#anonimowemirkowyznania Czy ktoś z Was też uważa, że duże miasta i życie w nich są nieco przereklamowane? Nie mówię, że złe. Co to, to zdecydowanie nie, ale wydaje mi się, że bardzo mocno się je mitologizuje. Sam pochodzę z małego miasta, więc naturalną koleją rzeczy było to, że na studia trzeba było wyjechać. W moim przypadku padło na #warszawa. Już na początku studiów mocno rzuciło mi się w oczy to, że spora część przyjezdnych bardzo szybko zachłystuje się w większymi miastami. Nie, żebym kreował się na jakiegoś freethinkera, ale te wszystkie "based in Warsaw, Poland" na instagramie czy "u nas w Poznaniu, tej" po tygodniu od przeprowadzki zawsze wydawały mi się mocno pretensjonalne. Zauważyłem też, że nawet na wykopie pochodzenie ze wsi czy mniejszego miasta często uważa się za podstawowy powód #przegryw i braku jakichkolwiek perspektyw już na starcie. Wiadomo, że porządnej uczelni w miasteczku powiatowym się nie ukończy, ale czy chodzenie do podstawówki, gimnazjum czy nawet liceum w takiej Wawie czy Krakowie to przewaga, której ludzie z prowincji nie są już w stanie nadrobić? Nie powiedziałbym. Czasami, przeglądając z wpisy z narzekaniami tutaj, zastanawiam się, gdzie są te wszystkie zadupia, które opisujecie. Sam pochodzę z niezłego, bo jest to kilkunastotysięczne miasteczko, w pobliżu którego największym miastem jest #olsztyn, więc szału nie ma ( ͡°͜ʖ͡°) Mimo to nawet tam na miejscu dostępne jest wszystko, co powszechnie kojarzy się stereotypowo z wychowywaniem się w metropolii - szkoły językowe, kino, basen, koła zainteresowań, lekcje fortepianu, taekwondo itp. itd. Kolejna sprawa to to, na ile w praktyce zmienia się życie typowego przyjezdnego studenta po przeprowadzce do dużego miasta. Mówi się, że na prowincji najczęstszą atrakcja jest chlanie. No zgoda, z tym, że dziwnym trafem za jedno z kultowych miejsc wśród warszawskich studentów uchodzą schodki nad Wisłą, których atrakcyjność sprowadza się do tego, że siedzi się na betonie i pije przepłacone piwo z pobliskiego Orlenu, więc ja tu jakiegoś wielkiego skoku jakościowego nie widzę ( ͡°͜ʖ͡°) Że na zadupiach ciągle widzi się te same gęby i mija te same miejsca? Ależ oczywiście, że tak, z tym, że tak samo potrafi opatrzeć się Krakowskie Przedmieście, gdy przechodzi się nim kilka razy dziennie. Ludzi oczywiście nieporównywalnie więcej, ale przecież jednocześnie nie żyje się w całej Warszawie, tylko funkcjonuje na niewielkim wycinku przestrzeni. Codziennie miałoby się robić zakupy w innym sklepie, chodzić do innej kawiarni albo zapisywać się na nowe studia, byle tylko nie spotkać kogoś znajomego i nie poczuć się jak na prowincji? ( ͡°͜ʖ͡°) No i na koniec kwestia chyba najistotniejsza - mianowicie perspektywy zrobienia tak zwanej "kariery". Wiadomo, że w takiej Warszawie choćby z racji jej stołeczności istnieje pewien wachlarz stanowisk niedostępnych nigdzie indziej. Ale, Panowie, umówmy się (#borek), ilu studenciaków zajmuje jakieś eksponowane, dobrze płatne stanowiska, a ilu podejmuje gównoroboty, za które dostają podobne wynagrodzenie jak wszędzie indziej?
Nie chodzi mi w żadnym wypadku o deprecjonowanie dużych miast czy ocenianie, co jest lepsze - życie na zadupiu czy w metropolii, ale o zwykły umiar i niepopadanie w skrajności.
@AnonimoweMirkoWyznania: powiem Ci tak, mieszkałam w wojewódzkim i wyprowadziłam się na wieś i nigdy nie chciałabym mieszkać w takiej Warszawie. NIGDY. W związku na wsi, jako singielka w mieście do 50k ludzi. Nie wiem co ludzie widzą w tych wielkich miastach, w tym tłoku, w tych kolejkach, w tym szumie, w tym świetle, w tym pędzie. Nie jestem też za skrajnościami. Nie zamieszkałabym na wsi dosłownie zabitej dechami.
Myślę, że tu nie chodzi tylko o samo życie w dużym mieście co fakt, że przynajmniej w przypadku studentów to jest zupełnie nowy etap w życiu. Początek samodzielnego życia, często jeszcze na utrzymaniu rodziców ale już samemu, nowe znajomości, nowe miejsca i w przypadku bardziej dynamicznych - rozkwit życia towarzyskiego (w przypadku #przegryw jest szansa na jego znośną wegetację). Poza tym duże miasto zwykle tętni życiem, przechadzasz się ze znajomymi w nocy
@AnonimoweMirkoWyznania: Generalnie stawiałem, że jak pojadę do wojewódzkiego na studia, to odpocznę od neandertalczyków w moim miastku. A okazało się, że i w duzym miescie ćwierćinteligentów nie brakuje, tylko nieco inne odmiany patologii.
@AnonimoweMirkoWyznania: Ja tego nie zauważyłam. Wiadomo, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Większość ludzi się tu przenosi, bo są lepsze zarobki i łatwiej znaleźć pracę (co pokazuje statystyka).
@AnonimoweMirkoWyznania: Duże miasta to nie tylko mitologia. Sam mieszkam w powiatowym mieście (80 tys) i tu życie zamiera po 22. Kilka knajp czynnych do 12 w nocy. 2 male kluby. Restauracje to 80 % pizzerie. Dramat.. Więc dla kogoś kto lubi spektakl życia praca i dom. Więc o spędzaniu czasu poza domem jest nic. Tak ą baseny siłownie i parki itd. Ale to nie to samo.
@AnonimoweMirkoWyznania Ale to przecież zależy w dużej mierze od człowieka. Ja mieszkałem całe życie w Łodzi, potem Gdańsk teraz Warszawa. Po prostu od dziecka przyjmowałem duże miasta jako normę, jak spędzam 2-3 dni w jakimś mieście kilkudziesięciotycznym to już się źle czuje. Myślę że najlepiej czułbym się w jeszcze większym mieście jak Berlin, Barcelona czy Mediolan. Jedynie co to azjatyckie metropolie były trochę zbyt przytłaczające i to chyba przesada już.
Dwie restauracje, jeden bar, jedna siłownia, wszędzie mordy z ludków liceum, po 22 nie ma już co robić, kino ma filmy 3 miesiące po premierze, drogi takie rozryte, że nawet szkoda auta na przejażdżkę wyciągać, mógłbym tak cały dzień xD
@AnonimoweMirkoWyznania: Opie, oczywiście, że masz rację. Ludzie zachłystują się wielkimi miastami jakby tam nie wiadomo co było do roboty. No OK, jest więcej klubów/pubów otwartych długo, jest więcej restauracji i miejsc gdzie mozna wyjść, ale jak się ma 25+ i chodzi do #pracbaza to i tak czas na to jest tylko w weekend pod warunkiem, że mamy tyle sił i chęci. Wiadomo, nie chodzi porównywanie 20 tys. miasteczka powiatowego do Wrocławia
@mark_86: To jestem ciekaw czego jeszcze Ci tam brakuje do życia? Tłumów naje*anych ludzi na starym mieście? Korków, gdzie wracasz 1h do domu z pracy? Czy może turystów, przez których za mieszkanie zapłaciłeś 20-30% bo najem krótkoterminowy tak wywindował ceny? Chętnie posłucham ( ͡°͜ʖ͡°) PS. No rozumiem, mogłoby być kilka restauracji (nie pizzerii) więcej, i jakiś większy klub. Ale znając polskie realia to masz max
Zauważyłem też, że nawet na wykopie pochodzenie ze wsi czy mniejszego miasta często uważa się za podstawowy powód #przegryw i braku jakichkolwiek perspektyw już na starcie.
@AnonimoweMirkoWyznania: Ja raczej zauważyłem, że nikt z lokalsów nie analizuje czegoś tak nieistotnego, jak "pochodzenie". Najczęściej zastanawiają się nad nim, zauważają je ludzie ze wsi ( ͡°͜ʖ͡°)
Nie mówiąc już o tym, że nie znam nikogo, kto by gardził
@AnonimoweMirkoWyznania: U mnie w kilkunastotysięcznym mieście nie ma żadnego basenu, kina, karate ani szkół językowych i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby takich miasteczek było więcej, to po pierwsze.Po drugie, o 22 wszystko zamknięte na 4 spusty i można jedynie pić w jakiejś trupiarni albo na ławce.
Mieszkałam w miastach wojewódzkich, Warszawie, Hong Kongu i dziwi mnie jak można twierdzić, że w sumie na jedno wychodzi z jakimś #!$%@? pod Olsztynem
@AnonimoweMirkoWyznania: ciekawe twierdzenie, powiedziałbym że duże miasta można lubić i nie lubić ale ze nic nie oferują w porównaniu do małych miejscowości to po prostu ignorancja i zaprzeczanie rzeczywistości. Ja wychowałem się w miastach 300k + ludności i małe miejscowości działają na mnie po prostu depresyjnie. Cenie sobie anonimowość w mieście ( i nie, nie trzeba ciągle chodzić w nowe miejsca, bo ludzi jest sporo i bez tego). Jest mnóstwo restauracji,
Czy ktoś z Was też uważa, że duże miasta i życie w nich są nieco przereklamowane? Nie mówię, że złe. Co to, to zdecydowanie nie, ale wydaje mi się, że bardzo mocno się je mitologizuje. Sam pochodzę z małego miasta, więc naturalną koleją rzeczy było to, że na studia trzeba było wyjechać. W moim przypadku padło na #warszawa. Już na początku studiów mocno rzuciło mi się w oczy to, że spora część przyjezdnych bardzo szybko zachłystuje się w większymi miastami. Nie, żebym kreował się na jakiegoś freethinkera, ale te wszystkie "based in Warsaw, Poland" na instagramie czy "u nas w Poznaniu, tej" po tygodniu od przeprowadzki zawsze wydawały mi się mocno pretensjonalne. Zauważyłem też, że nawet na wykopie pochodzenie ze wsi czy mniejszego miasta często uważa się za podstawowy powód #przegryw i braku jakichkolwiek perspektyw już na starcie. Wiadomo, że porządnej uczelni w miasteczku powiatowym się nie ukończy, ale czy chodzenie do podstawówki, gimnazjum czy nawet liceum w takiej Wawie czy Krakowie to przewaga, której ludzie z prowincji nie są już w stanie nadrobić? Nie powiedziałbym. Czasami, przeglądając z wpisy z narzekaniami tutaj, zastanawiam się, gdzie są te wszystkie zadupia, które opisujecie. Sam pochodzę z niezłego, bo jest to kilkunastotysięczne miasteczko, w pobliżu którego największym miastem jest #olsztyn, więc szału nie ma ( ͡° ͜ʖ ͡°) Mimo to nawet tam na miejscu dostępne jest wszystko, co powszechnie kojarzy się stereotypowo z wychowywaniem się w metropolii - szkoły językowe, kino, basen, koła zainteresowań, lekcje fortepianu, taekwondo itp. itd. Kolejna sprawa to to, na ile w praktyce zmienia się życie typowego przyjezdnego studenta po przeprowadzce do dużego miasta. Mówi się, że na prowincji najczęstszą atrakcja jest chlanie. No zgoda, z tym, że dziwnym trafem za jedno z kultowych miejsc wśród warszawskich studentów uchodzą schodki nad Wisłą, których atrakcyjność sprowadza się do tego, że siedzi się na betonie i pije przepłacone piwo z pobliskiego Orlenu, więc ja tu jakiegoś wielkiego skoku jakościowego nie widzę ( ͡° ͜ʖ ͡°) Że na zadupiach ciągle widzi się te same gęby i mija te same miejsca? Ależ oczywiście, że tak, z tym, że tak samo potrafi opatrzeć się Krakowskie Przedmieście, gdy przechodzi się nim kilka razy dziennie. Ludzi oczywiście nieporównywalnie więcej, ale przecież jednocześnie nie żyje się w całej Warszawie, tylko funkcjonuje na niewielkim wycinku przestrzeni. Codziennie miałoby się robić zakupy w innym sklepie, chodzić do innej kawiarni albo zapisywać się na nowe studia, byle tylko nie spotkać kogoś znajomego i nie poczuć się jak na prowincji? ( ͡° ͜ʖ ͡°) No i na koniec kwestia chyba najistotniejsza - mianowicie perspektywy zrobienia tak zwanej "kariery". Wiadomo, że w takiej Warszawie choćby z racji jej stołeczności istnieje pewien wachlarz stanowisk niedostępnych nigdzie indziej. Ale, Panowie, umówmy się (#borek), ilu studenciaków zajmuje jakieś eksponowane, dobrze płatne stanowiska, a ilu podejmuje gównoroboty, za które dostają podobne wynagrodzenie jak wszędzie indziej?
Nie chodzi mi w żadnym wypadku o deprecjonowanie dużych miast czy ocenianie, co jest lepsze - życie na zadupiu czy w metropolii, ale o zwykły umiar i niepopadanie w skrajności.
#przemyslenia #przemysleniazdupy #studbaza #pracbaza #przegryw
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f6cecfbf49ad326e7b1b23f
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Przekaż darowiznę
Czy zgadzasz się ze mną, że duże miasta są często na wyrost mitologizowane?
Komentarz usunięty przez moderatora
Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Komentarz usunięty przez moderatora
Nie jestem też za skrajnościami. Nie zamieszkałabym na wsi dosłownie zabitej dechami.
Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez autora
Jedynie co to azjatyckie metropolie były trochę zbyt przytłaczające i to chyba przesada już.
Dwie restauracje, jeden bar, jedna siłownia, wszędzie mordy z ludków liceum, po 22 nie ma już co robić, kino ma filmy 3 miesiące po premierze, drogi takie rozryte, że nawet szkoda auta na przejażdżkę wyciągać, mógłbym tak cały dzień xD
Ludzie zachłystują się wielkimi miastami jakby tam nie wiadomo co było do roboty. No OK, jest więcej klubów/pubów otwartych długo, jest więcej restauracji i miejsc gdzie mozna wyjść, ale jak się ma 25+ i chodzi do #pracbaza to i tak czas na to jest tylko w weekend pod warunkiem, że mamy tyle sił i chęci.
Wiadomo, nie chodzi porównywanie 20 tys. miasteczka powiatowego do Wrocławia
Czy może turystów, przez których za mieszkanie zapłaciłeś 20-30% bo najem krótkoterminowy tak wywindował ceny?
Chętnie posłucham ( ͡° ͜ʖ ͡°)
PS. No rozumiem, mogłoby być kilka restauracji (nie pizzerii) więcej, i jakiś większy klub. Ale znając polskie realia to masz max
@AnonimoweMirkoWyznania: Ja raczej zauważyłem, że nikt z lokalsów nie analizuje czegoś tak nieistotnego, jak "pochodzenie". Najczęściej zastanawiają się nad nim, zauważają je ludzie ze wsi ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie mówiąc już o tym, że nie znam nikogo, kto by gardził
Mieszkałam w miastach wojewódzkich, Warszawie, Hong Kongu i dziwi mnie jak można twierdzić, że w sumie na jedno wychodzi z jakimś #!$%@? pod Olsztynem
@AnonimoweMirkoWyznania: Jak coś może być "NA WYROST MITOLOGIZOWANE"?
A pomijając już powyższe, to już kwestia lokalna jak ktoś podchodzi do "dużych miast"