyka natomiast liczne kobiety, które mają wobec niego oczekiwania i mówią mu, jaki ma być, a jaki nie być.

– I te kobiety to komunikują poprzez pryzmat własnych potrzeb relacyjnych, które są różne. Na dobrą sprawę każda kobieta będzie mówiła, że czegoś innego od mężczyzny potrzebuje. Gdy na swojej ścieżce rozwojowej spotyka się kilkadziesiąt takich opinii, to na podstawie czego chcemy mieć autonomiczną odpowiedź na pytanie „męski, czyli jaki”? – mówi Masłowski.

Zdaniem naszego rozmówcy to właśnie jest główną przyczyną problemów mężczyzn z nadmiernymi oczekiwaniami wobec nich. – Są badania, z których wynika, że 45 proc. mężczyzn w Polsce swoją siłę czerpie przede wszystkim z miłości ze strony partnerki. Kobieta, która im mówi, czego od nich chce, jej sposób patrzenia na mężczyznę determinują ich siłę. Wobec panów jest coraz więcej oczekiwań, coraz bardziej sprzecznych, ale nie mają oni autonomicznej odpowiedzi na te oczekiwania – tłumaczy przedstawiciel Fundacji Masculinum.

Wyjściem z tej pułapki jest uczenie się relacji z innymi mężczyznami i podejmowanie z nimi poważnego dialogu. Grupa Performatywna Chłopaki, jak mówi Kamil Błoch, skupia się na promowaniu tzw. męskich kręgów, czyli po prostu spotkań, podczas których „mężczyźni mogą siąść ze sobą w kole” i „w bezpiecznej atmosferze każdy uczestnik kręgu może opowiedzieć innym mężczyznom, czego potrzebuje, czego się boi, co jest dla niego trudne”. – Mówimy o tym, że aby być prawdziwym mężczyzną, nie musisz robić nic, bo tym prawdziwym mężczyzną już jesteś – dodaje.

Błoch tłumaczy też, że krąg „jest przede wszystkim miejscem, w którym mężczyźni mogą doświadczyć wspólnoty, bezpieczeństwa z innymi mężczyznami”. – Mogą w pewnym sensie odzyskać relacje z nimi. Na takim spotkaniu możemy stać się dla siebie zbiorowym ojcem, zbiorowym bratem – podsumowuje.

CDN
miss-durniu - przeklejam tekst z rp.pl. Bardzo ciekawy moim zdaniem

#spoleczenstwo #...

źródło: asddsadsa

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz