Wpis z mikrobloga

Dawno mnie tu nie było ale miałam kupę na głowie z przewagą kupy :/ Dlatego teraz jako że mogę sobie odsapnąć robię mały update i znowu zwracam się do Was o pomoc po oczywiście biednemu piasek w dupę i #!$%@? w oczy.

Ogólnie dobrze że piszę to teraz bo inaczej byłyby tu same bluzgi. EDIT: może być trochę chaotycznie bo podczas pisania wróciły mi emocje i znowu mnie roztelepotało :/

Ale zacznę od początku.

Po kilku dniach dałam się ubłagać i spotkałam się z nim pomimo tego, że dalej sobie wszystkiego jeszcze nie przemyślałam. Przyjechałam do naszego mieszkania bez słowa, bo decyzję podjęłam nagle i poszłam za ciosem. Wchodzę do mieszkania i krew się we mnie zagotowała - pod moją nieobecność zrobił sobie z naszego mieszkania melinę. Dosłownie. Nie wiem ile tam było imprez ale ilość butelek, talerzy, porozrzucanych MOICH i nie tylko rzeczy i ogólnego syfu była przytłaczająca. Tak więc zamiast spokojnej rozmowy zaczęło się od kłótni. On oczywiście mówił, że miał posprzątać ale TO JA ZNOWU pojawiłam się nagle niespodziewanie. W swoim mieszkaniu. No przecież to takie okropne z mojej strony.

Po pięciu minutach dyskusji jak z pięciolatkiem już zaczęłam zdawać sobie sprawę że moje myśli o powrocie do niego chyba są bezsensowne. Nie wiem kto sobie urządza libacje w mieszkaniu kiedy mi w sms-ach dosłownie pisał że płacze, tak, że PŁACZE jak dziecko bo mnie traci. No jasne.

Kłótnia przerodziła się w wytykanie i oczywiście zeszła na temat lasek poznawanych w internecie. To co usłyszałam nie było tym co pisał w sms-ach jak pies z podkulonym ogonem. Jakiś agresor mu się włączył i zaczął mi sypać tekstami, że on chce mieć koleżanki, że lubi towarzystwo kobiet i nic złego nie robi, że moje awantury o czaty i ogłoszenia to przesada i że on i JEGO ZNAJOMI (czyli moi też) mają bekę ze mnie że tak to przeżywam Oo no kutwa. Serio wściekłam się. Wstałam, trzasnęłam drzwiami i dzwonię do pierwszego lepszego kumpla co sam ochrzaniał mojego ex o te krzywe akcje i pytam: czy fajną polewkę mają ze mnie bo tak słyszałam. On że nie chce się w to mieszać że to nasze sprawy i się rozłączył. Dzwonię raz, drugi, trzeci - w końcu odbiera. I mi zaczyna mówić, że inaczej sytuację przedstawiałam. Ja się pytam że niby jak (i zonk bo mówiłam zgodnie z prawdą) a on mi zaczyna mówić: bo kradzież numerów jego koleżanek i wypisywanie do nich pogróżek to już przesada, szkoda że tym i kilku innych sprawach nie zdążyłaś mnie już poinformować.

Przysięgam, stałam jak wryta i zapomniałam jak się oddycha. Wparowałam do mieszkania i zaczynam mu wyrzucać że jak mógł takie brednie o mnie wygadywać a on co na to? Że to była jego prywatna rozmowa z kumplem :D No padłam.

Już wiedziałam co się kręci i że koleś jest patologicznym kłamcą i teraz stara się wybielić przed wszystkimi ze mnie robiąc debilkę jednocześnie.

Dalej jadę swoje i już mnie tak poniosło że zaczęłam mu wyrzucać wszystko od nowa, wywlekać brudy a on dalej swoje że kobiety go uwielbiają bo się czują dobrze w jego towarzystwie bo on je docenia i potrafi je wysłuchać :D W tym momencie już ze złości zaczęłam się śmiać i, tu głupota z mojej strony ale to były nerwy, zaczęłam wypieprzać jego rzeczy z szafek i kazałam się wynosić. Wtedy nie przewidziałam tego, że jest aż tak wyrachowana szują i stał sobie spokojnie i mi zaczyna mówić że mieszkanie jest na niego i że mogę się w dupę pocałować i teraz albo grzecznie wyjdę albo mnie sam stąd wyrzuci.

Dalej awantura trwała zaczęliśmy się szarpać lekko to znaczy ja dalej próbowałam jego rzeczy wywalać a on mnie powstrzymywał no i pukanie do drzwi. Ja się nie przejęłam bo miałam to w dupie ale w końcu ktoś sam wszedł i był to nasz sąsiad (ten od płyty) i mówi że cholernie nas słychać i że jeśli się nie uspokoimy to on na policję zadzwoni. Podszedł do mnie i zaczyna mnie uspokajać. Trochę mi to pomogło bo sobie zdałam sprawę że idiotkę z siebie robię i w sumie zniżam się do poziomu tego matoła i powiedział żebyśmy wyszli na korytarz pogadać. Stwierdziłam że to dobry plan zanim emocje wezmą górę i coś rozwalę. Ledwo wyszliśmy na korytarz, jeb, drzwi się zamknęły. Pukam żeby otworzył bo mam tam torebkę ze wszystkim - portfelem, kluczami do domu itp. drzwi się uchyliły i dup - wywalił mi na podłogę przez szparę torebkę i dalej drzwi zamknięte. To pukam dalej i mówię że moje rzeczy tam są i (tu skorzystałam z wykopu) zadzwonię na policję że sobie przywłaszczył moje rzeczy. On tylko przez zamknięte drzwi powiedział że tu nie mieszkam że JEST JUŻ PÓŹNO NA ODWIEDZINY i jutro i wszystko spakowane odda.

No zagotowało się we mnie postałam trochę pod tymi drzwiami, powaliłam aż wyszła inna sąsiadka sprawdzić co się odwala i postanowiłam odpuścić. Koniec przedstawienia nie ugram nic z matołem. Zadzwoniłam szybko do koleżanki czy mogę u niej zostać na noc i pojechałam do niej. Na drugi dzień koło 11 dostaję sms-a "rzeczy spakowane i gotowe do odebrania". Pojechałam od razu podchodzę pod drzwi a tam, przed drzwiami zupełnie niepilnowane leżą moje rzeczy w workach na śmieci. Upchane wszystko jak krowie do gardła O
o #!$%@? całkowity pukam i drę się przez drzwi że jak coś zginęło albo jest zniszczone to ma przesrane i zaczęłam się zastanawiać co zrobić z tym bo worków było mega dużo a ja przyjechałam busem.

Jak debil stałam pod tymi drzwiami 2 godziny aż się ktoś zlitował i po kolejnej prośbie na fb przyjechał w końcu po mnie kolega ze studiów i pomógł mi te bety zanieść do samochodu. Odwiózł mnie do mojego domu rodzinnego za co jeszcze mu zapłaciłam 100 zł za benzynę i pomoc przez tego idiotę.

W domu oczywiście jazda, mój brat wściekły chce jechać do Krakowa mu nakopać. Ogólnie atmosfera okropna, moi rodzice wściekli i ja czułam się jak ścierwo ostatnie, potraktowana jak śmieć.

I teraz najlepsze, przy rozpakowywaniu tych worków oczywiście okazało się że wszystko tak powrzucał że mam dużo szkód:

- mam zalane szamponem książki i tablet

- stłuczone dwa kubki

- nie ma zatyczki do jednych perfum (każda kobieta zrozumie)

- mam rozwaloną jedną paletę cieni do powiek (prawie 70% kolorów jest popękanych)

- ogólnie brakuje mi jeszcze moich sztućców, kilku garnków, patelni i takich rzeczy które sobie woziłam z mieszkania do mieszkania (krótko mówiąc nie spakował niczego z kuchni oprócz kubków które stały na ociekaczu)

- brakuje kilku ciuchów które suszyły się na balkonie

- i teraz najlepsze - mam swojego ulubionego misia którego mam od lat, może dla niektórych to się może wydać głupie, ale jest to dla mnie bardzo ważna, sentymentalna pamiątka - misiek jest cały przypalony papierosem, są po prostu w nim dziury jakby ktoś z dziesięć papierosów na nim zgasił.

no i dodatkowo kaucja za mieszkanie w którym on dalej mieszka a którą płaciliśmy po połowie.... nie wiem co z tym zrobić żeby ją odzyskać a nie żeby on dostał moje pieniądze!

I kolejna sprawa. Te zasrane bilety do Barcelony. Mam oba, już do mnie pisał że mam mu je oddać bo i tak on je kupił i może je przebukować kiedy chce więc na nic mi się nie przydadzą. Prawda to?

Przez jakiś czas myślałam nad jakąś zemstą ale nie wiem co mogę zrobić. Brakuje mi sił i już mam tka tego dość że pisząc to się poryczałam. Myślałam że już to przełknęłam jakoś ale jak widać nie :/ Czemu takie rzeczy spotykają mnie?!

TL'DR bo tak długi wpis że pewnie nikomu się nie będzie chciało czytać:

Facet mnie oszukiwał (poprzednie wpisy) a na końcu wywalił mnie (dosłownie) z naszego mieszkania, zapakował moje rzeczy w worki na śmieci i wszystko tak poupychał że dużo zniszczył. Teraz jestem bez mieszkania, ze stratami i nie wiem co z kaucją bo mieszkanie jest na niego.

#krulewnasiezegna #pomcy
  • 78
aha i zapomniałam dodać że zrobiłam wywiad co jeszcze nagadał i oprócz tego że rzekomo pokradłam numery do jego koleżanek i że im groziłam, to ustalałam mu jakieś "godziny policyjne", że musiał pisać smsy w mojej obecności i że wszystkie musiałam czytać (sic) i że wydzwaniałam do jego szefa i wypytywałam czy na pewno był w pracy o tej i o tej i kilka innych tego typu :/ co oczywiście sprawiło że
@Stragan: wiesz co, nie wiem czy komukolwiek już zaufam. W najśmielszych snach bym sobie takiego końca nie wyobrażała. Naprawdę. Jestem dalej w szoku że tka się to potoczyło i że tak mnie potraktował w życiu bym się tog nie spodziewała.

Od teraz liczę tylko na siebie bo jak widać w każdym siedzi #!$%@? i nie zna się dnia ani godziny kiedy wyjdzie na zewnątrz.

Teraz jak widzę tych wszystkich ludzi co
@FilozofujacaCalka: dzięki, poszukam w ten sposób. Oczywiście nie dodałam że rozmawiałam odnośnie kaucji z właścicielem i mi powiedział że kaucja zwracana jest po oddaniu mieszkania i że sama mam to załatwić z moim już ex :/ pięknie, czyli żegnaj prawie 1000 zł