Wpis z mikrobloga

Hej Mirasy, poniżej podsumowanie czwartego i piątego dnia #wyprawakajakowa #kajaki

W czwartek wstałem dość wcześnie rano i zacząłem ogarniać mandżur po ulewie która mnie złapała w środę. Okazało się że do namiotu nakaplo sporo wody i materac dmuchany od spodu się zamoczył. Dodatkowo ubrania z środy były mokre i trzeba było je porozwieszac. Musiałem to wszystko powycierac i osuszyć. Dodatkowo ogarnąłem siebie bo byłem dość mocno zmarznięty ale dwie gorące zupki chińskie pomogły.

W międzyczasie ogarnąłem że rozbiłem się na czyimś podwórku xD. Podczas ulewy widziałem że stoi tam jakiś złom ale myślałem że ktoś to poprostu postawił na nieużytku. W sumie to nie ja ogarnąłem tylko przyszedł miły Pan i się spytał co tu robię. Opowiedziałem że złapała mnie ulewa i musiałem się gdzieś rozbić. Na szczęście nie robił kłopotów, poprostu kiedyś często zwalali mu się na teren kajakarze i robili syf, więc jest wyczulony żeby sprawdzać. Opowiedział mi trochę historii o tym że jeszcze kilka lat temu (chyba 3,)Bystrzyca za Lublinem była czyszczona i nawet organizowano spływy kajakowe (sam po drodze widziałem przystań kajakową) ale z jakiegoś powodu przestano to robić i szybko bobry w połączeniu z wichurami przejęły inicjatywę i zablokowały trasę. Ktoś w komentarzu pod poprzednim wpisem pisał właśnie że przestano czyścić ta część rzeki gdyż duża populacja bobra szybko nadrabiała to co oczyszczono). Powiedział mi że na ostatnim kawałku rzeki też jest kilka zapór ale ostatecznie jakoś udało mi się je przepłynąć. Pan wspomniał również o tym że jego staw nawiedzają wydry, co znaczy że też musi być tu ich sporą populacja (był wkurzony szczególnie tym że wydry potrafią wyłowić wszystkie ryby ze stawu i zjeść każdej tylko głowę a resztę zostawić).

Po pogawędce i spakowaniu się i o 7:30 ruszyłem w dalszą drogę. Z drobnymi utrudnieniami (powalone drzewa) dotarłem do Wieprza i ruszyłem w podróż w stronę Jeziorzan (cel dalekosiężny tamtego dnia). Około 9:30 dotarłem do kładki rowerowej w Rokitnie skąd zaczęła się numeracja wysokości rzeki. Rokitno było na 128 km. Że spiczyna do rokitna myślę że zrobiłem z 15km. Początkowo wiosłowało się całkiem dobrze mimo nienajwyższej temperatury. Jednak wraz z upływem dnia nasilał się wiatr, który na ogół Wisła mi w twarz albo w bok (zależnie jak rzeka meandrowala) utrudniając mi płynięcie. Niekiedy powstawały fale wsteczne, z którymi musiałem się zmagać.

Po 11:30 dotarłem do plaży w #lubartow gdzie zrobiłem sobie przerwę na obiad (2 puszki śledzia w pomidorach, pasztet drobiowy ten żółty i paczka sucharów), ogarnąłem lokalizację i przewidywane cele ( pomocne przy tym były zdjęcia i wpisy z wyprawy Wieprzem dwa lata temu, mogłem porównać ile mniej więcej zajęło mi pokonanie danego odcinka) oraz zarejestrowałem sięg na szczepienie przeciw COVID ( ͡º ͜ʖ͡º).

Po 15 dotarłem do miejsca mojego obozowania z przed dwóch lat (wiele się tam nie zmieniło),na tej podstawie wiedziałem że wyprzedzam siebie z przeszłości o jakieś 4 godziny i wiedziałem że do Jeziorzan dziś nie dotrę ale za most na drodze nr 19 raczej powinno się udać. Ostatecznie tak też się stało.

Zakończyłem spływ po 19, dość mocno zmęczony gdyż zrobiłem tego dnia około 70 km (jeszcze będę musiał sprawdzić dokładnie na google mapie ale to na spokojnie w domu przed kompem). Rozbiłem się nieopodal wsi Bożniewice, na skraju rzeki przy polnej drodze i łąkach. Łąki wokół tej wioski były naprawdę urokliwe, do tego nie dość że obok płynie rzeka to za wioską jest starorzecze. No trafiła się mieszkańcą tej wsi piękna okolica (). Po rozbiciu namiotu i zjedzeniu kolacji (pulpety wieprzowe że słoikaz ryżem) położyłem się spać bo byłem naprawdę wypompowany.

Następnego ranka wstałem po 6 i niestety przywitał mnie deszcz (mżawka) powoli ogarnąłem jak zawsze siebie i rzeczy i o 8 ruszyłem w drogę. Cel długoterminowy był finiszu a taktyczny to dostać się do Jeziorzan i zrobić zakupy. Przez cały ranek mżawilo więc delikatnie przemokłem (nie miałem już płachty przeciwdeszczowej) a w dodatku niebo było zachmurzone i było chłodno. Poranny spływ nie należał do najprzyjemniejszych, tyle dobrze że zdecydowałem się dziś spływać w butach i skarpetkach a nie nagich stopach, zawsze to trochę cieplej.

Droga do Jeziorzan jak i same Jeziorzany to piękny pokaż przyrody. Nie nadarmo nazywają tą część Wieprza lubelską Biebrzą a Jeziorzany lubelskim Jagłowem. W rozlewiskach rzeki oraz okolicznych łąkach gniazdują i żyją różne gatunki ptaków, rozpoznałem takie jak krzyżówki, czaple siwe, żurawie, perkozy, łabędzie, trawniczki (pomogła apka birdnet), jaskółki (setki gniazd mają na moście w Jezioranach), bociany białe. W dodatku było wiele innych gatunków które nie potrafiłem zidentyfikować. Ponadto tego dnia widziałem chyba najwięcej sarn w swoim życiu, co chwilę widziałem jakieś stadka lub pojedyncze osobniki. Na ogół pasły się na żyznych łąkach zalewowych. Mnogość odgłosów i widoków niesamowity, myślę że wpływ na to ma też pora roku wiosna-czas gniazdowan).

Około 10:30 dotarłem do Jeziorzan gdzie zrobiłem zakupy (jedzenie, płaszcz przeciwdeszczowy, monkey) i przerwę obiadowa. Bardzo lubię tą wioskę za jej wiejską klimatyczność (wieś gminna można by rzec że na końcu świata, wszystkie urzędy i sklepy na jednej ulicy, wszyscy ciekawi jak ktoś nowy się pojawi itp) i ciekawy aspekt przyrodniczy.

Po przerwie ruszyłem w dalszą drogę przez Blizocin (bar Blizocin mnie rozwala xD), drążków i Białki dolne (osmolice). Zaraz po wypłynięciu z Jeziorzan, przydała się zakupiona peleryna przeciwdeszczowa, gdyż poranny deszcz powrocil i to w silniejszej formie. Na szczęście padało przelotnie i krótkotrwale.W białkach się zatrzymałem dwa lata temu na nocleg (jest tam przystań kajakowa z altaną) i tym razem rownież zrobiłem sobie tam przerwę ale tym razem krótką na zjedzenie kiełbasy zakupionej w Jeziorzanach. Przystań jest na 28 kilometrze rzeki czyli od Rokitna (czwartek 9:30) do białek (przypłynałem około 16) zrobiłem równo 100 km + około 15 że spiczyna.

W białkach już w 100% uświadomiłem sobie że dziś nie skończę podróży i trzeba będzie kontynuować jutro. Dlatego też celem na koniec dnia było dopłynięcie jak najdalej, by w sobotę jak najwcześniej wrócić do domu (trzeba ogarnąć rzeczy po wyprawie, odpocząć a poniedziałek praca). Pełen optymizmu (po zarzyciu monkey) ruszyłem w dalszą drogę. Chmury ustąpiły i nawet pokazali się słonko, które zaczęło ocieplać otoczenie oraz mnie na koniec dnia. Mimo to nie zdejmowałem peleryny przeciwdeszczowej, gdyż dawała ona dodatkowe ciepło. Około 18 udało mi się dotrzeć do mostu/mostów na s17, które często sam pokonuję w drodze do lub z Lublina. Tym razem pokonałem mosty trochę w innym kierunku i sensie.

Jako że dziś nie chciałem się tak forsować jak wczoraj to zdecydowałem się na rozbicie obozu przed 19. Tak też uczyniłem i roxzbiłem się w okolicach wsi Bobrowniki. Na miejscu podczas rozbijanie się, zaszedł do mnie starszy Pan, który mieszkał w tych stronach całe życie i przy kolacji (ryż z sosem azjatyckim ze słoika i konserwa wojskową) opowiadał mi jak dawniej wyglądał tutaj wieprz (więcej wody w tym okresie, inny bieg rzeki, brak bobrów) oraz ogólnie o swoim życiu (miał około 80). Bardzo ciekawa postać, umiliła mi wieczór. Dziwił się że jak mogę wytrzymać w spodenkach jak jemu w kalesonach i spodniach zimno xD. Po jego odejściu położyłem się zacząłem pisać to podsumowanie ( ͡º ͜ʖ͡º)

Jeszcze zawrę aspekt przyrodniczo-terenowy. Otóż jak wygląda wieprz na tych odcinkach? Jest znacznie szerszy od Bystrzycy i mocno meandruje w wielu miejscach, zakola które tworzy są bardzo duże a w niektórych miejscach przecinają się tworząc wyspy. Brzegi są na ogół wysoki, choć przy tym poziomie wody nie jest to aż brak widoczne/doskwierające. Bliżej Dęblina często pojawiają się naturalne plaże/łachy piasku.

Brzegi rzeki porośnięte są na ogół wierzbą, ale też jest i olcha czarna, sosny sokory (topola kanadyjska) czy inne drzewa liściaste. Ślady bytowania bobrów, jak i same bobry łatwo można zobaczyć. Co kilka metrów na stromych brzegach wydeptane są ścieżki na górę, dodatkowo widać nory i żeremia. No i oczywiście masa obgryzionych i przewróconych drzew, które jednak nie blokują całej rzeki, gdyż ta jest tu zbyt szeroka.

Ogólnie aspekt przyrodniczy Wieprza jest naprawdę bogaty i moim zdaniem bogatszy od zasyfionej Bystrzycy (na Wieprzu widać o wiele mniej śmieci). Dlatego polecam spływy pradoliną Wieprza, mimo że woda może i nie jest najczystszą ale natura w około i tak tętni życiem i jest ci podziwiać.

Pozdro
Pobierz
źródło: comment_16204169491J8OZcL25zEeDdzSmkLMmG.jpg
  • 46