Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Macie w życiu czasem tak, że wydaje wam się, że los potoczył się nie tak jak powinien? Normalnie jakby ktoś cofnął czas i w wyniku związku przyczynowo-skutkowego znaleźliście się w miejscu w którym nie powinno was być, bądź nie znaleźliście się w miejscu w którym powinniście być?
7 lat temu razem z moim przyjacielem wybraliśmy to samo technikum, w klasie szybko złapaliśmy dobry kontakt z jednym gościem. Na potrzeby historii nazwę go K.
K był niemalże moim lustrzanym odbiciem, takie same zainteresowania, światopogląd, charaktery i cięte poczucie humoru.
Mimo, że lubiliśmy K, znajomość utrzymywaliśmy głównie w szkole, znaliśmy go zaledwie miesiąc, to nie była jeszcze taka forma znajomości, żeby wpadać do niego na chatę czy codziennie po szkole spędzać czas.
Jednego dnia, mój przyjaciel jechał ze swoją dziewczyną i jej koleżanką, której wówczas nie znałem - ponownie na potrzeby historii nazwę ją P - do centrum handlowego, miałem wybrać się z nimi, ale akurat tego dnia dostałem anginy. Gdy szli na przystanek autobusowy, spotkali K, który ochoczo się do nich przyłączył.
Kilka dni później mój przyjaciel zakomunikował mi, że K i P złapali dobry kontakt, a On postanowił dopełnić obowiązków swata. Uznałem, że w sumie spoko i życzyłem powodzenia. Następnie odbywały się takie niby podwójne randki, zabierał gdzieś swoją dziewczynę, a przy okazji zapraszał tych dwoje i dążył do tego, żeby jak najczęściej byli sami, plan się powiódł i narodziła się nowa para.
Okazja do poznania P, pojawiła się kilka tygodni później i gdy tylko ją zobaczyłem, to uwierzcie mi na słowo, zrobiło mi się słabo - była idealnie w moim guście i niestety była już zajęta.
Miałem wtedy okazję, żeby trochę porozmawiać i lepiej ją poznać, kiedy wróciłem do domu miałem po prostu ochotę wyć - to była dziewczyna o jakiej zawsze marzyłem, inteligentna, urocza, niewinna, rozsądna, idealnie wpisywała się w definicję "szarej myszki".
Od tamtej pory, zawsze kiedy słyszałem o ich związku, czułem nieznośną zazdrość i gorycz. Mimo to nigdy nie podjąłem żadnych kroków, żeby ją odbić. Po pierwsze budowanie związku na czyimś nieszczęściu to #!$%@?, po drugie nie chciałem kumplowi zrobić świństwa, po trzecie gdyby dała się "odbić" to straciłaby sporo w moich oczach.
Wszystko potęgował fakt, że na jednej z domówek, lekko wstawiona dziewczyna mojego przyjaciela, wygadała się, że P wypowiadała się o mnie w samych superlatywach i nawet stwierdziła, że jestem w jej guście.
No i tak minęła już prawie dekada, K i P nadal są razem. Od tamtej pory byłem w trzech związkach, które sypały się po kilku tygodniach, nigdy nie czułem chemii takiej jak podczas chociażby kilku minut rozmowy z P. Nie wiem czy to była miłość, może zauroczenie i idealizacja, ale pomimo tylu lat, nadal o niej myślę i wspominam tamten przeklęty dzień, nie mogę się pozbyć nieznośnego uczucia, że to wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż powinno - to ja miałem tam być, nie K, to była moja wymarzona kobieta, to był mój przyjaciel z którym spotykałem się każdego #!$%@? dnia, a gdy jednego jedynego dnia nie mogłem, to wszystko przemknęło mi koło nosa.
#zwiazki #przegryw #tfwngf #logikaniebieskichpaskow

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie
  • 8
  • Odpowiedz
xyz: OPie co tu dużo ci powiedzieć....
Przeżyłem to samo. I też nie byłem świnią żeby rozjebywać ich związek no i jest co jest.

I jakoś się toczy życie spierdoxa...
Zapomnieć ciężko, ale trzeba próbować być silnym i iść dalej. Będzie dobrze! Mam taką nadzieję.

Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
  • Odpowiedz