Wpis z mikrobloga

Wyobraźcie sobie, że idziecie o kina na film o Formule 1 gdzie walczy ze sobą zachodząca i wschodząca gwiazda tego sportu. Akcja toczy się przez cały sezon na kilkupunktowe przewagi, jest kilka nieprawdopodobnych zwrotów akcji, a do tego każdy z głównych bohaterów ma swojego giermka, który dopełnia historię najważniejszych postaci. Wszystko ma się rozstrzygnąć w ostatnim wyścigu, rozbudzone nadzieje, ale chwilę po starcie wiesz, że już jest po wszystkim. Pomimo heroicznych prób, bohater za którego trzymasz kciuki, nie jest w stanie wygrać z czarnym charakterem i wtedy dzieje się cud. O całym sezonie ma zadecydować jedno okrążenie, gdzie akurat twój bohater ma świeże opony prosto spod koca, a opony jego rywala are gone. Już wiesz jak to się zakończy, bo to przecież film z Hollywood i takie zakończenia to standard, ale mimo to się cieszysz. Jesteś trochę rozczarowany ta naiwną końcówką i cukierkowym zakończeniem, ale takie prawidła amerykańskiego kina. W drodze powrotnej zajeżdżasz na stację benzynową po puszkę Red Bulla i 7DAYS Super Max, a w radio puszczasz sobie soundtrack z filmu - Pitstop Boys.

Życie pisze czasem takie scenariusze, że gdyby ktoś wymyślił i nakręcił taką historię, to by został obśmiany, a to się przecież wydarzyło tydzień temu xD
#f1