Wpis z mikrobloga

Jest. Wreszcie się udało dokończyć tłumaczenie, o którym zapomniałem na śmierć. Poniżej zamieszczam trzecią część pasty pod tytułem "Penpals". Więcej info w poprzednich wpisach pod tagiem #penpals

Część 1. - "Footsteps"

Część 2. - "Balloons"

„Boxes”

Jeśli nie czytałeś „Footsteps” ani „Balloons”, proszę zrób to przed przeczytaniem tego co jest poniżej, abyś lepiej zrozumiał historię.

Do którzy przeczytali poprzednie historie i pytali mnie, czy jest coś więcej, w zamian otrzymując tylko skrawki odpowiedzi – chciałbym przeprosić za bycie nieszczerym. Kilka razy w komentarzach mówiłem, że po wydarzeniach opisanych w „Footsteps” nie działo się nic szczególnego, ale nie była to prawda. Wydarzenia opisane tutaj nigdy nie tkwiły zamknięte w mojej pamięci. Zawsze o nich pamiętałem. Dopiero po tym jak przypomniałem sobie wszystko co opisałem w „Balloons” i porozmawiałem z moją mamą zrozumiałem jak te historie splatają się ze sobą. Tak czy inaczej, początkowo nie miałem wcale zamiaru dzielenia się nią z wami. Pragnienie ukrycia tych wspomnień istniało we mnie głównie dlatego, że wydaje mi się iż nie dokonałem dobrych osądów. Potrzebowałem również przyzwolenia od pewnej osoby, aby nie przedstawić tego co się wydarzyło w niewłaściwym świetle. Nie spodziewałem się takiego zainteresowania moimi wcześniejszymi historiami, ani tego że będę kiedyś naciskany, aby podzielić się jak największą liczbą szczegółów. Byłbym szczęśliwy mogąc zatrzymać to dla siebie do końca moich dni. Nie byłem w stanie skontaktować się z druga stroną, ale czułbym się obłudnie zatrzymując tę historię przed tymi, którzy pragnęli więcej informacji. Zwłaszcza teraz, po rozmowach z matką, kiedy nowe powiązania ujrzały światło dzienne. To co przeczytacie jest najdokładniejszym wspomnieniem na jakie mnie stać.

Ostatnie lato przed podstawówką spędziłem na nauce wspinaczki na drzewa. Przed moim domem stała sosna, która wydawała się wprost stworzona dla mnie. Miała nisko rosnące gałęzie, dzięki czemu mogłem ich łatwo dosięgnąć, tak więc przez kilka pierwszych dni po tym jak nauczyłem się na nie wciągać po prostu siedziałem, spuszczając z nich nogi. Drzewo stało poza naszym płotkiem z tyłu domu i było łatwo dostrzegalne z okna kuchennego znajdującego się nad zlewem. Po czasie wykształciliśmy z mamą pewną rutynę – ja szedłem bawić się na drzewie, a ona miała mnie cały czas na oku myjąc naczynia i robiąc inne rzeczy w kuchni.

Podczas gdy lato mijało, moje umiejętności stale rosły i po wcale niedługim czasie wspinałem się już dość wysoko. Drzewo rosło, a jego gałęzie nie tylko stawały się coraz grubsze, ale też coraz dalej od siebie oddalone, więc dotarłem do punktu, w którym nie byłem w stanie wspinać się wyżej. Postanowiłem zmienić zasady gry. Skupiłem się na szybkości, a po czasie byłem w stanie dotrzeć do najwyższej gałęzi w ciągu 25 sekund.

Stałem się zbyt pewny siebie i jednego popołudnia próbowałem opuścić jedną gałąź, nim zdołałem pewnie chwycić kolejną. Spadłem z około siedmiu metrów i złamałem boleśnie rękę w dwóch miejscach. Mama krzyczała biegnąc do mnie i pamiętam, że brzmiała jakby była pod wodą. Nie przypominam sobie nawet co mówiła, pamiętam natomiast jak bardzo zaskoczyła mnie biel mojej kości.

Zanosiło się, że rozpocznę nowy rok szkolny w gipsie, oraz bez choćby jednego przyjaciela, który mógłby się na nim podpisać. Moja mama musiała czuć się z tym okropnie, ponieważ na dzień przed rozpoczęciem przyniosła do domu kotka. Był malutki w paski. Jak tylko postawiła go na ziemi wczołgał się do pustego opakowania po napojach. Nazwałem go więc Boxes.

Boxes był kotem domowym, za drobnymi wyjątkami, kiedy to sam się wymykał na zewnątrz. Mama poprosiła weterynarza, aby pozbawił go pazurków, przez co nie drapał mebli, ale w rezultacie nie mogliśmy dopuszczać, żeby wychodził z domu. Bywało, że udało mu się zbiec i znajdywaliśmy go w ogródku, gdy gonił za jakimiś robakami, czy jaszczurkami, które ciężko mu było złapać, ze względu na brak pazurków. Był bardzo zwinny, ale koniec końców zawsze udawało nam się go schwytać i zanieść do domu. Często próbował patrzeć mi przez ramię, kiedy go niosłem. Mówiłem mamie, że pewnie obmyśla taktykę jak znów zwiać. Po powrocie dawaliśmy mu tuńczyka, a Boxes z czasem nauczył się co oznacza dźwięk otwieracza i sam wracał, gdy tylko go usłyszał.

Okazało się to później przydatne, ponieważ pod koniec naszych dni w tamtym domu kot wychodził na zewnątrz znacznie częściej i wbiegał do piwnicy pod budynkiem, gdzie ani ja ani mama nie chcieliśmy wchodzić ze względu na robaki i gryzonie. Moja mama wpadła na genialny pomysł, aby otwieracz podłączać do przedłużacza i uruchamiać go już w dziurze, przez którą Boxes przedostawał się pod dom. Po chwili pojawiał się głośno miaucząc ucieszony ze zbliżającej się wyżerki, aby następnie stracić dobry nastrój na widok braku tuńczyka. Otwieracz bez jedzenia nie miał dla niego żadnego sensu.

Ostatni dzień jego ucieczki pod dom, był też ostatnim dniem naszego pobytu w tym domu. Mama wystawiła go na sprzedaż i powoli pakowaliśmy swoje rzeczy. Nie było tego wiele, a sam proces przeciągnęliśmy, żeby nie zapomnieć niczego ważnego. Spakowałem już wszystko. Mama widziała, że smutno mi z powodu przeprowadzki i chciała, żeby zmiana nastąpiła gładko, więc postanowiła, że spakujemy wszystko wcześniej, a widok naszych rzeczy w pudłach pozwoli mi się przyzwyczaić do myśli opuszczenia domu. Kiedy Boxes wymknął się podczas, gdy my przenosiliśmy wszystko do vana, mama zaklęła, bo otwieracz był już w którymś z pudeł. Powiedziałem, że go poszukam, żeby uniknąć wchodzenia pod dom, a mama (prawdopodobnie świadoma mojego małego przekrętu) odsunęła jeden z paneli i wczołgała się tam sama. Po chwili wyszła wraz z kotem. Wyglądała na zdenerwowaną, przez co ja odetchnąłem, że nie musiałem być na jej miejscu. Kiedy ja pakowałem kolejne rzeczy, ona wykonywała kolejne połączenia. Przyszła do mojego pokoju i oświadczyła, że rozmawiała z agentem nieruchomości. Mieliśmy się wprowadzić do nowego domu już dziś. Z jej ust brzmiało to jakby była to wyśmienita wiadomość, ale ja byłem zawiedziony, że czas w tym domu dobiega końca – początkowo mieliśmy się przeprowadzić dopiero pod koniec kolejnego tygodnia, a był dopiero wtorek. Co więcej, nie byliśmy nawet całkowicie spakowani, ale ona powiedziała tylko, że czasami łatwiej jest zastąpić stare rzeczy nowymi, niż tułać się z nimi przez miasto. Nie dałem rady nawet zabrać wszystkich ubrań, które były już w pudłach. Zapytałem, czy mogę zadzwonić do Josha, aby się pożegnać, ale odpowiedziała że możemy to zrobić z nowego domu. Tak opuściliśmy sąsiedztwo w zapakowanym vanie.

Udało mi się pozostać w kontakcie z Joshem przez lata, co jest o tyle zaskakujące, że nie chodziliśmy już nawet do tej samej szkoły. Nasi rodzice nie byli bliskimi przyjaciółmi, ale wiedzieli, że my byliśmy i starali się, abyśmy mogli się widywać podwożąc nas do domu jednego lub drugiego – czasami na noc, czasami na całe weekendy. Na jedne ze Świąt Bożego Narodzenia nasi rodzice kupili nam nawet walkie-talkie, które działały na odległość nawet większą niż ta, dzieląca nasze domy. Ich baterie wytrzymywały dniami, nawet kiedy urządzenia były włączone, ale nie używane. Co prawda tylko okazjonalnie działały na tyle dobrze, że mogliśmy rozmawiać przez całe miasto, ale kiedy spędzaliśmy razem czas używaliśmy ich w domu i spisywały się świetnie. Dzięki naszym rodzicom ja i Josh byliśmy nadal przyjaciółmi w wieku 10 lat.

Pewnego weekendu, gdy zostałem u Josha, mama zadzwoniła tylko po to, by powiedzieć mi „dobranoc”. Cały czas czuwała nade mną, nawet gdy byłem poza zasięgiem jej wzroku. Tak do tego przywykłem, że nawet tego nie zauważałem. Josh natomiast tak. Mama była smutna.

Boxes zniknął.

To musiała być sobotnia noc, ponieważ wcześniejszą spędziłem u Josha i wybierałem się do domu, aby się wyspać. W poniedziałek miałem szkołę. Boxes zaginął w piątek po południu. Mama nie widziała go odkąd odwiozła mnie tego dnia do Josha. Uznała, że musi mi powiedzieć zanim dotrę do domu, bo gdybym wrócił i na miejscu dowiedział się, że kot uciekł nie tylko byłbym smutny z tego powodu, ale i dlatego, że nie powiedziała mi prawdy. Kazała mi się nie martwić

- Wróci. Zawsze wraca– powiedziała.

Ale Boxes nie wrócił.

Trzy weekendy później znów byłem u przyjaciela. Nadal było mi smutno z powodu kota, ale mama powiedziała, że to nie pierwszy gdy zwierzę znika z domu na długi czas, a później wraca jakby nigdy nic. Tłumaczyłem to Joshowi, gdy w mojej głowie pojawiła się myśl, przez którą sam sobie przerwałem.

- Co jeśli Boxes myślał nie o tym domu?

Josh był zdezorientowany.

- Co? Przecież mieszka z tobą. Wie gdzie jest dom.

- Tak, Josh. Ale dorastał gdzie indziej – w moim starym domu, który jest przecież niedaleko stąd. Może nadal uważa to miejsce za swój dom, tak jak ja?

- OK, czaję. Byłoby ekstra. Powiemy jutro o tym mojemu tacie, a on nas tam zabierze, żebyśmy mogli sprawdzić!

- Nie, nie zabierze nas, stary. Mama powiedziała, że nie możemy się tam więcej pokazywać, ponieważ nowi właściciele nie chcieliby być niepokojeni. Twoim rodzicom mówiła to samo.


Josh nalegał – OK, w takim razie pójdziemy tam jutro sami, jakoś znajdziemy drogę…

- Nie! Jeśli twój tata się zorientuje powie mojej mamie. Musimy tam iść sami. Dzisiejszej nocy.

Nie trzeba było przekonywać Josha zbyt długo, bo z reguły to on wychodził z takimi inicjatywami jak ta. Nigdy jednak nie wymykaliśmy się z jego domu, ale okazało się to banalnie proste. Okno w jego pokoju wychodziło na tylny ogród, którego drewniane ogrodzenie nie było zamknięte. Po minięciu tych malutkich przeszkód ruszyliśmy w noc uzbrojeni w walkie-talkie i latarkę.

Były dwie drogi z domu Josha do miejsca gdzie kiedyś mieszkałem. Mogliśmy iść ulicami, które były kręte lub wprost przez las, co zabrałoby połowę mniej czasu. Dojście ulicą zabrałoby nam ok. 2 godziny, ale zasugerowałem, żebyśmy jednak wybrali tę drogę – nie chciałem się zgubić. Josh odmówił. Nie chciał zostać rozpoznany przez któregoś z sąsiadów i bał się, że mogliby oni powiedzieć o wszystkim jego tacie. Zagroził, że jeśli nie pójdziemy skrótem przez las, to on wraca do domu.

Josh nie miał pojęcia o moim ostatnim pobycie w tym lesie.

Drzewa wydawały się znacznie mniej przerażające, gdy miałem u boku przyjaciela, a w ręce latarkę. Szliśmy w dobrym tempie. Nie byłem do końca pewien naszej pozycji, ale Josh wyglądał na tak pewnego siebie, że moje morale rosło. Przechodząc przez gęsto zarośniętą ścieżkę zaczepiłem zapięciem mojego walkie-talkie o gałąź. Josh niósł latarkę, a ja szarpałem się z gałęzią.

- Hej, stary, chcesz popływać? – zapytał.

Popatrzyłem w kierunku, w którym świecił latarką i na chwilę zamknąłem oczy, bo zdałem sobie sprawę gdzie jesteśmy. Tutaj obudziłem się lata temu. Poczułem uścisk w gardle i łzy napływające do oczu, nadal walcząc o uwolnienie krótkofalówki. Sfrustrowany wyszarpnąłem ją na tyle mocno, że złamałem gałąź, obróciłem się i podszedłem do Josha, który położył się na namokniętym terenie. Idąc w jego kierunku omal nie wpadłem do sporej wielkości dziury, która znajdowała się na mojej drodze. W odpowiednim czasie jednak zdołałem złapać równowagę i zatrzymać się. Była głęboka. Byłem zaskoczony jej rozmiarem, ale jeszcze bardziej tym, że nie pamiętałem, aby wcześniej się tutaj znajdowała. Zdałem sobie sprawę, że tej nocy jej nie było, ponieważ obudziłem się wtedy dokładnie w tym miejscu. Wyrzuciłem to z głowy i odwróciłem się do przyjaciela.

- Przestań się wygłupiać, stary! Widziałeś, że tam utknąłem, a mimo to leżałeś sobie tutaj i żartowałeś.

Josh uśmiechnął się zawstydzony. Nagle wyraz jego twarzy zmienił się na przerażony, gdyż nie mógł wstać, a w krzakach usłyszeliśmy szuranie. Za każdym razem, gdy próbował się podnieść tracił równowagę i wywracał się. Chciałem mu pomóc, ale nie mogłem się zbliżyć – moje nogi nie chciały współpracować. Nienawidziłem tego lasu. Podniosłem latarkę i skierowałem ją w miejsce, gdzie leżał Josh. W końcu udało mu się podnieść i podejść do mnie. Poświeciłem latarką w kierunku, z którego usłyszeliśmy dźwięk. To był szczur. Śmialiśmy się nerwowo i obserwowaliśmy jak zwierzę ucieka między drzewa, zabierając ze sobą okropne dźwięki. Josh lekko uderzył mnie w ramię, uśmiech powrócił na jego twarz i znów kontynuowaliśmy spacer.

Przyspieszyliśmy tempo i wyszliśmy z lasu wcześniej niż początkowo zakładaliśmy. Trafiliśmy prosto do mojego starego sąsiedztwa. Kiedy ostatni raz wyszedłem z tego miejsca widziałem mój dom w pełni oświetlony, a teraz wszystkie te wspomnienia wróciły. Poczułem jak serce mi przyspiesza, gdy wychodziliśmy zza zakrętu, aby zaraz ujrzeć mój stary dom w pełnej okazałości. Tym razem wszystkie światła były zgaszone. Z daleka widziałem drzewo, na które się wspinałem, a mój umysł zaczął analizować podobieństwo dzisiejszej sytuacji, do tego co zdarzyło się dawno temu. Zbliżając się zauważyłem, że trawnik wygląda okropnie. Nie chciałem nawet zgadywać kiedy po raz ostatni był koszony. Jedna z zasłon odpadła i latała tam i z powrotem pchana wiatrem, a sam dom wyglądał po prostu na brudny. Zrobiło mi się smutno na widok mojego dawnego domu tak bardzo zaniedbanego. Dlaczego moja mama w ogóle przejmowała się, czy zawracalibyśmy głowę nowym właścicielom, jeżeli oni nie przejmowali się stanem budynku, w którym mieszkali? I wtedy zrozumiałem:

Nie ma żadnych właścicieli.

Dom był opuszczony, chociaż wyglądał na po prostu zapomniany. Dlaczego mama miała by mnie okłamywać na temat nowych ludzi w nim mieszkających? Koniec końców, pomyślałem że to jednak dobrze. Dzięki takiemu stanowi rzeczy będzie łatwiej rozejrzeć się za Boxes, nie musząc się martwić o zostanie zauważonym przez nową rodzinę. Będzie znacznie szybciej. Josh przerwał moje rozmyślania gdy podchodziliśmy do bramy, a następnie do samego domu.

- Twój stary dom ssie, człowieku – Josh krzyknął na tyle cicho, na ile tylko mógł.

- Zamknij się, Josh! Nawet w tym stanie jest lepszy niż twój!

- Ej, stary…

- OK, OK. Myślę, że Boxes udał się pod dom. Jeden z nas będzie musiał zejść i zerknąć, ale drugi powinien zostać przy wejściu, na wypadek gdyby kot chciał uciec.

- Mówisz poważnie? Nie ma szans, żebym tam wlazł. To twój kot. Ty wchodź.

- Zagrajmy o to. No, chyba, że się boisz? – powiedziałem trzymając pięść nad wyciągniętą dłonią.

- Spoko, ale zaczynamy na „strzał”, a nie na trzy. Ma być kamień, papier, nożyce, STRZAŁ, a nie jeden, dwa, TRZY.

- Wiem, jak się w to gra, Josh. To ty zawsze psujesz.

Przegrałem.

Ruszyłem poluzowany panel, który odsuwała moja mama, gdy wczołgiwała się tu po kota. Musiała to zrobić tylko kilka razy, bo z reguły otwieracz do puszek działał, ale kiedy już to robiła, nienawidziła tego z całego serca. Zwłaszcza ostatni raz. Kiedy tylko wczołgałem się w ciemność zrozumiałem dlaczego. Zanim się wyprowadziliśmy, mówiła, że to właściwie nawet lepiej, że Boxes uciekał tutaj, niezależnie od tego jak ciężko było go wydostać. Z pewnością było o wiele bezpieczniej, niż przeskakiwać przez płot i gonić go po całym osiedlu. Było to prawdą, ale nadal bałem się będąc tam. Złapałem latarkę i krótkofalówkę i rozpocząłem czołganie. Poczułem mocny zapach.

Zapach śmierci.

Włączyłem walkie-talkie.

- Josh, jesteś?

- Tu Macho Man. Odbiór.

- Josh, przestań. Coś tu nie gra.

- Co masz na myśli?

- Śmierdzi. Jakby coś tutaj zdechło.

- To Boxes?

- Mam nadzieję, że nie.

Schowałem walkie-talkie i oświetliłem sobie drogę brnąc przed siebie. Patrząc przez dziurę na zewnątrz, można było zobaczyć wszystko z tyłu z odpowiednim oświetleniem, ale aby widzieć okolice filarów trzymających dom, trzeba było być w środku. Powiedziałbym, że około 40% powierzchni było niewidoczne z zewnątrz. Nawet będąc na miejscu widziałem tylko to, co oświetlała latarka. Kiedy poruszałem się do przodu zapach nasilał się. Złapałem za jeden z filarów, aby podciągnąć się dalej, a gdy to zrobiłem poczułem coś, co sprawiło że natychmiast cofnąłem dłoń.

Futro.

Serce mi zamarło i zacząłem się przygotowywać emocjonalnie do tego, co miałem zobaczyć. Poruszałem się powoli, aby przedłużyć to, co wiedziałem, że nadchodzi. Wytężyłem wzrok i poświeciłem na przeciwległy filar.

Zatoczyłem się z przerażenia. „Jezu Chryste” tylko tyle byłem w stanie wydusić. To była obrzydliwa, powykręcana kreatura w stanie rozkładu. Jej skóra przegniła na pysku, przez co zęby sprawiały wrażenie ogromnych. Smród był nie do zniesienia.

- Co jest? Wszystko w porządku? To Boxes? – odezwał się Josh.

Sięgnąłem po krótkofalówkę. – Nie, to nie Boxes.

- To co to w takim razie jest?

- Nie mam pojęcia.

Poświeciłem raz jeszcze i spojrzałem, tym razem bardziej chłodno.

- To szop!

- OK, w takim razie szukaj dalej. Ja idę do domu zobaczyć czy nie skrył się wewnątrz.

- Co? Josh, nie idź tam! Co jak Boxes jest tutaj i będzie uciekał?

- Nie uda mu się, przyłożyłem panel z powrotem.

Spojrzałem za siebie, żeby przekonać się, że mówił prawdę.

- Czemu to zrobiłeś?

- Nic się nie martw, łatwo go przesunąć. To ma więcej sensu. Jeśli Boxes by uciekał, a ja bym nie zdążył go złapać to byłoby po nim. Jeżeli tam jest to złap go mocno, a ja przyjdę i przestawię zasłonę, a jeśli go nie ma to sam możesz to zrobić, podczas gdy ja przeszukam dom!

Niektóre z tych uwag były celne, a ja wątpiłem, że byłby w stanie się dostać do środka tak czy inaczej.

- OK, ale bądź ostrożny i nie dotykaj niczego. Prawdopodobnie w moim pokoju nadal leży pudło z moim starymi ubraniami. Możesz tam zaglądnąć i sprawdzić czy się do nich nie wczołgał. I noś ze sobą krótkofalówkę!

- Przyjęto, kumplu.

Zrozumiałem, że powinno tam być ciemno jak w kopalni. Prąd zapewne został odłączony, skoro nikt za niego nie płacił. Z odrobiną szczęścia powinien coś widzieć dzięki światłom z ulicy, w przeciwnym wypadku nie wiem co zrobi.

Po krótkim czasie usłyszałem odgłos kroków tuż nad moją głową i poczułem jak stary kurz sypie się na mnie.

- Josh, to ty?

- Chhhk, tu Macho Man do Tango Foxtrot. Orzeł wylądował. Jaką masz pozycję, księżniczko Jasmine? Odbiór.

- Dupek.

- Macho man. Moja pozycja jest w łazience i właśnie patrzę na kupkę twoich pisemek. Wygląda na to, że lubisz męskie pośladki. Jakiś raport na ten temat? Odbiór.

Słyszałem jego śmiech bez krótkofalówki i sam zacząłem się śmiać. Odgłos kroków się oddalał. Josh był coraz bliżej mojego pokoju.

- Stary, ale tu ciemno. Jesteś pewien, że miałeś jakieś pudła z ciuchami? Nic tutaj nie widzę.

- Ta, powinno być kilka pod szafą.

- Nie ma tutaj żadnych pudeł. Sprawdzę, czy nie wcisnąłeś ich do szafy przed wyjazdem.

Pomyślałem, że może moja mama wróciła tu któregoś dnia i zabrała rzeczy, aby je rozdać bo z nich wyrosłem, ale pamiętałem że ja ich nie ruszałem. Nie miałem nawet czasu zamknąć ostatniego pudła przed opuszczeniem domu.

Kiedy czekałem, aż Josh da mi znać co znalazł, rozprostowałem nogę, która ścierpła mi przez pozycję w jakiej się znajdowałem i niechcący coś kopnąłem. Spojrzałem w tył i zobaczyłem coś bardzo dziwnego. Był to koc, a wszędzie wokół niego stały miski. Podczołgałem się bliżej. Koc śmierdział wilgocią, a większość misek była pusta. W jednej natomiast coś było.

Kocie jedzenie.

Był to inny rodzaj, niż to, które dawaliśmy Boxes, ale natychmiast zrozumiałem. Mama ustawiła specjalnie miejsce dla naszego kota, aby schodził tutaj, a nie biegał po osiedlu. To miało sens, a nawet sprawiło, że pomysł iż Boxes wrócił tutaj wydawał się zrozumiały. „Fajnie, mamo” pomyślałem.

- Znalazłem twoje ciuchy.

- O, spoko. Gdzie były pudła?

- Jak mówiłem, tu nie ma pudeł. Twoje ciuchy wiszą w szafie.

Poczułem dreszcz. To było niemożliwe. Spakowałem WSZYSTKIE ubrania. Nawet mimo, że mieliśmy zostać w domu jeszcze przez dwa tygodnie, gdy wyjechaliśmy. Pamiętam, że pakowałem wszystko i myślałem, że to głupie trzymać je w pudłach i wyciągać do codziennego użytku. Ja je spakowałem, ale ktoś je wyciągnął i
  • 31
@maxtrosoft: Będzie, będzie, ale tym razem tego w konkretną datę nie wcisnę. Postaram się to zrobić do max. 2 tygodni (ale może być tak, że jak jutro będzie padać cały dzień, a ja będę zmęczony po treningu to i jutro przetłumaczę).
@vexeen: Nie mogłem się zabrać za pierwszą część, ale teraz przeczytałem wszystkie trzy jedna po drugiej i w sumie dobrze, że zwlekałem, bo miałem więcej do czytania na teraz, świetne historie, świetnie napisane i dobre tłumaczenie.
@Virek2: Pamiętam, pamiętam, ale mam dużo na głowie i tłumaczyć mogę tylko, jak znajdę czas. Do tego pracuję przy kompie 8 godzin dziennie, i po powrocie z pracy niespecjalnie chce mi się gapić w ekran. Musisz się uzbroić w cierpliwość, przecież nawet jeszcze nie minęły zapowiedziane 2 tygodnie.