Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Za namową mireczków postanowiłem coś zrobić ze swoim życiem i wyprowadzić się z zapuszczonej polskiej wsi do dużego miasta. Jako że jestem finansowy przegryw to stwierdziłem, że głupotą jest wydawać 1500-2000 miesięcznie (24k rocznie!) za wynajem kawalerki, więc postanowiłem wynająć pokój ze studentkami za bagatela 800 miesięcznie, całkiem duży, a raczej ze studentem, który czasami zachowuje się jak dres i mega śliczną studentką, która jak typowa studentka - wiecznie pije, chodzi po klubach, imprezuje i nie ma jej na mieszkaniu. Mój cały majątek jaki dorobiłem się przez 23 lata życia to laptop o wartości 4k cebulionów co będzie ważne w tej historii. Zawsze trzymałem w domu laptopa i resztę rzeczy w torbie,a jak brałem laptopa ze sobą to z całą torbą, myszką, słuchawkami itd.

Pewnego dnia w naszym mieszkaniu był kolega tego studenciaka, z którym wynajmuje mieszkanie. Typ wyraźnie pijany czy naćpany, ale nie przeszkadzał, zachowywał się cicho, spokojnie, nie hałasował więc olałem sprawę. Rano się obudziłem i jak zostawiłem laptop z rzeczami w torbie w pokoju, zamknąłem pokój na klucz, poszedłem do pracy. Mój pokój zamknięty na klucz. Otwieram pokój, otwieram torbę a tam laptopa - nie ma, wszystko w pokoju jest tak jak było, sprzęt też jest w torbie. Po kilku godzinach przychodzi ten koleś i mówię mu, że zginęły mi rzeczy i o co chodzi, zaraz idę na policje. Klucze miałem mieć teoretycznie tylko ja, dostałem od właściciela, który nie mieszka z nami. Koleś się zmieszał i mi mówi, że niemożliwe, bo przecież drzwi były zamknięte i po co mam iść na policje, na pewno wziąłem ze sobą laptopa rzeczy i zostawiłem gdzieś. Ja się go pytam skąd on jest taki pewny, że drzwi były zamknięte, skoro nie widział jak wychodziłem i jak zamykałem, a ten na mnie z ryjem, że o co go oskarżam, że przecież każdy zamyka, mam #!$%@?ą pamięć i mam się ogarniać i nie robić dymu o nic, bo na pewno gdzieś zgubiłem i robię awanturę o głupotę.

Jestem przekonany, że albo ten jego koleżka, albo on maczał w tym palce tylko dziwie się jak to zrobili, bo teoretycznie klucze do mojego pokoju mam tylko ja, a tu drzwi były zamknięte, musieliby mieć jakąś kopię. Druga sprawa, to że na pewno nie zgubiłem, bo zawsze nosze laptopa w torbie i gdzie bym go wziął, do ręki, do plecaka? Przecież bym pamiętał. Cała sprawa mocno śmierdzi, zwłaszcza że następnego dnia przyszła ta laska jak zwykle #!$%@? i mówiła, że rano jak poszedłem do pracy to był tu jakiś koleś, więc pewnie ten ziomek tego gościa, z którym wynajmuje. On jak to usłyszał to wyleciał z pokoju i zaczął ją wyzywać, żeby więcej nie piła, bo niby nikogo nie było i miała halucynacje od alkoholu. Tak więc koleś sam dziwnie się zachowuje, nie chce żebym szedł na psy, reaguje agresywnie i wyzywa. Problem tylko w tym, że nie mam dowodów, dzwoniłem do właściciela i ten twierdzi, że tylko ja mam klucze do mojego pokoju i on, a jego nie było, więc na pewno musiałem zgubić skoro drzwi były zamknięte. Mineło już 2 dni i zamierzam iść na psy bo wszędzie szukałem i nigdzie nie ma, ale dowodów brak.

#przegryw #depresja

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
  • 10