Wpis z mikrobloga

Ten motocykl to dla mnie coś więcej niż tylko dwa kółka, bo jest pierwszy odkąd wróciłem do motocykli po 20 latach przerwy. Wcześniej jeździłem cały czas: Motorynki, Romety Ogary, Kadety, Komary, przeróżne WSKi, CZ, MZ, Jawy. Pochodzę z motocyklowej rodziny, jeździł dziadek, jeździła babcia, jezdził chrzestny, jeździł tata, jeździła ciocia i jeździłem ja. Do czasu… aż się ożeniłem.

Sprzedałem na chwile Jawę 350 TS, by zaraz odkupić, góra rok bez moto miał być, potrzeba kasa na mieszkanie i takie tam. Rozumiecie. Guzik prawda! Nie odkupiłem po roku, po pięciu a nawet po piętnastu latach. Równo 20 lat czekałem, aż będzie ten odpowiedni czas. I on nadszedł - w wieku 40 lat. Ludzie mówią, że mężczyzna przeżywa wtedy kryzys wieku średniego. Że dostaje małpiego rozumu. Głowa siwieje ciało szaleje. I takie tam powiedzenia można usłyszeć na ten temat. Nie nazwałbym tego kryzysem. Po prostu, któregoś dnia uświadomiłem sobie (a raczej zrobił to mój chrzestny, ciągle aktywny motocyklista), że nie ma na co już czekać. Za parę lat może być za późno, może zacząć zdrowie szwankować i już nigdy nie poczuje wiatru we włosach (w sumie nie poczułem go do dziś, bo po pierwsze teraz kaski mają szybki a za moich czasów śmigaliśmy w pomilicyjnych orzeszkach lub bez, a po drugie z włosami u mnie licho).

Jako że prawa jazdy na motocykle nigdy nie miałem, bo 20 lat temu nikt się tym za bardzo nie przejmował, postanowiłem rozpocząć a raczej kontynuować moją przygodę z motocyklami od czegoś, na czym mogę jeździć legalnie mając prawo jazdy kat. „B” czyli 125ccm. Wybór motocykli o tej pojemności jest ogromny. Okropnie podobały mi się choppery, ale że ciągle czuje się młodo, dlatego wybór padł na coś bardziej sportowego czyli legendę 125-tek poczciwą Hondę Varadero. Szukałem tej mojej ponad miesiąc, zwiedzając małe i duże miasteczka w województwie śląskim i małopolskim. Od początku odpuściłem wersje gaźnikowe, bo trzeba je otaczać szczególną opieką (synchronizacja gaźników, odpalanie na ssaniu) a mechanik ze mnie marny i lubię jak coś działa bezobsługowo. Ofert było dużo, ale stan większości z nich pozostawiał wiele do życzenia, aż w końcu trafiłem na ogłoszenie z Krakowa z dosyć wysoką ceną.

Pojechałem ją obejrzeć zaraz po pracy, sprzedawał ją koleś w moim wieku, też podobno w trakcie kryzysu. Zeszliśmy do podziemnego garażu i obok pięknego mercedesa w123 stała ona! Od razu wiedziałem że ją kupię. Jest coś takiego, taki siódmy zmysł czy coś, że ogląda się kilkanaście takich samych rzeczy i gdy pojawia się ta właściwa, to czuje się ten dreszczyk emocji i podświadomie podejmuje się decyzję o kupnie. Dokładnie to samo czułem ja. Czułem też to pół godziny później, gdy zdyszany i mokry z potu pchałem motocykl razem z właścicielem po całym placu, bo akumulator wysiadł i nie chciał odpalić. Kupiliście kiedyś motocykl lub samochód który podczas oględzin nie odpalił? Ja to zrobiłem. I nie żałowałem tej decyzji. Na drugi dzień założyliśmy nowy akumulator a Hania zagadała za pierwszym razem. Ten dźwięk silnika, to mruczenie. Mmmm. Poezja. Ubrałem kask na głowę i siedząc na kanapie popatrzyłem do lusterka. W odbiciu widziałem tylko swoje oczy i ten błysk w nich, tę chłopięcą radość. W tym momencie wiedziałem, że dobrowolnie nigdy nie odstawię dwóch kółek. Nigdy. Wbiłem jedynkę, puściłem sprzęgło i ruszyłem przed siebie. Plan miałem jeden - żebym tylko nie zaliczył gleby. Szkoda motocykla.

Śmiać mi się dziś z siebie chce gdy sobie przypomnę, jakże ja bałem się wtedy odwijać manetkę w tej dzikiej, porywistej maszynie. Jakże ona wydawała mi się szybka! I ten ryk silnika (mam już założony dbkiler) Pamietam, gdy wracając do domu na moście mijałem się z jakimś motocyklistą, a ten widząc mnie podniósł rękę w górę w geście LWG! Stary, nie wiem kim jesteś, ale zapamiętam to uczucie do końca życia. Ta duma, ta przynależność do braci motocyklowej. Czułem się, jakby wybudzono mnie z letargu, jakbym wrócił z dalekiej podróży! Chwilę potem łzy mi pociekły z oczu, tyle to dla mnie znaczyło. Oczywiście nie odpowiedziałem takim samym gestem bojąc się, ze zaraz po tym stracę równowagę i wyłożę motocykl już w pierwszy dzień.

Kilka dni po kupnie pojechałem na swoją pierwszą jazdę motocyklami w grupie. Było nas 10. Kilka maszyn 125, kilka szybkich. Fajna ekipa, z kilkoma osobami utrzymuję kontakt do tej pory. Wytłumaczyli mi, jak się jeździ w kolumnie i wstawili mnie do środka. Jechaliśmy na wycieczkę na jakiś zamek, około 100 km. Wtedy już wiedziałem, że cel wycieczki jest nieistotny. Liczy się tylko jazda. Dumnie przemierzaliśmy przez wioski, pola i centra miast niczym gang motocyklowy z filmów amerykańskich. Ludzie gdy nas widzieli to zatrzymywali i obracali się, kilka razy dzieciaki pokazywali nam żebyśmy przegazowali. Coś pięknego. Pamietam też swój pierwszy zlot motocyklowy, paradę ulicami miasta. Pojechałem tam ze swoim synem. Setki motocykli w jednym miejscu, fajna muzyka i ta atmosfera przyjaźni. Emocje nie do opisania. Polecam.

W sumie przejechałem Hanią ponad 10 tysięcy kilometrów, nie zawiodła mnie nigdy. Raz w roku wymiana oleju, do tego wymieniłem tarczę z klockami z przodu, dokupiłem kufer givi, naklejkę na owiewkę. Z fajnych dodatków to ma kierownice enduro, wydech dominator, uchwyt na telefon, ładowarka i rzecz, która poprawia komfort w chłodne dni czyli grzane manetki.

Za cenę z ogłoszenia kupujesz możliwość przeżycia wspaniałej przygody jaką jest motocykloza - Hanię dorzucam gratis.

Link do ogłoszenia: https://tinyurl.com/5n85thzp

PS.
Sprawdzę czy odpala zanim przyjedziesz.

Pozdrawiam,
LWG

#motocykle #motoryzacja
BratBorata - Ten motocykl to dla mnie coś więcej niż tylko dwa kółka, bo jest pierwsz...

źródło: comment_1647842689M68yMbyVw22V3rhUXn8rL8.jpg

Pobierz
  • 61
@lucasy: da, vmax 125km/h, przelotowa 100km spokojnie, wyprzedzanie tak, ale gdy przyspieszanie od 0-60 w miarę dynamiczne, to od 60 do 100 trwa za długo. To wg. opisu producenta turystyczne enduro, z dobrymi oponami wjedzie prawie wszędzie, No i spalanie do 4 litrów robi wrażenie.
@lucasy: Najwięcej zrobiłem ponad 300 i o ile tyłek był Ok, bo Varadero ma szeroka i wygodną kanapę, to bolały mnie tylko plecy. Od tego czasu też jeżdże w stoperach alpine, bo mało nie ogłuchłem po takiej trasie. Dla porównania na CBF600s boli tyłek, kolana i prawy nadgarstek.