Wpis z mikrobloga

Zachowanie rządzących i Trybunału Konstytucyjnego uważam za idealne podsumowanie ostatnich pięciu lat rządów. Główny problem, jaki tu zauważam to forsowanie zmian przy poparciu "zaledwie" 50% społeczeństwa. Przy optymistycznym dla władzy założeniu.

Niby demokracja taka jest, że rządzi większość i Zjednoczona Prawica taką większość zdobyła. Ja jednak widziałbym inną jej definicję. Demokracja to rządy ludu. W praktyce oznacza to, że nie wystarczy zmieniać prawa przy poparciu większości, ale zmieniać je tak, żeby druga część głosującego społeczeństwa znalazła w tym prawie swoje rozwiązania. Bo skoro rządzi lud, to polowa wybrała rządzących, ale druga połowa wybrała ich opozycję.

Dlatego właśnie - nie dlatego, że się zgadzam z nim lub nie - uważam, że kompromis aborcyjny powinien był być zachowany. Naruszanie takich rzeczy to plucie w twarz
idei demokracji, plucie w twarz obywatelom o innych poglądach, będącymi tak samo Polakami jak forsujący zgniłe prawo.

Nie dzieje się to jednak przypadkowo w tym właśnie momencie. W trakcie szalejącej pandemii, w trakcie wprowadzania obostrzeń, w trakcie zakazu zgromadzeń. Chociaż na ulicach rządzą dziś emocje, w gabinetach politycznych rządzą dziś zimne kalkulacje.

Rządowi nie wychodzi walka z pandemią. Ograniczają się do trików, które w szczęśliwym zbiegu okoliczności pomogły "pokonać" pierwszą falę. Własną niekonsekwencją w działaniu leją benzynę na stos antymaseczkowy, który wywołuje znieczulicę u niektórych ludzi. Stąd i oni swój ruch i swoje marsze mają.

Wiecie, gdyby tylko wydarzyło się coś co mogłoby posłużyć nie tylko za idealny temat zastępczy, ale także wytłumaczenie dalszych porażek w walce z epidemią. No nie wiem, może jakieś zbiorowisko ludzi, które można pokazać i powiedzieć "To ich wina!"?

A może niech to będzie jeszcze coś, co wywoła niesmak i oburzenie znacznej części Polaków - jakieś wejście do kościołów z transparentami, jakieś poniżanie księży, jakieś przerywanie mszy. Może trąbienie na drogach albo nieobecność w pracy? To byłoby doskonałe ukazanie jacy to protestujący są "barbarzyńscy" i jak to nie warto z nimi iść w pochodach.

Szanowni Państwo. Kaczyński i jego świta wygrali już kolejne wybory z rzędu. Dwukrotnie znaleźli się w sytuacji, w której mają większość parlamentarną oraz prezydenta i mogą forsować jakiekolwiek tylko prawo chcą. Na Zjednoczoną Prawicę głosowały nie boty, a prawdziwi ludzie z krwi i kości. Polacy. Czy ktoś, kto choć trochę interesuje się polityką może rzeczywiście myśleć, że te protesty, to wchodzenie do kościołów, to trąbienie na ulicach w jakikolwiek sposób sprawią, że PiS pokornie zejdzie ze swoich stołków?

Musiałoby dojść do rozlewu krwi, ale chyba nie chcemy dzielić kraju na pół, prawda? Trudno znaleźć w historii świata przykładu, w którym podział Państwa na dwa lub kilka mniejszych elementów przyniósłby jakieś pozytywy. Związek Radziecki się nie liczy - to była okupacja Państw, które nie mogły decydować suwerennie. A my jednak mamy w Polsce sprawczość.

Jedynym przeciwnikiem, którego trzeba pokonać, żeby odwrócić zaistniały stan prawny, są ludzie, którzy tej zmiany dokonali. Politycy. Sędziowie TK.

Zwalczanie Kościoła przyniesie efekt odwrotny od zamierzonego. Hierarchowie kościelni układają się z władzą tylko dlatego, że czerpią z tego korzyści i ideologicznie myślą podobnie. Jeżeli zmieni się władzę, to problem sam się rozwiąże. Uderzanie bezpośrednio w kościół jedynie zaostrzy kurs i stanowisko osób wierzących.

Trąbienie na drogach i tamowanie ruchu drogowego nie tylko nie przeszkadza żadnemu odpowiedzialnemu za zmianę przepisów, ale też wywołuje niepotrzebny niesmak wśród ludzi o odmiennych poglądach, którzy w całym tym zamieszaniu czują, że to nie ich walka.

Wykrzykiwanie wulgarnych haseł na pochodach i machanie tabliczkami, które może i są zabawne, odbierają sytuacji powagę. Z pewnością nie przekona to nieprzekonanych. A jedynie rozzłości.

To jest uderzanie w absolutnie niewinnych Polaków, którzy tak jak każdy inny obywatel, mają pełne prawo wybrać w wyborach kogo chcą.

Żeby zmienić władze, trzeba ją zmienić w wyborach. A żeby to zrobić, rządzący muszą je przegrać. Nie ma i nie będzie innego rozwiązania. Można krzyczeć, tuptać nogami, bulwersować się w Internecie i wypisywać antysystemowe hasła ale dopóki nie wygra się wyborów i nie wybierze nowych władz - nie zmieni się nic. A jak chce się wygrać z czymś takim jak PiS, trzeba zyskać poparcie zwykłych, szarych ludzi, a nie politycznych przywódców. To lekcja, której jak dotąd nie udało się odrobić.

Przykro mi - taka jest rzeczywistość. Solidarność zwyciężyła w Polsce tylko dlatego, że w samym Związku Radzieckim zaczęło się pieprzyć, a Polskie władze próbujące udomowić się w zaistniałej sytuacji nie miały zwyczajnie poparcia społeczeństwa. Tylko osłabienie układu rządzącego pozwala go pokonać. Plucie w twarz zwyczajnym Polakom o odmiennych poglądach to najgorsze co można zrobić.

#protest
  • 2