Wpis z mikrobloga

#anime #animedyskusja

A to ci heca, Ben-To okazało się bajką świetną. O ile już do bólu zębów potrafi doprowadzać nieśmiertelna formuła licealnej młodzieży zajmującej się bzdurami po lekcjach, to tutaj mamy do czynienia z jednym z tych nielicznych dzieł, które wydostały się z klatki wszelkich stereotypów rządzących tego typu ramotą - Ben-To to krótka, bo raptem 12-odcinkowa, opowiastka o fantastycznie brutalnych (acz wciąż poczciwie humorystycznych) festiwalach przemocy, jakie to targają conocną przeceną na bento w spożywczaku, pełna wspaniałego szczucia cycem i bujająca widza najlepszą muzyką w branży.

Głodni niczym wilki wojownicy zbierają się niby w Fight Clubie, żeby się ponapieprzać, jednakże z całkowitym poszanowaniem nagrody za ten bój - a jest nią bento w przecenie, wystawione w markiecie na sprzedaż. Nasz wiecznie głodny bohater-biedak ledwo co wiąże koniec z końcem po wprowadzeniu się do internatu, więc wyrusza pewnej nocy do sklepu, złudnie sądząc, że uda mu się tak po prostu nabyć obiadek do odgrzania, a tu czeka go przemoc na każdym kroku. Nie ukrywam, naparzanki to ogromny plus tej produkcji, mają wspaniałą, barbarzyńską choreografię, i prawie wcale nie silą się na wprawiające w mdłości dywagacje nt. starożytnych tajnych technik walki - tu się ludzie po mordach biją, i tyle.

Jeszcze lepiej są owe walki udźwiękowione - bajka wysadziła mnie pod tym względem z butów. Zupełnie nie spodziewałem się takiej rozpiętości stylistycznej nutek w serialu, a także tego, jak skutecznie hype'ują wszystkie walki. Aż musiałem zajrzeć w metrykę, jako że wcześniej nie sprawdziłem - toż to bajka David Pro! Na pewno dużo tu z Jojo pięknie stylizowanego, post-ironicznego przesadyzmu, i fanom tego typu klimatów Ben-To powinno siąść bez pytania. Wrzucam jeden z najdziwniejszych theme songów pod wpisem, ale w zasadzie cały soundtrack można łoić bez końca.

Stoi w gotowości nabrzmiały, opuchły fanservice, wspaniale bezwstydny i równie czysto prześmiewczy, co serwowany serio. Głównie mnóstwo tu contentu na potrzeby miłośników cycuchów, ale i arystokraci duszy szanujący szlachetnie sprośne yuri obliżą obleśnie wykrzywione w sardonicznym uśmieszku wargi. Zdanie swoje podtrzymuję - wtedy są chińskie bajki dobre, gdy są sprośne, a Ben-To sprośnym jest bardzo. Nie ma tu ani natężenia, ani kalibru golizny kwalifikujących produkcję do miana bajki stricte walikońskiej, wszystko utrzymane jest w miłej konwencji stanowiącej filtr na widza z kijem w dupie.

Co się zdarza wcale nieczęsto w tym biznesie, Ben-To jest autentycznie zabawne, i to nie w tym nieznośnym, zoomerskim stylu uszczypliwego zblazowania, ani też nie w tym doprowadzającym do szału nieśmiesznością stylu manzai - to bajka znacznie bardziej staroświecka w sferze żartu, mnóstwo tu przede wszystkim slapsticku i sytuacyjnego przesadyzmu, również w typie wczesnych Jojo. Osobiście oglądałem przede wszystkim w angielskim dublażu, bo trafiłem na jakąś wersję bez napisów, i autentycznie angielskie żarty bywają śmieszniejsze od oryginalnych. Z tego jednak powodu nie mogę za wiele powiedzieć nt. kadry głosowej - ta angielska jest spoko, ale pewnie wyłapię za te słowa kosę pod żebro.

Kochani, kto nie obejrzy Ben-To, temu sam ryja przemebluję. Nie ma prawa produkcja tak udana nie uzyskać atencji od wszystkich ludzi kultury na tagu obecnych.
tobaccotobacco - #anime #animedyskusja

A to ci heca, Ben-To okazało się bajką świe...
  • 3