Wpis z mikrobloga

Czesi z Wołynia
Część II

Armia Czerwona wróciła na Wołyń w lutym 1944. Szła z nią samodzielna brygada czeskiego wojska generała Ludwika Swobody. W wioskach natychmiast po froncie ogłoszono mobilizację i zabrano wszystkich dorosłych mężczyzn do wojska. Czesi u gen. Swobody mieli wywalczyć sobie prawo do powrotu. - Stalin nie chciał wypuścić Czechów, dlatego musieliśmy czekać aż dwa lata po zakończeniu wojny - opowiada Emilia Čmuchalkova. - Załatwił to Czechom generał Swoboda, za udział w wojnie światowej. Zresztą na nasze miejsce już przyjechali przesiedleńcy ze Słowacji

Przygotowania do repatriacji trwały od jesieni 1946 roku. Ludzie dostali prawo wyboru, mogli zostać. Zdecydowało się na to niewielu, głównie z mieszanych małżeństw. Według kronikarza Dębrówki, każda rodzina miała prawo do zabrania pary koni, wozu, dwóch krów i 2 ton dobytku. Wartości zostawionej ziemi nawet nie szacowano. Była przecież własnością państwa radzieckiego. Na uroczystym nabożeństwie Czechów pożegnał pop Fedor Sobolew. Wychwalał ich dobry wpływ na miejscową kulturę i umiejętność dobrego gospodarzenia na roli. Na pamiątkę podarował im ikonę, która trafiła ostatecznie do kościoła w Osobłodze. Jeszcze zanim Czesi wyjechali, do wioski przyjechali dużą grupą Rusini z okolic Bardejova na Słowacji, pobratymcy polskich Łemków. Mieli zasiedlać opuszczone przez Czechów budynki. Dwa tygodnie siedzieli wszyscy razem i rozmawiali o życiu. Rusini, słysząc o realiach życia w Sowietach, szybko pożałowali, że dali się zwieść czeskiej propagandzie i przesiedlili się na radziecką Ukrainę. Władze jednak nie pozwoliły im wracać. 15 marca 1947 roku kolumna wozów z czeskimi repatriantami ruszyła z Dębrówki do Równego, na stację kolejową. Stamtąd przez Karpaty do Czechosłowacji. - Rosjanie stwarzali problemy jeszcze po drodze - wspomina Miroslav Hudrik. - Na stacjach pukali w koła pociągu, że zepsute i trzeba wymieniać. Jak się im zapłaciło, to puszczali dalej. Ludzie chcieli wracać, cieszyli się, że jadą do Czech. A Ukraińcy im mówili na pożegnanie: Na psach przyjechaliście, na psach wracacie. To znaczy, że wyjeżdżamy z niczym. - Byliśmy bardzo szczęśliwi, że możemy stamtąd wyjechać - wspomina Maria. - Tam ciągle pojawiały się bandy rabunkowe albo banderowcy. Rodzice zakopywali cenne rzeczy w beczkach, chowali jedzenie, na noc chodzili spać do znajomych we wsi ze strachu. We wsiach wystawiano na noc straże, które chodziły i hałasowały, żeby odstraszać bandy. - Przed wyjazdem rodzice zrobili sobie pamiątkową fotografię na grobie prababci - opowiada Anna z Slezkich Rudoltic. - Moja córka była tam w 1983 roku. Nawet ją Ukraińcy wpuścili do dawnego naszego domu. Kościół w Hruszwicy stał opuszczony. Ale rodzinnych grobów na cmentarzu nie znalazła.

Repatriantów kierowano w Sudety. 66 czeskich rodzin z Dębrówki trafiło na cypel Osobłogi. Skrawek Czech, wbity między Głubczyce a Prudnik. W 1947 roku było tu pusto. Domy stały bez mieszkańców, opuszczone ogrody, sady, gospodarstwa. Można było przebierać, wybierać. Rok wcześniej na skutek dekretów czeskiego prezydenta Benesza wysiedlono stąd sudeckich Niemców. - Najpierw pojechaliśmy na południowe Morawy - opowiada Emilia Čmuchalkova. - A tam latem zrobiło się bardzo sucho, trawy wyschły, nie było czym karmić krów i koni. Brat ojca był już wtedy w Bohusovie na Osoblasku. Pisał, że u nich jest zielono. Sprzedaliśmy winnicę na Morawach, pojechaliśmy do niego.

Wołyniacy spod Osobłogi przez 60 lat mieszkali tuż obok polskich Kresowiaków, którzy trafili do powiatu głubczyckiego i prudnickiego. Nic o sobie nie wiedzieli. Dzieliła ich szczelnie zamknięta granica. Dopiero teraz, na starość, dzięki prywatnym kontaktom pierwsi Czesi trafili do Polski na spotkania kresowe. Od kilku lat mają też polskiego duszpasterza - o. Mariana Nowaka, który objął kilka miejscowych parafii. To z jego pomocą udało się znaleźć i odwiedzić świadków tamtych wydarzeń. Stowarzyszenie reprezentujące 700 rodzin Czechów wołyńskich z innych regionów kraju w 2010 roku wystąpiło do premiera Republiki Czeskiej o odszkodowania za ziemię zabraną im na Wołyniu. Rząd odpowiedział im, że nie ma żadnych prawnych podstaw do wypłaty odszkodowań, bo nie byli wtedy obywatelami Czechosłowacji, a te tereny nigdy nie leżały w granicach tego państwa. Premier Petr Nečas po odszkodowania skierował ich do Ukrainy, Rosji i… Polski.


https://nto.pl/czesi-z-wolynia/ar/4202893
#gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #historia #czesi #iiwojnaswiatowa #wolyn