Wpis z mikrobloga

Tydzień roboczy 4
Najazd Indian plemienia Czarnych Stóp na miasteczko Louis Colony

ZASADY
KARTA POSTACI
SKLEP

-ALAAARM! ALAAAARM!- krzyczał Percy Travis. Był wtorek, właśnie zaczynało świtać. Indianie wyszli przed linię lasu, znajdującego się na zachodnich pagórkach. W oddali było słychać ich rytualne wrzaski. Znać było, że przygotowują się do bitwy.
-Cholera! Ze wschodu też wyszli! - krzyknął Paul John. Na prerii porośniętej gdzieniegdzie krzewami i małymi drzewami pojawiły się zastępy indian. Mniej liczebne niż te z zachodu. Najwyraźniej były one przygotowane do chwytania ewentualnych uciekinierów.
Zadanie obudzenia całego miasteczka wziął na siebie Pierre d'Letz. Po prostu zaczął dmuchać w tą trąbkę i ona zaczęła wydawać głośną melodię.
-TUUUUUUUUU TU TU TUUUUUUU TU TU TU TUT TUTUTU! TUUUUUUU TUTUTUTU TU TU TUUUU!
Wszyscy poderwali się ze swoich legowisk i ustawili się na swoich z góry upatrzonych pozycjach. Niepewni co przyniesie dzień, i czy uda się doczekać zachodu słońca…

*

-Wodzu! Zablokowali wjazd do ich wioski. Narzucali drzew i innych śmieci. Nasi konni wojownicy nie mogą szarżować.
-Przeklęte białe karły! Boją się nas! Dlatego zamknęli się w swoich budach jak psy! Przygotować wojowników płomienia! Niech ogień z wnętrza ziemi wypali tą białą zarazę.

Około 20 Indian pieszo podeszło do miasta na odległość strzału z łuku. Za nimi szedł szaman, który trzymał w rękach dziwną amforę. Po chwili zaczął rozlewać dziwny płyn z naczynia, do innych naczyń i podpalać je. Każdy z łuczników miał w zasięgu płonący półmisek. Sięgnęli po strzały, na których znajdowały się zwinięte w kulki kawałki szmat, maczali je w płonącym płynie, a następnie wystrzeliwali w kierunku miasta.

-Gasić to! - krzyczał Pete. Jednocześnie obrońcy usytuowani na dachach przesunęli się do zachodniej krawędzi budynków. Część cywilów usiłowało ugasić płonące barykady, szło im to całkiem nieźle, z racji, że prymitywne tłuszcze zwierzęce nie były tak skutecznie.
-Na barykady! - krzyknął szeryf do swojego oddziału ze środka miasta. Grupa z dachu oraz z barykad rozpoczęła ostrzał “ogniowego” oddziału Indian.

Grupy z dachu i z ulicy dały salwę strzałów, kładąc około połowę indian. W odpowiedzi kolejna grupa indian zajęła pozycję przed “ogniowymi”. Jednak ich zadaniem było strzelanie do obrońców i ochrona grupy specjalnej. Strzelanina trwała dalej. Percy, Amigo i Alameda popisali się wprawą trafiając Indian w głowy. Pozostali trafiali w bebechy, ręce, nogi, cokolwiek, żeby zranić i unieszkodliwić. Strzały świszczały nad głowami obrońców bezustannie. Słabą celność i zasięg łuków indianie nadrabiali ilością, kilka z kilkudziesięciu posłanych strzał dosięgło celu. Daniel Graham dostał w jeszcze niezagojoną ranę, przez co niezdolny do walki musiał się wycofać. Paul John miał wyjątkowego pecha. Dosięgła go płonąca strzała, jego ubranie podpaliło się. Towarzysze natychmiast ugasili ogień, ale poniesione rany wykluczały go z dalszej walki. Jeden z mieszkańców, który dotychczas zajmował się gaszeniem pożarów zniósł go z pola bitwy.

Walka trwała nadal, ranni byli zarówno po stronie obrońców jak i indian, na szczęście dla Louis Colony nikt więcej nie musiał jeszcze wycofywać się. Natomiast indianie padali jeden za drugim. Tych wyposażonych w nasączone strzały stało już zaledwie sześciu.
Wódz Groźny Niedźwiedź widział, że ostrzał jest mało skuteczny wobec czego głośno zaryczał. Zaryczał jak bawół, albo… jak BIZON! Trzech jeźdźców wyłoniło się z lasu i ruszyło z impetem na barykady.
-Wycofujemy się! Do wozu! - krzyknął szeryf.
Grupa broniąca się na barykadzie natychmiast wskoczyła do pancernego wozu Tommiego, on zaś jako woźnica odjechał ostrożnie, omijając dymanitowe pułapki Nevady i Amigo, po czym zatrzymał wóz w połowie drogi przez miasto, przy kolejnej improwizowanej barykadzie, niedaleko saloonu.

-Strącić ich! - krzyknął Percy Travis. Grupa z dachu usiłowała trafić w szarżujące bizony. Tumult jaki podniósł się pod kopytami tych wielkoludów był wprost przerażający, strach sparaliżował traperów przez co nikt oprócz Peta, nie trafił w indian na bizonach. Strącony przez niego indianin padł bez życia, natomiast bizon którego dosiadał uciekł z powrotem do lasu. Nie powstrzymało to jednak dwóch pozostałych przed wpadnięciem z impetem w barykadę. Rozsypała się ona we wszystkich kierunkach, a bizony przedarły się przez nią, tworząc otwartą drogę do miasta.
-Tańczcie moi mili, tańczcie - szepnął do siebie Amigo, po czym odpalił krótki lont i szybko ukrył się w karlim wozie.

*

Wódz Indian Groźny Niedźwiedź obserwował jak jego wojownicy na bizonach burzą barykadę jak domek z kart. Chwilę później spodziewał się, że bizony wpuszczone w stosunkowo niewielką dla nich przestrzeń, a więc w ulicę Louis Colony, zaczną siać totalny popłoch i zniszczenie. Nie spodziewał się natomiast zobaczyć latającego bizona. W sumie to nikt nie spodziewał się zobaczyć latającego bizona, tym bardziej rozczłonkowanego latającego bizona.
Wódz chwilę naradzał się ze swoimi szamanami co takiego właśnie zobaczył. Z racji, że nie umieli dobrze wyjaśnić tego co się stało, uznali, że szamani muszą użyć swojej magii przeciwko magii bladych twarzy. Szamani zaczęli rozpalać ogniska i rozpędzać narkotyczny dym z kadzideł wśród wojowników.

*

-Ooohh. Ale jebło!
-Bizony unieszkodliwione, niestety nasza pierwsza barykada też.
-Wycofujemy się! Na linię wozu! - zakrzyknął Owen, do swoich towarzyszy na dachach.
Zamieszanie jakie wywołał wybuch obie strony wykorzystały do przeorganizowania się. Grupa pozostająca na ulicy zabarykadowała się w wozie, grupa z dachu zrównała się z nimi i razem oczekiwali na indian, którzy mieliby wedrzeć się do miasta po zniszczonej barykadzie. Indiańscy strzelcy natomiast wycofali się i zrobili miejsce dla konnych wojowników. Około pół setki koni i tyle samo indian na ich grzbietach rozpoczęło szarżę! Mieszkańcy Louis Colony słyszeli tylko w oddali tętent kopyt i okrzyki Indian, które z każdą sekundą stawały się głośniejsze.
Tymczasem Alameda Slime otworzył oborę, w której stary Bill McDonald trzymał swoje bydło. Wykorzystując swoje umiejętności popędził bydło i skierował je wprost na nacierających konno indian.
Ten niekonwencjonalny atak okazał się być częściowo skuteczny. Częściowo, ponieważ zwinni indianie rozjechali się na boki omijając stado, jednak nie wszystkim się to udało. Kilkunastu wojowników Czarnych stóp zostało stratowanych przez pędzące krowy i byki.

Jeźdźcy wpadli do miasta i rozpoczęli ostrzał obrońców. Jednak przygotowani i przegrupowani traperzy nie dali się zaskoczyć. Teraz do walki włączyli się także zabarykadowani z saloonie, którzy ze specjalnych otworów prowadzili ostrzał. Pomimo tego, że obrońcy położyli znaczną część najeźdźców, to Indianie, mając teraz ułatwione zadanie, z racji mniejszej odległości, zasypali mieszkańców gradem strzał. Tym razem jednak, więcej strzał dosięgnęło celów. Owen i Ed trafieni, spadli z dachu saloonu na balkon, gdzie czym prędzej zostali wciągnięci do środka. Tommy dostał w otwartą jeszcze ranę, Charles postrzelony dwa razy zemdlał. Oboje nadawali się już tylko na stół operacyjny. Jerry, ranny w pierwszym starciu, trafiony w nogę podzielił ich los. Najmniej szczęścia miał jednak Amigo Jose. Trafiony trzykrotnie w pierś, wyzionął ducha, a jego truchło przypominało trochę makabrycznego jeża.

Widząc jak jego towarzysze z wozu obrywają Greg Lepkie rączki wybiegł ze swojej kryjówki i pobiegł im na pomoc.
-Co za idiota! Przez niego wiedzą gdzie siedzimy. - syknął Arthur.
-Dobra nasza, chyba nikt nie zauważył - szepnął Buster.
Greg przebiegł pół miasta od wschodniej barykady do wozu po drodze trafiając jednego z indian między oczy. Wpadł do wozu.
-Jak sytuacja?!
-#!$%@?. Mamy ciężko rannych i zabitych. Indian jest coraz więcej.
-Pora na tajną broń - powiedział Greg. Widząc, że Tommy i Jerry nie są już zdolni do walki sam z Alamedą wziął długą deskę z boku wozu. Wsadził ją w przygotowany otwór, a na jej końcu położył ciało Norka.
-Co do #!$%@?… - powiedział szeryf.
Ciało Norka było naszpikowane kolcami, szpikulcami i nożami. Ostrzami na zewnątrz. Greg i Alameda naprężyli deskę i wystrzelili truchło, jak z katapulty, prosto w grupę indian.
-To było jego ostatnie życzenie. Żeby tępić #!$%@?ów nawet po śmierci.
Norek strącił dwóch indian i ciężko ich ranił, ale jego atak miał też wymiar psychologiczny.
-Anão voador! Puta! Porra anão voador! - krzyczeli indianie.

Bitwa trwała dalej. Kolejny grad strzał i kolejni ranni i zabici. Daniel Wattson trafiony strzałą padł na dachu sklepu. Wokół nie było już nikogo kto by mógł mu pomóc. Nieprzytomny już Daniel Graham oberwał zabłąkaną strzałą, która okazała się być dla niego gwoździem do trumny. Charles, który próbował bohatersko osłaniać przyjaciela także dostał dwie strzały. O dwie strzały za dużo, zatoczył się i wypadł z wozu. Taki był koniec najlepszego rewolwerowca w Louis Colony… Indianie zorientowali się, że w saloonie jest więcej traperów i także tam posłali strzały, przez co część obrońców poukrywanych w oknach też została ranna.

*

Tymczasem od strony wschodniej, mniejsze siły indian, przekonane, że nikt nie zamierza uciekać z miasta rozpoczęły szturm na nie bronioną barykadę. Gdyby udało im się przedrzeć i uderzyć w obrońców od drugiej strony, to mógłby być koniec Louis Colony.
-#!$%@?Ć! - krzyknął Clint.
Kompletnie zaskoczeni Indianie zostali zdziesiątkowani. Ponad połowa oddziału padła trupem zanim w ogóle zorientowali się co się dzieje. Ich koledzy, nieporadnie próbowali odpowiedzieć na atak, ale żaden z nich nie mógł trafić zamaskowanych atakujących. Kolejna salwa i niemal cały oddział padł. Pozostała przy życiu trójka indian uciekła w popłochu.
-Szybko, musimy wesprzeć naszych przyjaciół w środku miasta - powiedział Stan Edwards.
Zasadzkowa drużyna powoli zaczęła się przesuwać wzdłuż budynków w stronę środka miasta, tak aby nie wystawić się bezpośrednio na zbłąkane strzały Indian, bowiem walka wciąż trwała.

*

Plan Groźnego Niedźwiedzia spalił na panewce. Nie udało się wziąć w kleszcze obrońców, zupełnie jakby wiedzieli, że frontalny atak nadejdzie z zachodu. I jakby wiedzieli, że słabsze siły na wschodzie miały zadać decydujący cios. Zbyt wielu wojowników padło. Trzeba było się wycofać.
Szaman Siedzący Świstak zadął w róg. Indianie wycofali się do lasu i odjechali.

*

Mieszkańcy dogaszali pożary i opatrywali rannych. Pierwsza w historii bitwa o Louis Colony została wygrana. Co było pewne, to że nie była ostatnia. Jednak Indianie ponieśli ciężkie straty, na pewno nie prędko znów poważą się na frontalny atak. Bitwa pokazała też, że miasto było zupełnie nieprzygotowane. Gdyby nie inicjatywa i poświęcenie poszczególnych mieszkańców, z pewnością by padło. Gdyby rozmieszczenie sił indian nie było wcześniej znane. Gdyby barykady nie zostały zbudowane. Gdyby ładunki wybuchowe nie zostały podłożone. Gdyby bydło nie zostało użyte w charakterze broni. Gdyby mama miała fiuta, to by była ojcem.

*

Pierwsza bitwa o Louis Colony**
Siły atakujących
ok. 20 “ognistych” łuczników
ok. 20 strzelców wyborowych indian
3 bizony bojowe indian
ok. 50 konnych wojowników indian
ok. 30 berserków indian

Siły obrońców
30 traperów-awanturników
6 NPC
1 stado bydła
1 trup karła
kolektywny autyzm

Straty atakujących
16 “ognistych” łuczników
12 strzelców wyborowych indian
3 bizony bojowe indian
38 konnych wojowników indian
27 berserków indian
w tym
10 indian wziętych w niewolę (po 2 na głowę dla plusujących opcję łapania niewolników)

Straty obrońców
Nieoceniony mariachi
Najlepszy rewolwerowiec w mieście
Jego best friend forever
6 ciężko rannych
17 lekko rannych
wóz do wyklepania

***

@CZARNYCZAREK -5 siły ciężko ranny
@KrzemowyDuch -8 siły
@papier96 +1 strzelectwa
@Queltas -5 siły
@Stah-Schek -3 siły +1 strzelectwa achiv “Weteran” za utratę łącznie 10pkt siły i przeżycie
@Yokaii -3 siły
@Zerri -7 siły ciężko ranny +1 strzelectwa achiv “Weteran”
@StrongFate-Man -3 siły
@Awerege +1 strzelectwa
@Knyazev
@krasik01 -5 siły +1 strzelectwa
@Kroomka -5 siły
@Legzday
@meinigel +1 strzelectwa
@Anagma -3 siły +1 strzelectwa achiv “Łowca indian” za łączne zabicie min 10 Indian (wliczeni ci stratowani przez bydło) achiv “Weteran”
@Gdanio -6 siły +1 strzelectwa
@Kolorowy_Jelonek -3 siły ciężko ranny +1 strzelectwa achiv “Weteran”
@Onde -14 siły martwy
@Rave77 -10 siły martwy
@William_Adama -3 siły +1 strzelectwa achiv “Weteran”
@ZdenerwowanyBialorusin -16 siły martwy
@TynkarzCzwartejSciany -13 siły ciężko ranny +1 strzelectwa achiv “Weteran”
@Gregua -5 siły +1 strzelectwa
@Ex2light
@gasior22 +1 strzelectwa
@lacuna
@mac3 +1 strzelectwa achiv “Dobry Strzelec”
@Mamkielbase +1 strzelectwa
@Patryk_z_lasu achiv “Łowca indian” “Szczęśliwy”
@SirSherwood +1 strzelectwa
@Zeroskilla specjalny achivement “Zombie” za zabicie indianina będąc martwym

#kilofyirewolwery #lacunafabularnieczarnolisto
Pobierz Akumulat - Tydzień roboczy 4
Najazd Indian plemienia Czarnych Stóp na miasteczko Lou...
źródło: comment_rgrzpcdtSWjyxHVMQT9cKiGxZXMj2pBd.jpg
  • 12
Franklin "Sokole Oko" Pierce, 1 batalion zasadzkowy

Franklin przyjrzał się sobie, szukając ran. Uszczerbku doznał jedynie jego kapelusz, teraz gustownie przebity strzałą na wylot. Kto by pomyślał że ten plan faktycznie zadziała - pomyślał. Rozejrzał się dookoła określając straty, dostrzegł ciało Charles'a ( @ZdenerwowanyBialorusin ) - i to jeszcze tak dobrze.

- Dobra ludzie, wyszło koncertowo i trzeba wykorzystać tą okazję. Lecimy do baru łyknąć jednego szybkiego na pokrzepienie i zaczynamy pogoń
@Akumulat:
James Brannan
-Wy czerwone zakały!- cedził przez zęby Brannan trzęsącymi się dłońmi nabijając strzelbę i starając się uniknąć strzał. W oczy gryzł dym i pył jaki wzbił się po wysadzeniu bomb pułapek w mieście. Kanonada trwała już dłuższą chwilę. Jeźdźcy w środku miasta ciągle zażarcie stali się wytłuc obrońców. Nagle stojący nieopodal Pete upadł na ziemię trzymając się kurczowo kolana. James podbiegł, z rzepki wystawała końcówka strzały, grot tkwił głęboko
@Akumulat:
Daniel Graham
Wychylił się tylko na moment, ten jeden moment. W drugim poczuł jak strzała przechodzi przez nie do końca zagojone tkanki, jak grot rozrywa i przecina mięśnie. Młodzieniec osunął się na ziemię, czując jak ból zaczyna się rozgrzewać w pozostałych częściach ciała, mimo to dalej sunął przed siebie. Otóż nie tym razem, nie był to napad bandytów, tylko zbiorowy autyzm Indian, będącym rakiem okolicy. Okazało się jednak, że Louis
Tommy podjechał pod ludzi na barykadzie. Wśród nich dojrzał szeryfa, co spowodowało u niego zimne poty. Nerwowo spojrzał na wóz w którym leżały zwłoki Norka. Na szczęście Szeryf wsiadał jako ostatni i nie dojrzał nadgnitego karła.
- Co tu tak #!$%@?? - spytał Marvin
- Jakby coś tu gniło... - dodał szeryf
- To od tego karła tak zalatuje. Wy się chociaż raz na miesiąc myjecie? - Spytał Nigjango
- Sami śmierdzicie,
Pobierz kolorowy_jelonek - Tommy podjechał pod ludzi na barykadzie. Wśród nich dojrzał szeryf...
źródło: comment_GXjCXncpZflIf6RDKqWcFmKTQwrkwB4q.jpg
@Akumulat: @ZdenerwowanyBialorusin
Buster "Jester" Wayne
Buster personalnie uczestniczył w kopaniu grobu dla Charlesa. Jako jeden z niewielu nie czuł do niego niechęci czy odrazy. Charles był najlepszy w tym co robi, a najlepsi są przeważnie samotni. Dla Bustera to był poetycki dramat. Najlepszy rewolwerowiec zginął od strzały. Sprawa więc była oczywista.
- Panie i panowie, prezentuje wam balladę. Balladę o "Charlesie Bezczelnym, rewolwerowcu szybszym od swojego cienia"