Wpis z mikrobloga

Mirasy jaka akcja! Od kilku lat pracuje jako spawacz, różnych miałem pracodawców, ale to co się #!$%@?ło ostatnio przerosło nawet mnie.

Jakiś czas temu postanowiłem zmienić pracę i wrócić do rodzinnej miejscowości. Nie chciałem marnować zbyt wiele czasu na dojazdy do byłego miasta wojewódzkiego (Wałbrzych, jakieś 40km) a w zamian być więcej z rodziną.
Przez ostatnie lata mocno poświęcałem się pracy bo chciałem szybko zdobyć doświadczenia i odłożyć pieniądze do wkładu własnego na wymarzony dom. Długie godziny pracy plus dojazdy powodowały, że w domu czułem się gościem.

Nie spodziewałem się wielkiego wyboru, ale ku wielkiemu zdziwieniu w miejscowości obok znalazłem firmę wprost idealnie pasującą do mojego doświadczenia.

Radość minęła szybciej niż się spodziewałem.
Już podczas rozmowy kwalifikacyjnej czułem, że coś jest nie tak. Od samego początku miałem do czynienia z jednym majstrem, Andrzejem, on też przeprowadzał pierwszą rozmowę.
Kazał do siebie mówić panie kierowniku decyzyjny i z 10 razy mnie pytał czy na pewno nie skończyłem studiów. Uspokoił się dopiero jak wyciągnąłem z teczki dyplom z zawodówki, na którym widniała ocena dostateczna.
Pokiwał z uznaniem głową, pomruczał coś w pod nosem, że dzięki dobremu wykształceniu daleko zajdę i z dumą wskazał wiszący nad biurkiem w baraku dyplom, ale z oceną dostateczną plus zdobyty w zawodówce w Wałbrzychu.

Przez telefon mówił, że płaci dwie średnie krajowe. Trochę się zdziwiłem, wracając do mniejszej miejscowości bałem się zmniejszenia zarobków.
Na rozmowie okazało się, że owszem płaci dwie średnie, ale za półtora etatu, na umowie o dzieło, na umowie najniższa krajowa i reszta pod stołem. Powiedziałem, że nie ma mowy bo zamierzam kupić dom na wiosnę.
Ostatecznie przystał na moje warunki, ale z wielką łaską. Znowu coś tam mruczał, że robi wielką przysługę i nie wie jak wytłumaczy się przed zarządem, i że kolejny milenijals.

Ok, może zarząd, firma należy do jego stryja ze strony matki i zatrudnia w sumie 10 osób. W sumie sam stryj to spoko koleś, niestety rzadko bywał w firmie

Sama praca była ok, lubię ten fach i wiem co do mnie należy. Problemem był tylko Andrzej.

Cały dzień chodził po placu i albo głośno udzielał rad jak spawać, albo komentował jak to się młodym we łbach #!$%@? jak maja za dużo kasy i jak to kasuje roszczeniowych studenciaków. "Kiedyś to człowiek za darmo robił i się cieszył, że robota była, hue hue" i takie tam....
Jak akurat kilkanaście minut nie było słychać tego #!$%@? to bankowo właśnie się skradał z baraku, żeby tylko kogoś przyłapać jak nie pracuje i obciąć premie. Normą było mierzenie czasu przerwy ze stoperem oraz długości elektrod, które zostały po pracy, żeby rano się zgadzały.

Andrzej jeździł wysłużonym golfem trójką, wiadomo porządny niemiecki samochód, bez tych zbędnych bajerów typu czujnik cofania, elektryczne szyby, itd. Pech chciał, że przed świętami golf odmówił posłuszeństwa.
Andrzej wymyślił, że jako jeden z najmłodszych stażem pracowników będę go podwoził. Nie pomagały tłumaczenia, że mieszkam zupełnie w innym kierunku, i że będę musiał sporo nadrabiać.
Andrzej uważał, że jestem mu to winien a na propozycje włączenia tego czasu do czasu pracy posiniał ze złości i zamknął się w baraku. Naskrobał na kartce "ROZWIĄZANIE UMOWY" i wręczył mi je przy wszystkich, nie dał sobie wytłumaczyć, że okres wypowiedzenie, kodeks pracy i takie tam.

Na razie odbieram zaległy urlop a w czwartek mam spotkanie z prawnikiem. Trzymajcie za mnie kciuki! #budownictwo #pracabaza #pracaspawaczamnieprzeistacza #heheszki #pdk
  • 34