Wpis z mikrobloga

Chciałem napisać moje #mysliznadmuszli o czymś z pozoru niepotrzebnym, niewidocznym, co jednak wpływa bardzo znacząco na nasze otoczenie i dla kogoś takiego jak ja jest tematem totalnie nowym i nieznanym. Wiem, odkrywam #socjologia i nic twórczego dla kogoś znającego temat pewnie nie powiem, natomiast dla mnie, który nigdy nie miałem z nią nic wspólnego, jest to faktycznie dziwne odkrycie:

Konkretniej, relacje/interakcje społeczne - z sąsiadami, bądź nieznajomymi, wydają mi się często przesadnie powierzchowne i instrumentalne. Z jednej strony to oczywiste że takie są - ludzie zajmują się w końcu swoimi sprawami i nie zawsze chcemy wchodzić w rozmowy z panią z warzywniaka, ale z drugiej jest to trochę zastanawiające, że posunęliśmy prywatność aż tak daleko - często sąsiedzi to po prostu nieznajome twarze, które widzimy trochę częściej i nawet nie trudzimy się by je zapamiętać. Często nie mamy z nimi żadnego kontaktu poza zwyczajowym "dzień dobry".

Taki profil jest (przynajmniej dla mnie) bardzo charakterystyczny dla dużych miast. Oczywiście opieram te obserwacje na własnych spostrzeżeniach i bardziej niż robię tu komuś wyrzuty, to po prostu zastanawiam się czemu sam tak często tak właśnie się zachowuję. Łapię się, że w obawie przed zajęciem komuś cennego czasu nie rozpoczynam dialogu bez powodu, bądź nie rozwlekam go. A nie uważam się za osobę nieśmiałą. Nieco paradoksalne - ludzie w obawie przed byciem odebranym za dziwaka wolą nic nie mówić i stać z boku. I taki mamy teraz obowiązujący profil społeczny, mocno wypromowany przez powszechność smartfonów (zawsze jest coś, co można w nich przeczytać/obejrzeć/posłuchać), teraz zyskał nowy wymiar przy koronawirusie.

Na kanwie tak popularnych ostatnio walk o zmiany społeczne #sjw zastanawiam się czy faktycznie tak chcemy, żeby wyglądało nasze społeczeństwo, czy raczej jest to niepożądany proces, który należałoby jakoś zmieniać?
I czy okres PRLu, którego w żadnym razie nie zamierzam idealizować, akurat w tym aspekcie tj łączenia ludzi przez wszelkiego rodzaju inicjatywy, wspólnoty, zebrania i spółdzielnie, tzn kładąc duży nacisk na społeczeństwo i na dialog (choćby był on dość powierzchowny, propagandowy i przymusowy) - czy wtedy przynajmniej nie próbowano rozwiązać dość ważnego problemu, który teraz jest pomijany i bagetelizowany, pozostawiany samemu sobie?
Zgodzę się na pewno, że nie jest to najważniejszy problem o jaki należy walczyć, ale skoro żywotnym tematem na wykopie są przykładowo prawa afroamerykanów, to chyba taki temat, dotyczący tu i teraz, większości z nas, tym bardziej się nadaje?

No więc JAK POWINNO BYĆ?
W sumie nie wiem i są to tylko puste spostrzeżenia - może należy wyciągnąć nieliczne dobre cechy z PRLu i niejako odgórnie wymóc tę interakcję w bliższej społeczności? Dzięki temu ludzie nie będą się "chowali" w obawie, że zajmujemy innym cenny czas i zostaniem odebrani jako nachalni? Nie jestem zwolennikiem nakazów, ale z drugiej strony, wbrew libertarianom, zdaję sobie sprawę że niektóre mają rację bytu i są korzystne dla ogółu. Problem jest pewnie głębszy i sięga edukacji i całej sieci powiązań społecznych, o których nie mam pojęcia, ale może ktoś z czytających ma? Jak tak to prośba o podesłanie jakiś materiałów na kolejne posiedzenie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

  • 1
@petrodolan: Ogólnie ciekawy temat bardzo. Czy powinno tak być, to pewnie kwestia gustu, moim zdaniem nie powinno. Czemu tak jest, to pewnie można po darwinowsku wyjaśnić, że w środowisku, w którym żyjemy, pod wpływem presji selekcyjnej, gdzie czynnikami są ograniczony czas i pojemność robocza naszej świadomości, przetrwały tylko nieliczne hehe memy relacji międzyludzkich. Mogłaby tutaj zainterweniować jakas inzynieria społeczna i stworzyć jakieś kontenery kulturowe, które umozliwiłyby przetrwanie pewnym meme w tym