Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Chciałbym podzielić się swoją historią. Niby jestem gościem jakich wiele ale żeby mi chyba nie było za dobrze, to musiałem urodzić się z atopowym zapaleniem skóry. Dla tych którzy nie wiedzą to co to już tłumaczę.

To strasznie upierdliwe gówno, polegające na tym że na różnych miejscach na skórze robią się zaczerwienienia. Skóra jest sucha i swędzi oraz piecze. Właściwie atopia ma podłoże genetyczne. To taka jakby "alergia na całe życie" nie da wiele się z tym zrobić, trzeba nie jeść rzeczy które są alergenami (jako chłopiec nie mogłem jeść np. czekolady i miodu, migdałów itd. ໒( ́ ∧ ̀ )७

Trzeba ogólnie uważać na siebie i dbać o skórę albo wychodzą te zaczerwienienia. Czasem człowiek robi wszystko żeby było ok ale to i tak nie wystarcza. Atopia jest nieobliczalna bo warstwa lipidowa skóry nie chroni jej jak powinna - jak już mówiłem tkwi to w genetyce. Mi najpewniej przekazał mi to nie żyjący już dziadek od strony mamy.

No i tak sobie żyłem, raz było lepiej raz gorzej ale już mnie szlak trafiał.

Jednak ku mojej wielkiej radości udało mi się pokonać moją chorobę. A przynajmniej trzymać ją w ryzach na niespotykanym wcześniej poziomie. Wszystko dzięki mojej ukochanej babci od strony mamy. Ma już ponad 87 lat i wiele w życiu przeżyła. Rzadko kiedy ją odwiedzam bo mieszka w razem z ciocią co się nią opiekuje w Sanoku, a ja jestem z Wielkopolski więc mam w #!$%@? daleko. W każdym razie jak byłem mały to miałem z nią super kontakt, wiadomo. Wakacje, ferie itd były u niej.

Przechodzę już do sedna. Babcia wiele w życiu widziała i ma taką mądrość życiową. Smutno jej z powodu mojej choroby i chcąc mi pomóc podzieliła się ze mną rewelacyjnym sposobem. To znaczy jak mi pierwszy raz o tym powiedziała przez telefon to pomyślałem sobie że z całym szacunkiem ale no nie... No ale spróbowałem i ulga jest niesamowita. Nie piecze mnie, zaognienia zbladły i skóra wraca do swojej właściwej formy. Najczęściej miałem podrażnienia w zgięciach łokci i na powiekach.

Babcia powiedziała mi żebym nasączył opatrunek lekko moczem i miejscowo przykładał tak żeby on powoli wchłaniał się w skórę. Mówiła że tak przynajmniej półgodziny potrzymać z dwa, trzy razy na dzień. Stwierdziłem że nie mam wiele do stracenia. Zastosowałem się do babcinej rady i po paru dniach to naprawdę mi pomaga. Nie wiem w czym tkwi sekret ale w sumie mam to gdzieś. Jak wspominałem mój dziadek też miał atopię i takim sposobem sobie radził jak go obsypało.

W sumie jakoś specjalnie mnie to nie dziwi bo jak mój świętej pamięci dziadek był mały to mieszkał na wsi, biegał po klepisku i krowy pasał. To nie te czasy co teraz i jego rodzice nie mieli leków. W każdym razie kocham swoją babcię za to że mi powiedziała o tej metodzie. Zawsze była dla mnie dobra, a ponadto przekonałem się że stare ludowe sposoby są najlepsze. Nie mówię że mocz jest cudownym lekiem na atopię ale mi przyniósł ulgę podczas gdy łykanie tabletek odczulających gówno dawało, a maści sterydowych nie mogłem za długo stosować bo mają skutki uboczne. To by było na tyle.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60fb501da36c0b000a9ba7ed
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Przekaż darowiznę
  • 2