Wpis z mikrobloga

#gownowpis #tldr

dochodzę do wniosku że brak umiejętności utrzymania relacji i poczucie wyżej własnej wartości tylko kiedy jestem sam wynika wprost z tego jak toksyczna była moja matka całe moje życie, zaborcza, nadopiekuńcza, jej słowo było słowem tyrana. Żeby jeszcze o ważne rzeczy chodziło ale to byle gówno było i najczęściej po prostu głupie byle było to jak ona sobie wyśniła. Wiercenie dziury w brzuchu bo musi być po jej myśli o wszystko, porównywanie wiecznie z innymi, wiecznie byłem w jej oczach najgorszy. O naprawdę błahostki potrafiłem mieć awantury w domu przez tygodnie dzień w dzień, żebym jeszcze pił palił zadawał się podejrzanym towarzystwem albo w ogóle coś złego robił w życiu, ale po latach potrafiłem mieć wytykane że kiedyś się przewróciłem albo zły chleb kupiłem albo inne byle gówno byle się przyczepić.
Bywałem kilka razy oczywiście w dzieciństwie poza domem poza kontrolą matki wtedy tego nie brałem do siebie.
Ale kiedy ukończyłem szkołę średnią to się zaczęły jakieś #!$%@? jazdy, zresztą takie znaki były już w liceum ale wtedy większość dnia nie było mnie w domu, wciąż z tyłu głowy mam te ukochane zachęcanie do pewnych czynności groźbami, co się odjebywało w szkole muzycznej jak chodziłem w okresie gimnazjum, jakie jazdy miałem robione z głowy...
Zdałem sobie z tego sprawę dopiero jak wyjechałem do niemiec, nie było jakoś bardzo kolorowo pracowałem wtedy bardzo dużo nawet 16 godzin dziennie ale szybko zacząłem się po prostu czuć dobrze jakby coś zeszło z mojej głowy jakbym był lżejszy, podejmowanie decyzji stało się dla mnie dużo prostsze a przede wszystkim byłem dużo bardziej wyluzowany, dużo mniej się denerwowałem. Niestety strzeliło mi do łba wrócić do kraju zamiast zostać, niestety też głupim pomysłem był wtedy powrót do domu, nie ukrywam trochę wtedy neetowałem. Ale powrót do domu zamiast odpoczynkiem okazał się #!$%@?ą katorgą, stan psychiczny pogorszył mi się w ciągu kilku miesięcy tak bardzo że w głowie się zestarzałem chyba o 15 lat, uświadomiłem sobie że w zasadzie tak nie wyglądało tylko kilka ostatnich miesięcy ale całe życie. Wtedy wyszedłem z domu do wojska, trochę żałuję bo wojsko wcale nie jest patologiczną instytucją w porównaniu do tego co miałem wcześnie, ale realnie ludzie tam byli bardzo w porządku, zwykły kapral a nawet jakiś oficer byli bardziej ludzcy niż takie osoby o dwóch maskach jak moja matka która w towarzystwie była do rany przyłóż a w domu zmieniała się w jadowitą żmiję.
Żałuję wojska tylko dlatego że to strata czasu, lepiej się po prostu było wyprowadzić z domu i znaleźć normalną robotę w tamtym czasie.
Doszło do tego że prawie przestałem się do mamy odzywać, czasem z konieczności niestety muszę ją o coś poprosić ale ciężko w ogóle rozmawiać dłużej niż minutę z osobą która obróci wszystko co się powie przeciwko tobie albo będzie ci wypominać na każdej okazji że jestem najgorszy.
Mój starszy brat był mądrzejszy, jak jeszcze był w gimnazjum wyprowadził się do babci i dzisiaj sobie radzi, szybciej niż ja się wyprowadził z domu, był w stanie normalnie budować związki, nie kończyć rzeczy zanim się na dobre zaczęły, dokończyć studia, robić fakultety, chętniej ryzykuje. Trochę mu zazdroszczę, bardziej kompetentnego życia, jedyne co zrobił gorzej niż ja to że ma na pieńku z resztą rodziny, jest zbyt bardzo kłótliwy i się unikają mnie natomiast rodzina chyba lubi a przynajmniej toleruje.
Z każdym rokiem coraz bardziej zamykałem się w swojej pustelni zaczęło się jakoś rok po wybuchu pandemii, ale stwierdziłem trzeba w końcu ogarnąć to życie z tym że przekładanie rzeczy motzno we mnie tkwi, wydaje mi się że jest to spowodowane właśnie moją matką która za wszystko mnie #!$%@?ła, więc finalnie nie podejmowałem żadnych decyzji.
Od roku noszę się z zamiarem przeprowadzki do pewnego miasta żeby #!$%@?ć z tego domu przy lesie w którym sobie zorganizowałem moją ascezę, mieszkanie z dala od ludzi i samotnie w dużym domu na dłuższą metę trochę ryje beret, ale też trochę się obawiam zgiełku miasta, tym że będę żył pewnie na 30-40 metrach i to za wyższą cenę, gdzie będę parkował auto a może zrezygnuję z auta.
Bardzo mocno rozważałem wyprowadzkę na stałe do grecji w rejony pewnego dużego miasta ale domek na prowincji z dojazdami, póki co odkładam tą opcję w czasie.
Niedawno pojawiła mi się przypadkiem opcja wyjechania do innego kraju europejskiego na północy z pewnych powodów ale #!$%@? wzięło górę nad rozsądkiem bo jeszcze musiałbym się zaangażować i może tworzyć coś z inną osobą czego panicznie się boję bo mógłbym być jak moja matka i zawieść oczekiwania powierzane mi.
Musze jakoś się zmusić żeby zmienić swoje życie i obrać wreszcie jakiś kurs a nie dryfować wiecznie bez celu ale nie potrafię chyba jak inni trzasnąć ręką w stół i coś zmienić z chwili na chwilę, za wszystko zabieram się z takim opóźnieniem i tak długo to trwa że państwowe sądy i administracja to speedrunerzy przy mnie.
26 lat to wydaje się że dopiero wszystko przede mną ale tak sobie patrzę na kuzyna który miał sytuację trochę podobną ale jednak lepszą niż moją, wypierdzielił do hiszpani i się całkiem odciął od rodziny, mój brat też sobie żyje w stolicy, mój inny kuzyn też miał wszystkiego dość i wyprowadził się daleko, moja kuzynka wyjechała sobie do norwegi, mam wrażenie że tylko ja zostałem w miarę blisko domu bo w obrębie jednego województwa a przecież to co kiedyś mi się wydawało dystansem 10km to dzisiaj nawet do 100km nie mogę przyrównać jakby świat się zmniejszył.
Ja naprawdę już nie wiem jaka blokada mnie wstrzymuje, prawo jazdy mam, jakieś umiejętności mam, znam angielski i grecki, wiem mniej więcej o co dbać w życiu, jakiś pieniądz też mam to czemu nie umiem się zebrać i ruszyć? Szczególnie że jaki murzyn czy arab ryzykuje wszystko i stawia na jedną kartę żeby się dostać do europy.
Tak sobie tylko myślę teraz kiedy już jestem trochę mądrzejszy, trochę bardziej dorosły, trochę bardziej przemyślałem swoje życie i może dalej nie mam celu w życiu i nie wiem do końca jak je prowadzić, to tak sobie myślę że zmarnowałem swoją szansę na normickie życie, jedna decyzja której nie podjąłem w wieku 20 lat, jedna jedyna która zdecydowała że kolejne 6 lat wyglądało raczej mizernie jak prometeusz przywiązany do jakiegoś miejsca i codziennie jakiś sęp wyjadający mu wnętrzności.
  • 3
  • Odpowiedz
@Uuroboros: Przecież to od ciebie zależy rzeczywistość jaką kreujesz, po takim wpisie (długim), widzę, że nie zależy ci na mamie, chcesz #!$%@? martwić się tylko o siebie, nie widzisz tego drugiego dna od którego się odbijasz, nie bądź fałszywy
  • Odpowiedz
@Uuroboros: nie myśl o tym ile czasu straciłeś, tylko ile możesz stracić odkładając decyzje na później. Nie oglądaj się na brata, nie zazdrość mu, inspiruj się nim i innymi. Jeszcze kawał życia przed Tobą, na pewno nie jest ono zmarnowane (jeszcze).
  • Odpowiedz