Wpis z mikrobloga

Poszedłem kiedyś do Empiku, czy tam Empika, i zacząłem się włóczyć między książkami. Włóczyłem tu, tam i siam. Nic ciekawego. Aż znalazłem książkę o Annie Dymnej. Och, nie. Tylko nie Anna Dymna, pomyślałem. Tylko nie ona. Wziąłem tę książkę do ręki, zacząłem przeglądać. Jezu drogi, zdjęcia. W środku były zdjęcia młodej Anny Dymnej. Zacząłem się ślinić. Jak pies. Jak wilk dziki. Zjadłbym ją, pomyślałem. Jak Boga kocham, zjadłbym. I zacząłem jeść. Wyrywałem strony z książki, te ze zdjęciami, jedna po drugiej, wkładałem sobie do ust i jadłem. Jakaś kobieta zatrzymała się i patrzyła na mnie. Ja jadłem Dymną. A ta kobieta patrzyła przez chwilę, a potem podeszła i zapytała:
- Przepraszam bardzo - zapytała. - Czy pan jest chory psychicznie? Czemu pan je książkę?
Spojrzałem na nią. Spojrzałem z rozbawieniem. I pokazałem, co jem.
- Anna Dymna - powiedziałem. - Młoda, naga.
- Och, Jezu. A to przepraszam bardzo - odrzekła ta kobieta. - Nie zauważyłam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnąłem się. I polizałem kolejną stronę. I ugryzłem ją. I wyszarpałem zębami z książki. I zjadłem. Annę Dymną.
  • 11
@morgiel: ten styl pisma kogoś mi przypomina, coś jakby Gombrowicz, fajne


@Fitoplankton: Mi przypomina Mrozińskiego, autora tej pasty:

Idę z psem na wystawę do galerii sztuki nowoczesnej.
- Tu nie wolno z psami - mówi ochroniarz.
- To nie jest pies - odpowiadam. - To jest performance.
- A, to przepraszam.
Idziemy z psem dalej. Oglądamy rzeźbę Smefra centaura. Pół koń, pół Smerf.
- Zawsze się zastanawiałem - mówię do