Wpis z mikrobloga

Dobre cool sotory z wynajmu pokoju.

ULICA LEŚMIANA

Zdecydowanie nie polecam wynajmu pokoju u państwa N. przy ulicy Leśmiana. Ładna okolica, świetny dojazd, duży metraż, własna łazienka, przy pokoju naprawdę nie są warte tego, co (głównie) pani właścicielka odstawia. Warto zaznaczyć, że jest to mieszkanie z właścicielami, którzy pierwsze wrażenie zrobili bardzo dobre. Przy oglądaniu pokoju zostałam zapewniona, że nikt nie będzie wnikał w moją prywatność, moralność itd.

Ale przejdźmy do sedna...

Problem pojawił się już pierwszego dnia, gdy pani N. przyszła poinformować mnie, że do mieszkania muszę wracać najpóźniej o godzinie 22, gdyż właśnie wtedy drzwi zamykane są na główny zamek, do którego klucza nie zdobędę. O moich ewentualnych późniejszych powrotach będą niezwłocznie informowani rodzice, do których numer musiałam podać przy podpisywaniu umowy. Podczas tej 'wizyty' zostałam zbesztana za otwarte okno, 'bo to są koszta, ciepło ucieka'.

Kolejne dni były już tylko gorsze. Każdego ranka pani N. stała w oknie i zdaje się, że zapisywała o której wychodzę. Po powrocie, zawsze słyszałam śpiewkę w stylu 'a dziś wyszła pani o 7:17...'. No właśnie powroty... Moja obiecana prywatność wyglądała mniej więcej tak, że w chwili otwierania drzwi wejściowych od razu pokazywała się pani N. Patrzyła, o której wchodzę, z kim, w jakim stanie. Pytała gdzie byłam, czemu właśnie tam itd...

Następnym problemem okazała się banalna segregacja śmieci. Szanowna właścicielka sprawdzała, co do którego kosza wyrzucam. Gdy torebka od herbaty znalazła się jej zdaniem w nieprawidłowym pojemniku, groziła, że potrąci mi to od kaucji (nie pytajcie...).

Zdecydowanym szczytem jest to, co wydarzyło się później. Podczas jednej z 'wizytacji' chciałam zagaić rozmowę, czy nie jest to problem, że mój chłopak przekimałby się w moim pokoju... Wiecie, skoro otwarcie okna podnosi horrendalnie rachunki, to aż boję się myśleć o ile podniósłby się rachunek, gdyby mój chłopak umył ręce. Nie dała mi dokończyć zdania, po czym stwierdziła, że wizyty w tym domu nie są praktykowane. Po moich staraniach, uległa. Wizyta max. 1-2h, na herbatę. Żaden nocleg, nikogo!

Skoro tak, to pewnego pięknego dnia przyszła do mnie koleżanka. Normalna wizyta, herbatka, ciasteczka, babskie pitu-pitu. Zachciało mi się wyjść do kuchni, otwieram drzwi od pokoju, a tam kto? Pani N... Nie wiem jak długo tam stała i dlaczego nas podsłuchiwała. Oczywiście speszona, stwierdziła, że przyszła sprawdzić kto to przyszedł. Wylegitymowała (dosłownie! prosiła o pokazanie dowodu osobistego!) koleżankę.

Chyba warto dodać, że wszystkie opisane sytuacje miały miejsce w jeden tydzień. Niezły przesyt... Po tym wszystkim, bez dłuższego namyślania, zwyczajnie się wyniosłam...

Nie ma to jak mieć kaske i iść na swoje M.

#wynajem #studia #poznan #studbaza #mieszkaniadowynajecia #mieszkanie
  • 6