Wpis z mikrobloga

Z racji, że tag ożył dzisiaj jakby co najmniej władymirowicz putin #!$%@?ł 262 metry na velikance (tyłem), to pozwolicie, że dodam jeszcze raz (kiedyś już to tu napisałem) tekst odnośnie całej "dyscypliny" w nadziei, że komuś da do myślenia. Możecie lubić te skoki, nawet się pasjonować widowiskiem, ale apeluję - nie dokładajcie cegiełki do bogacenia się tego środowiska bo to jest farsa i udawanie sportu.

Dla potomnych lojalnie przypominam info z pierwszej (z pierwszej #!$%@?, nie z drugiej, nie z trzeciej i nie z czwartej) RĘKI na temat metodologii trenowania skoków.

Z pewnością niejednokrotnie słyszeliście w mediach, jak to trenowanie skoków WYNISZCZA organizm i jakie to jest #!$%@? trudne i zaawansowane. Z pewnością wielu z was uważa, że ci ludzie (zawodnicy tej farsy) się POŚWIĘCAJĄ wylewając ostatnie poty i że żeby być w topce, to trzeba codziennie srać 8 razy i pić tylko wodę prosto z kaktusa.

Otóż wyjawiam wam tajemnicę. Te nieloty nie robią praktycznie nic. Ich jedynym treningiem jest nie #!$%@? jedzenia żeby być lekką abominacją faceta co to by go #!$%@?ł wentylator ustawiony na średni podmuch. Pytacie skąd to wiem. A wiem to stąd, bo miałem nieprzyjemność "pracować" z tym roszczeniowym elementem. Równocześnie miałem bezpośredni kontakt z trenerem od przygotowania motorycznego.

Trening skoków (topowych zawodników, cały czas podkreślam) nie różni się niczym od mało zaawansowanej lekcji wychowania fizycznego w gimnazjum. Skip A, skip B, bieg przez płotki, przenoszenie nóg nad płotkami, broń boże żadnych elementów akrobatyki co by sobie przypadkiem dziewczyny tych wątłych obojczyków nie połamały przy przewrocie w przód, ani nie zostawiły drachy na kadrowych spodenkach przy przewrocie w tył). I wiecie co? To nie jest jakieś złe. To nie jest jakieś niesprawiedliwe (no chyba, że weźmiemy pod uwagę ludzi z innych dyscyplin, zawodników naprawdę trenujących) czy uwłaczające.
Do bólu natomiast złe jest to, że przy tym wszystkim przedstawia się ich jako sportowców z krwi i kości, #!$%@? herosów, specjalistów od skakania (wyskok mają przeciętny, coś na poziomie podrzędnego siatkarza czy koszykarza, jak amatorscy lekkoatleci) i dorabianie ideologii. #!$%@? na temat mistycyzmu i magii wybicia, gdzie metodologicznie ogranicza się to do ZA WCZEŚNIE/ZA PÓŹNO/#!$%@?.

Pora na to, żeby januszerka uświadomiła sobie, że skoki narciarskie to objazdowy cyrk i coś na wzór widowiska. Coś jak wrestling. I wtedy to jest okej. Ale pora przestać to traktować jako sport, bo raz że zawodnicy jeżdżą po świecie za związkowe (tj. nasze) pieniądze i równocześnie nie kosztuje ich to żadnego wysiłku. Niech się powie o tym otwarcie, a nie #!$%@? i kłamie w żywe oczy januszom, że oni trenują, że oni mają ciężko, że potrzebny jest sztab specjalistów do spraw prania gaci i pieniędzy. Przed sezonem oddają (kadra) po kilka skoków. Reszta to przebieżki po lesie, granie w badmintona, yoga i śledzenie tego co żony atencjuszki wysrały na twitterach. A poza tym to życie w strachu, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw, a im zostanie zabrane koryto. Bo na razie to aż im się wylewało z tego koryta. Aż rzygali. A potem znowu jedli.

Nikogo nie zastanowiło nigdy to, że ci najwięksi specjaliści nigdy nie mają nic do powiedzenia na temat konkretnego skoku? No właśnie. Bo tu się nie da jakoś bardziej lepiej, albo jakoś bardziej gorzej. To wszystko są niuanse, których ONI NIE TRENUJĄ, ani nie da się tego wytrenować. Oni kłamią. Skok ogranicza się do trzech faz:
1. dojazdu do progu (o czym niejednokrotnie #!$%@?ą i taki mistrz olimpijski cały OBÓZ PRZYGOTOWAWCZY poświęca np tylko na to, czaicie, trzydziestoletni chłop trenuje zjeżdżanie z górki w lodowych torach, ale zaraz ktoś po fizyce napisze, że to ja jestem ograniczony i nie rozumiem tej mistyki, ani tego że on tak #!$%@?, że to nie jest takie łatwe utrzymać OPTYMALNĄ POZYCJE)
2. wybicie - w rzeczywistości wyprostowanie nóg w odpowiednim momencie. Tam nikt nie daje w to jakiejś zauważalnej siły, bo przy tej prędkości by ich #!$%@?ło jak z równoważni w energy 200 przy manieczki surrender. Jedyną rzeczą, której się nie da wytrenować, tylko po prostu raz w życiu trzeba załapać (a potem ta rzecz właśnie oddziela kiepów z fis cupu od petów z kontynentala) to odbijanie się DO TYŁU. Bardzo trudno jest to wytłumaczyć, ale w skrócie zjeżdżasz z górki i chwilę przed progiem musisz zainicjować odbicie się DO TYŁU. WEKTOR siły musi być skierowany mniej więcej w belkę, od której się przed chwilą odepchnąłeś. To spowoduje MITYCZNE i ULUBIONE "NAKRĘCENIE" się na narty i od tego "ODLECI". Jeśli ktoś trenował np skok w dal to być może zrozumie o co chodzi, tak jak kiedyś zrozumiał, że lepsze rezultaty daje skok gdzie wektor siły z belki jest skierowany IDEALNIE ku górze, a nie ku przodowi i górze co skutkowało tym, że skok wyglądał jak przeskakiwanie rowu i brakowało wysokości)
3. lądowanie - no i po raz kolejny - raz #!$%@? lepiej, raz gorzej. Nie da się tego trenować. Profilaktycznie wzmacnianie łydki poprzez schylanie się po grzyby i taki o właśnie jest trening.

Reasumując. Oglądacie to niesprawiedliwe gówno, finansujecie z własnej kieszeni i klaszczecie uszami jak kubackiemu postawią pomnik, a kretyna żyłe narysują na pudełku kinder czekolady. I okej, róbcie to dalej. Ale nie bezrefleksyjnie. Odbierajcie to jako widowisko. Nie sport. Bo ze sportem to nie ma nic wspólnego. Zresztą same zasady punktowania tej farsy, są u podwalin niesprawiedliwe. Tam praktycznie nie ma lepszych i gorszych (i nie potrzebuje żadnych statystyk ani wyników), a cały cyrk został obmyślany tak, żeby każdy z uczestników sobie prędzej czy później coś tam wygrał/osiągnął. Jedni mniej, drudzy więcej. Ogólnie chodzi o beztresowe życie i udawanie sportowca
#skoki
  • 2
  • Odpowiedz