Wpis z mikrobloga

Historię tą poznałem zaledwie trzy lata temu od mojego biologicznego dziadka w Wigilie. Z racji rozejścia z moją babcią, jakieś 30 lat temu kontakt utrzymywał sporadyczny i wiadomo jak to jest - czasu mało to i kontakt mały.

Dwa lata po wojnie, mój dziadek młodzik szedł ze swoim wujem na Wigilie. Zbliżała się godzina 17 (bezśnieżny grudzień) więc już dosyć ciemno a kolacja na 18. Do punktu docelowego mieli około 20 - 30 minut drogi na skróty przez cmentarz lub ponad godzinę wzdłuż cmentarnego płotu. Jako, że nie chcieli zawieść rodziny czekającej z kolacją postanowili przyspieszyć kroku i przejść szybciej przez cmentarz. Przypominam, że wtedy nie było aż tak dostępnych latarek, świecących smartfonów czy innych pierdół dających światło. Idąc ciemnym cmentarzem śpiesząc się niesamowicie, usłyszeli hałas. Z ciemnego zakamarku dobiegało wołanie "pomocy, pomocy czy ktoś mi może pomóc???" wykrzyczany przez damski głos. Jako, że głos dobiegał prawie na głównej alei i widzieli w oddali jakieś światełko, postanowili podejść i zobaczyć co się dzieje. Była to kobieta ubrana na ciemno w starszym wieku, i bardzo zdenerwowana powiedziała:

"Jak się cieszę, że są panowie proszę mi pomóc" - i pobiegła do otwartego grobowca.


Mój dziadek z jego wujem pobladli, nie wiedzieli co zrobić. W końcu, kto zaraz przed wigilią biega po cmentarzu i prosi obcych ludzi o podejście do otwartego dołu w grobowcu? Jako, że bardzo im się spieszyło a mieli chęci pomóc to podeszli, w końcu Wigilia, święta trzeba nieść pomoc itp. Gdy podeszli do grobu kobieta powiedziała, "że szli tutaj z mężem i jej mąż wpadł do tej wyrwy i ona nie ma mu jak pomóc". Dziura była okrutnie głęboka, że naprawdę nic nie było widać na dole, tylko czarna nicość.

Wuj krzyknął:

"Halo jest tam ktoś?"

Z dołu usłyszeli męski niski głos :

"tak, tak proszę mi pomoc, wpadłem tutaj i nie mogę się wydostać a moja żona nie może mnie wyciągnąć".

Jako, że mój dziadek był jurnym i wysokim młodzieńcem postanowił wsadzić rękę do grobowca i prosił nieznajomego by go złapał za rękę. Nachylił się i nic... pustka.

"Proszę jeszcze niżej ,bo dłoni nie mogę dosięgnąć" powiedział męski głos.

Mój dziadek w końcu położył się na ziemi, leżąc na brzuchu i zwisając w połowie między czarną otchłanią a ziemią wyciągnął mocno ręce by chwycić nieznajomego.

Głos: "oo juz, blisko proszę złapać"

Mój dziadek poczuł, że do ręki pcha mu się coś z gęstą sierścią i jak by kopytami. Wystraszony, krzyknął - "Belzebub!!" i odskoczył od czarnej dziury na parę metrów.

Pierwsze jakie skojarzenie przyszło mu do głowy to, że ta kobieta to wiedźma i pragnie wydobyć diabła z piekła a wszystko to w dzień w, którym narodził się Pan Jezus.

Oboje z Wujem pobladli, nogi ugięły się pod nimi, a ze strachu poczuli przerażający chłód....


Przebieg zdarzeń wyglądał tak: Gościowi urwała się ze sznura koza, koza wpadła do grobu i była w szoku (dlatego była cicho, nie beczała ani się nie szarpała), gościu postanowił tam wskoczyć i ją wyciągnąć ale, że 50kg kozę ciężko podnieść z dziury która jest głęboka stąd ta cała sytuacja... xD


#maxlegenda

#coolstory

#creapystory
Pobierz innv - Historię tą poznałem zaledwie trzy lata temu od mojego biologicznego dziadka w...
źródło: comment_m7kcdn8wCuD64phrmMEcI5ZZk3Xx4OD2.jpg
  • 3