Wpis z mikrobloga

Uwaga, niniejszy wpis sponsorują nieprzebrane ilości "humanistycznego bełkotu" i "ależ bufonady"™. Ego autora mało nie eksploduje gdy ogląda "Czarny kwadrat na białym tle" i razem z dyrektorem galerii metafizycznego makowca #!$%@?.

Jakiś czas temu popełniłem ironiczny poradnik "Jak pisać o sztuce współczesnej". Temat wciąż od czasu do czasu powraca, a ja mam wrażenie, że nie odpowiedziałem być może dostatecznie wyczerpująco na jakże palące niektórych kwestie jeszcze od czasu shitstormu z Rothko.

Żeby była jasność - jestem pełen podziwu dla zdolności dydaktycznych takich awangardo-terrorystów jak @cadael @cytoblast czy @sheslostcontrol . W krótkich słowach ujmują to, co ja bym pewnie musiał pisać przez godzinę. Niemniej eksperymentalnie decyduję się na podejście wyczerpująco-łopatologiczne. Pragnę również zaznaczyć, że wyrażane poniżej poglądy należą wyłącznie do mnie, nie zamierzam występować w roli znawcy ani rzecznika sztuki lub jakiejś grupy. Sam patrzę z obawą w przyszłość obserwując niektóra dzieła sztuki współczesnej, jednak moje wątpliwości są zupełnie innej natury niż większości. Będzie na to osobny temat.

Zacznę od rozliczenia się z użytkownikiem @rudy2007 , który nazwał nasze wypowiedzi, jakże uroczo -"humanistycznym bełkotem" . #

a już w pierwszym poście ktoś bez wiedzy itp. pisze, że mu się podoba, ot tak, bez argumentów, nie wie, że obraz przedstawia[...]


Nie rozumiesz.. Sztuki plastyczne mają swój własny język. Nie trzeba go rozumieć żeby dzieło podziwiać. Tak jak dziecko bywa zahipnotyzowane jakimś filmem, którego całkiem zrozumieć nie może. Zresztą na co dzień podziwiamy majestat i elegancję rzeczy, których nie rozumiemy. Każdemu się może podobać lub nie, to jeszcze nie świadczy o wiedzy bądź jej braku, choć naturalnie większe jest prawdopodobieństwo, że się komuś coś spodoba jeśli to zrozumie. Oczywiście polubienie czegoś też może bazować na niezrozumieniu(o czym już pisałem i napiszę jeszcze za chwilę), ale nie jest to dla nas żaden problem dopóki nie prowadzi do daleko idących wniosków. W tym wypadku postawa tego użytkownika jest wzorowa - jest świadom swojej niewiedzy i zdaje się być tym faktem nawet trochę zakłopotany, a to już jest pierwszy krok do zdobycia jakiejś wiedzy. Czy po stronie krytykantów usłyszeliśmy coś analogicznego? "Nie wiem dlaczego, ale ten obraz mi się nie podoba :s"? Nie, otrzymaliśmy za to sądy delikatnie mówiąc śmieszne, skrajne i oczywiście nie odwołujące się do niczego. Powtórzę raz jeszcze na innym przykładzie - nikt nie zostanie skrytykowany za to, że nie podoba mu się na przykład Finnegans Wake Joyce'a , ale im więcej nierzeczowych uwag doda, tym większy dołek pod sobą wykopie, a stwierdzenie, że to nie jest literatura będzie już kompromitacją.

Dla każdej dziedziny nauki istnieją takie twierdzenia, które natychmiast demaskują ignorancję ich autora i dyskredytują go w oczach ludzi nieco bardziej obeznanych(dopisałbym tutaj pewną trafną łacińską sentencję, ale przecież i tak już jestem wystarczająco pompatyczny). Panowie sami znokautowali się swoimi pierwszymi postami. Jeden gdy stwierdził, że takie dzieła powstają w przedszkolu i zasugerował, że w ogóle nie mamy do czynienia ze sztuką, drugi gdy porównał Rothko do Dalego*(to jakby porównywać Tadeusza Kantora do Szekspira i najwyraźniej mieć pretensje, że ten pierwszy śmie łamać jakieś przyjęte konwencje. A ten drugi to może nie?) i nawet słowem w żaden sposób tego nie poparł, co swoją drogą nieźle oddaje jego płytkie podejście do sztuki opierające się na wierze, że "wystarczy spojrzeć" i smaku najprawdopodobniej odpowiednio urobionym przez kulturę popularną. Z tego powodu mogę mieć poważne podejrzenia, że u źródeł jego fascynacji malarstwem Dalego i Beksińskiego leży - nota bene pozorna - czytelność.

*O ironio, Rothko w rzeczy samej jest porównywany przez poważnych krytyków do największych malarzy dawnych epok - Rembrandta i Tycjana! Porównania te są jednak lepiej lub gorzej uzasadnione, odwołują się do emocji, światła i kolorów. Tymczasem porównanie "z czapy" do Dalego wyraźnie miało być w zamyśle degradujące i nie opierało się na niczym więcej niż prezencji.

Należy także wspomnieć, że wielkość Rothko jest już właściwie przesądzona, stał się wydarzeniem i to nie byle jakim, zapisał się historii malarstwa. Dlatego jasnym jest, że wyrzucenie go z muzeum byłoby dziś zadaniem bardziej wymagającym niż jego obrona.

Chciałbym jeszcze poruszyć jeden często wałkowany tutaj problem - interpretacja. Skąd wiadomo co autor miał NAPRAWDĘ miał na myśli? Ale tak na 100%. Otóż...


Niebywałe, nie? Jednakowoż nie ma co popadać w rozpacz, wszak podobnie jak kryminolodzy zazwyczaj odnajdują motyw przestępcy, tak krytycy trafiają w sedno przemyśleń autora. A te wyjątkowe przypadki kiedy poszlaki są niejednoznaczne i powodują gęstwinę sprzecznych interpretacji... są przecież najbardziej niesamowite i fascynujące! :)

Większość krytyków to - że tak powiem z oczywistym przymrużeniem oka - behawioryści. Po czynach i dziełach poniekąd łatwiej dojść do prawdy niż po wywiadzie z samym zainteresowanym. A nawet jeśli, dajmy na to, zmartwychwstaną wybitne poetki rosyjskie - Cwietajewa i Achmatowa - i zakrzykną: "Cała nasza twórczość i życie to kłamstwo, niech żyje Stalin!", to czy to przekreśli wartość ich dzieł? Czy to ośmieszy krytyków, którzy widzieli w ich wierszach coś przeciwnego? Nie, ponieważ ich Interpretacja była rozsądnie osadzona w kontekście dzieła i wskazywała na zrozumienie utworu. Takie oświadczenie zmieniłoby postrzeganie samych autorek, lecz artystycznie pewnie by nawet awansowały, bo takie "fałszerstwa" to nie w kij dmuchał. Wiersze natomiast można by analizować pod nowym kątem, także pomijając aspekt moralny, same plusy.

Wiele osób ma jakieś mylne wyobrażenia w tej sprawie - to nie jest tak, że konkretna interpretacja nadaje wartości artystycznej.

Zatem o czymkolwiek Rothko by nie myślał(bo autentycznie któryś mirek miał z tym straszny problem...), nie może to zmniejszyć wartości obrazu. Nie wspominając o tym, że Rothko to zły przykład do pisania o tego typu interpretacji, mam wątpliwości czy krytykujący go w taki sposób ludzie w ogóle widzą różnicę między abstrakcjami Marka a sztuką konceptualną(I jak tu nie odwoływać się do wiedzy?). Rothko przekazuje nam emocje, nie daje nam do rozwiązania intelektualnego rebusu. Pytać co miał na myśli, to jakby pytać co miał na myśli Beethoven(coś mieli, ale to nie gra pierwszych skrzypiec). I nie przejmujcie się, jeśli tych emocji nie czujecie, nikt was za to nie krytykuje. Ale nie czepiajcie się ludzi bardziej wrażliwych na kolory, to naiwne i prymitywne.*

*Swoją drogą widziałem tutaj jakiś czas temu podobną "krytykę" znawców wina i whisky oraz chyba jedzenia w ogóle. Niedługo dowiemy się, że jakiekolwiek znawstwo to fałsz i "urojenia Kurskiego" :D

Zostawmy już malarstwo barwnych płaszczyzn w spokoju i pomówmy o interpretacji ogólnie. Zacznijmy od tego, że twórca nie musi być w pełni świadom tego co zrobił, jest dopuszczany pewien automatyzm. Twórczość w przeciwieństwie do odtwórczości zakłada wręcz jakąś niepoczytalność, theia dynamis - boski szał.

I prawdą jest, że każdy ma prawo do własnej interpretacji, ale żeby była wartościowa trzeba skorzystać z pewnych umiejętności. Podobnie jak w przypadku literatury - trzeba znać język w jakim jest dzieło napisane. Trzeba także znać alegorie, rozumieć związki frazeologiczne i inne środki stylistyczne. Jako pewnego rodzaju konserwatysta zmagający się z relatywizmem nie mogę zgodzić się na równouprawnienie interpretacji i temu "wszystko uchodzącemu" postrzeganiu rzeczywistości. Choć to nie moja specjalność, wydaje mi się to szczególnie ważne w sztuce konceptualnej, która prezentuje w pewnym sensie dzieła filozoficzne.

Boleję nad poziomem edukacji jeśli ludzie po maturze nie rozumieją i nie chcą zrozumieć, że krytyka wymaga obycia i nauki, a to z kolei wymaga czasu. Nie da się streścić wszystkiego w kilku postach, a niektórzy tutaj wyraźnie są chętni na taki darmowy kurs teorii sztuki, byle nie za długi, bo w sumie to mają to gdzieś. Stąd miast rzeczowej dyskusji mamy tu z nich najczęściej raczej powierzchowną bekę.

W wykopowym podejściu do sztuki widzę świat analogiczny do gombrowiczowskiego, świat absurdu, gdzie nie tylko człowieka, ale i sztukę się w jakieś przyciasne formy upycha, zniekształca i kisi. (Nie odzwierciedlam tu bynajmniej wszystkich poglądów Gombrowicza na sztukę, ale łączy nas afirmacja wolności twórczej). Jeśli artysta zamiast powielać schematy pragnie iść w nieznane i nie narusza w tym niczyjej wolności, to w imię czego mu tego zabraniać? Sztuka zdeformowana do waszych oczekiwań, tego pragniecie.

Naprawdę wolicie sztukę "ładną" od sztuki autentycznej? Jedno drugiego nie wyklucza, ale to "ładność" musi być podzbiorem autentyczności, nie da się odwrotnie. Boicie się, że jak spuścicie sztukę z łańcucha to was pogryzie? Niektórych to i być może... Jak Sokrates porównywał się do kąsającego gza na końskim grzbiecie, tak ja bym sztukę porównał do psa właśnie, który jest odbiciem duszy właściciela i odpłaci się nam tylko tym, czym sami go potraktowaliśmy. To bardzo romantyczne porównanie, ale uważam, że w przypadku sztuki jest w nim dużo racji.

Toteż mój postulat będzie również gombrowiczowski - trzeba sztukę od człowieka uwolnić!

Jeżeli sztuka nie powinna być dla człowieka to znaczy to, że człowiek jest dla Sztuki? Z pewnością nie. Czy zatem Sztuka dla Sztuki? IMO Sztuka dla Artysty, który uosabia i Człowieka i Sztukę zatem Artysta dla Siebie.

I mimo że realizacja takiego programu nie wydaje się realna, słusznym jest buntować się, na ile to możliwe nie stając w opozycji do kogokolwiek a wzbijając się ponad podziały. Poza tym uważam, że Kartaginę należy zniszczyć.

Takie są moje odpowiedzi, jeśli wam się nie podobają, to mam też inne.

Czytał Piotr Fronczewski.

Poniżej obraz Marcela Duchampa "Akt schodzący po schodach, nr 2".



#kultura #sztuka #malarstwo #parsifalclub
Palosanto - Uwaga, niniejszy wpis sponsorują nieprzebrane ilości "humanistycznego beł...

źródło: comment_psyxGzHEu6BQAhVIKSWMVhyZjwTwQKiG.jpg

Pobierz
  • 38
  • Odpowiedz
@Palosanto: jednak się wziąłem i przeczytałem.

Dla mnie niczym się nie różni czy ktoś napisze, że to "dno dna" i "nie sztuka", czy "nie wiem dlaczego, ale mi się to nie podoba", bo jak zauważyłeś sztuką się nie interesuję i być może z tego powodu ból dupy z powodu stwierdzenia, że coś nie jest sztuką jest mi obcy ...

Tak samo w dupie mam czy ktoś bez wiedzy chce ją choć
  • Odpowiedz
takich awangardo-terrorystów jak @cadael


Nie wiem, co ja robię w tym zacnym gronie (przekonywanie już dawno mi się znudziło), ale dzięki, @palosanto ;>

Tekst tak trafny, że aż trudno się odnieść, ale w najbliższym czasie będę próbował...
  • Odpowiedz