Wpis z mikrobloga

Dziś nowy wpis na #polskiepato.

Historię podzieliłam na dwa posty, ponieważ przy próbie dodania całości w jednym wpisie pojawia się komunikat z Wykopu, że treść jest za długa. ( ͡° ʖ̯ ͡°)



Część 1

W 1998 r. Iwona Cygan była uśmiechniętą i pełną życia 17-latką. Uwielbiała dzieci, a one ją. Często zbierała grupkę urwisów z okolicy i organizowała im zabawy. Zadatki na przedszkolankę łączyły się z jej planami na przyszłość, ponieważ nastolatka marzyła o zawodzie nauczycielki. Była ładną i dość nieśmiałą dziewczyną, ostrożną w nawiązywaniu kontaktów. Uczyła się dobrze, a po wakacjach miała iść do 3. klasy liceum w Dąbrowie Tarnowskiej.

Ostatni miesiąc wakacji był w Szczucinie (woj. małopolskie) dość chłodny, mimo tego 13 sierpnia Iwona postanowiła wybrać się na rolki. Gdy była już przy furtce, starsza siostra zawołała ją do telefonu, więc dziewczyna wróciła jeszcze do mieszkania. Dzwoniła Renata G., z którą się przyjaźniła, jednak niedawno podjęła decyzję, by zakończyć znajomość i przyznać rację mamie, która od początku była przeciwna tej relacji. Nastolatka mówiła, że nie ufa koleżance, uważała, że ma dziwne towarzystwo i czuła się przez nią okłamywana.

Dziewczyny były równolatkami, jednak to Renata dominowała w ich znajomości. Od jakiegoś czasu zadawała się z tak zwaną "elitą Szczucina", czyli z okolicznymi biznesmenami i ludźmi z pieniędzmi. Należał do nich prawie 40-letni Robert K. ps. Trabant właściciel baru "U Trabanta" oraz klubu "Zajazd Leśny". Lokale znajdowały się blisko siebie, w samym centrum miasteczka, a z braku innych rozrywek mieszkańcy Szczucina uczęszczali zwykle do obu lokalów tego samego wieczoru. Czas tam spędzali zarówno licealiści, jak i dorośli, także policjanci zaprzyjaźnieni z właścicielem, który cieszył się w okolicy powszechnym uznaniem. Jedni przychodzili potańczyć, drudzy robić szemrane interesy. Wśród kolegów Renaty byli też znajomi jej siostry, przez miejscowych nazywani "grupą austriacką". Jednym z nich był 26-letni Paweł K. ps. Młody Klapa. Mężczyzna skończył zawodówkę, w której wyuczył się na tokarza. Przez jakiś czas pracował jako ochroniarz w barze Trabanta, a później zaczął wyjeżdżać do Grecji, następnie do Austrii, gdzie na czarno podejmował się prac budowlanych. Z czasem zajął się także organizacją wyjazdów do sprzątania domów w Austrii.

Podczas rozmowy telefonicznej Renata usilnie przekonywała Iwonę do spotkania, zapewniając, że to bardzo pilne. Mimo długiego opierania się, nastolatka niechętnie przystała na propozycję i przekonana, że za chwilę wróci do domu, pomachała mamie i około godziny 19:00 ruszyła w stronę kościoła, w pobliżu którego się umówiła. Dziewczyny udały się do "Zajazdu Leśnego", gdzie rozmawiały ze znajomymi. O godzinie 21:00 siostra Iwony spotkała ją wychodzącą z lokalu –. była uśmiechnięta i mówiła, że wybiera się już do domu. Późnym wieczorem starsza z córek wróciła przekonana, że siostra śpi w swoim pokoju. Ich matka, słysząc zamykające się drzwi wejściowe, była pewna, że wróciła także Iwona. Niestety, nad ranem nie zastała jej w łóżku. Rodzice rozpoczęli gorączkowe poszukiwania. Starsza córka bezzwłocznie zadzwoniła do Renaty, jednak telefon odebrała jej siostra, która powiedziała, że nastolatka jest na kursie na prawo jazdy. Rodzina zaginionej udała się tam z nadzieją, że dowie się, co się stało z Iwoną. Według ich relacji, Renata w ogóle nie zdawała się zaskoczona zniknięciem przyjaciółki, zachowywała się dziwnie i długo nie chciała z wrócić z nimi do Szczucina, by pomóc w poszukiwaniach. Od razu po powrocie ojciec zgłosił policji zaginięcie.

Jeszcze tego samego dnia około godziny 14:30 rolnik, który prowadził krowę na pastwisko, odnalazł przy wale Wisły w Łęce Szczucińskiej zmasakrowane ciało Iwony. Nastolatka leżała twarzą do ziemi, na plecach miała skrępowane sznurkiem ręce, a na szyi zadzierzgniętą pętlę z drutu. Jej ciało było częściowo obnażone, a spodnie i bielizna zsunięte na uda. Była brutalnie pobita, miała głównie obrażenia głowy, okolicy potylicznej, klatki piersiowej, pleców oraz dwukrotnie złamaną żuchwę. Uderzenia były zadawane ze znaczną siłą, po całym ciele i przy użyciu różnych przedmiotów. Miała też wyrwane kolczyki i obcięte włosy, co mogło świadczyć o tym, że sprawcy chcieli upokorzyć swoją ofiarę. Policjant pracujący nad sprawą wspominał:

Analiza oględzin miejsca ujawnienia zwłok i samego ciała ofiary wskazuje, że sprawcy chcieli ją upokorzyć, pastwić się nad nią. Być może w trakcie tego zdarzenia doszło do aktów mających ślady seksualności. W grupie napastników na pewno byli mężczyźni.


Iwona umarła w wyniku gwałtownego uduszenia drucianą pętlą i częściowego zamknięcia dróg oddechowych krwią spływającą z obrażeń twarzy. Nie było żadnych śladów, które wskazywałyby, że została zgwałcona. Nastolatka była pobita do takiego stanu, że rodzina nie była w stanie zidentyfikować jej ciała. Udało im się to na podstawie ubrań, które miała na sobie.

W pobliżu zwłok znajdowały się fragmenty sztachet i rozbite butelki po winie. Policja zabezpieczyła także włókna w rzadkim kolorze biskupim oraz ludzkie włosy. W nocy podczas burzy, deszcz zatarł większość śladów.

Według oficera policji, sprawcami musiały być osoby, które dobrze znały okolicę:

Sprawcy w tym miejscu czuli się bezkarnie i pewnie. A więc znali pewne zwyczaje sąsiednich domów i że w miejscu zbrodni nie zjawi się potencjalny świadek. Być może czuli się na tyle bezkarni, że nawet nie obawiali się, że jak ktoś ich zauważy to i tak im nic nie grozi.


. . .

Policja popełniła szereg błędów i rażących zaniedbań, które były widoczne już od samego początku śledztwa. Zwłoki Iwony szybko zabrano, a na miejscu zbrodni nikt nie został. Nie zabezpieczono nawet terenu. Dopiero po interwencji członka rodziny Cyganów śledczy wrócili na miejsce i ostatecznie zabezpieczono szereg dowodów.

Mimo intensywnych opadów minionej nocy psy tropiące złapały ślad. Jednak prokurator stwierdził, że idą za zającem i kazał je odwołać.

Niedaleko miejsca odnalezienia zwłok, pod namiotami wypoczywali turyści, których funkcjonariusze nawet nie przesłuchali. Nie przeszukano także hangarów WOPR, ani baru "U Trabanta". Nie zabezpieczono ważnych dowodów lub je zniszczono. Nie włączono też do materiałów śledztwa żadnych notatek obciążających osoby, które dzisiaj w tej sprawie są oskarżone. Za to przesłuchano około 250 świadków, których zeznania jednak zdaniem policji były bezwartościowe i nie wniosły nic do śledztwa. Nie postawiono także nikomu zarzutów, a jedną z pierwszych hipotez policji było to, że Iwonę zabili sataniści.

W miasteczku zapanowała zmowa milczenia. Mieszkańcy najwyraźniej bali się rozmawiać z policją, która zresztą także nie starała się ujawnić prawdy o tym brutalnym morderstwie. Cała okolica dużo wcześniej wiedziała, u kogo danego dnia będą odbywały się przeszukania, czy kto kiedy będzie wzywany na przesłuchanie. Mieszkańcy Szczucina wiedzieli także, kto dokonał tej zbrodni, a już następnego dnia po morderstwie, na rynku rozmawiano o tym, kto dokładnie w nim uczestniczył.

Renata podczas jednego z pierwszych przesłuchań w Dąbrowie Tarnowskiej twierdziła, że nie znała Iwony. Mimo tego, że wszyscy w okół doskonale widzieli ich intensywną przyjaźń, a oczywistym było, że dziewczyna kłamie. Nie zostały jednak postawione jej żadne zarzuty. Według jej późniejszej relacji, miała rozstać się z Iwoną na rynku po godzinnym spotkaniu i każda z nich poszła w swoim kierunku.

Dwa miesiące po znalezieniu ciała policja zwróciła rodzicom Iwony jej ubrania, co jest standardową procedurą, jeżeli rzeczy osobiste nie są już potrzebne do badań. Jednak trzy tygodnie później u pogrążonej w żałobie rodziny pojawił się człowiek w mundurze funkcjonariusza policji twierdząc, że musi je ponownie zabrać. Rodzina wydała wszystko, z wyjątkiem butów. Mężczyzna nie zostawił żadnego pokwitowania, a rzeczy nie trafiły do prokuratury, tylko rozpłynęły się bez śladu.

. . .

Na pogrzeb Iwony przyszły tysiące ludzi, głównie młodzież. Koledzy nieśli trumnę kilka kilometrów ze Szczucina do Ratajów, gdzie została pochowana. (zdjęcie) (zdjęcie)

. . .

W styczniu 1999 r. został wyemitowany odcinek programu "997" (klik), w którym poinformowano o nagrodzie ufundowanej przez wójta Szczucina i lokalnego biznesmena, właściciela firmy Tankpol, o wysokości 20 tysięcy złotych za pomoc w ujęciu sprawców. Po emisji programu 31-letni Tadeusz Drab (zdjęcie) powiedział w barze kolegom, że wie, kto zabił Iwonę i chce podzielić się tą wiedzą z policją. Chwalił się, że to on zgarnie nagrodę. Nie zdążył jednak złożyć zeznań, ponieważ już następnego dnia zaginął, a jego ciało wyłowiono z Wisły dopiero po kilku miesiącach. Miejscowi śledczy uznali to za samobójstwo, choć nic nie wskazywało na to, by mężczyzna z planami na przyszłość i ukochaną dziewczyną u boku, którą miał niedługo poślubić, chciał targnąć się na swoje życie. Dodatkowo Drab świetnie pływał, był wręcz wychowany nad rzeką, a po wyłowieniu z wody ręce miał skrępowane sznurem. Jednak to także nie przekonało śledczych do wszczęcia dochodzenia w sprawie zabójstwa oraz nie połączyli tej sprawy z morderstwem Iwony.

Śmierć Tadeusza zamknęła na dobre usta mieszkańcom Szczucina i okolic. Gdy ktoś próbował rozmawiać z mundurowymi sąsiedzi ostrzegali – "przestań, bo zginiesz jak Tadek Drab". Ludzie panicznie bali się sprawców, których doskonale znali, tak samo zresztą jak policja i rodzina ofiary.

. . .

Po zabójstwie Iwony w Szczucinie zaczęło dochodzić do niewyjaśnionych aktów agresji wobec mieszkańców. Został pobity miejscowy ksiądz oraz licealiści, których dodatkowo wywieziono nad Wisłę i grożono śmiercią.

. . .

Sprawa Iwony Cygan po raz pierwszy została umorzona 8 lipca 1999 r. z powodu "braku dowodów".

. . .

20 grudnia 2013 r. kuzyn Iwony, który od początku bardzo pomagał rodzicom zamordowanej w dotarciu do prawdy, odnalazł swojego syna, 18-letniego Darka Cygana powieszonego w garażu. Wszelkie okoliczności jego śmierci wskazywały na udział osób trzecich, jednak Prokuratura w Dąbrowie Tarnowskiej umorzyła śledztwo. Darek znał się z synem Trabanta i według jednej z relacji chłopcy mieli pokłócić się na jednym z grillów, po czym Cygan miał mu powiedzieć, że jest synem mordercy.

. . .

Rankiem 24 sierpnia 2014 r. w Szczucinie przypadkowy przechodzień odnalazł ciało 30-letniego Marka Kapela (zdjęcie). Zwłoki znajdowały się w dziwnym ułożeniu, a mianowicie głowa została przygnieciona ciężkimi elementami betonowego ogrodzenia, które zadziałały jak gilotyna (zdjęcie) (zdjęcie). Jego ciało wyglądało tak, jakby walczył, aby wydostać się spod betonowych płyt. W dniu swojej śmierci Marek, który na co dzień pracował w firmie budowlanej, wyszedł z baru "Ambrozja", gdzie według barmanki wypił niewiele, może dwa lub trzy piwa. Do domu miał około trzech kilometrów, które przemierzał wzdłuż jednej z najczęściej uczęszczanych dróg w miasteczku. Monitoring zarejestrował jego postać około godziny 23:10, jednak w zasięgu kolejnej kamery mężczyzna już się nie pojawił. Osiem godzin, które upłynęły pomiędzy ostatnim nagraniem a odnalezieniem zwłok, owiane jest tajemnicą. Policjanci uznali, że zginął około północy, jednak według ratowników medycznych, którzy zjawili się na miejscu odnalezienia zwłok, musiało to być około czwartej nad ranem. Tymczasem, około drugiej w nocy, tuż obok miejsca, gdzie leżał Kapel, policjanci wylegitymowali dwóch mężczyzn, którzy szli środkiem drogi. Co więcej, jak pokazuje monitoring, w nocy dwa razy obok tego miejsca przejeżdżał radiowóz.

Następnego dnia na miejscu odnalezienia zwłok nikt nie zabezpieczył śladów, a po dwóch godzinach było już tam pusto. Ubrania Marka po jakimś czasie zostały zutylizowane, nie pobrano z nich także żadnych śladów. Nie wezwano psów tropiących ani nie zlecono przeprowadzenia eksperymentu, który mógłby wykazać, czy wybicie samodzielne głową przęsła było w ogóle możliwe. W końcu postępowanie w sprawie śmierci Marka Kapela zostało umorzone przez Prokuraturę Rejonową w Dąbrowie Tarnowskiej ze względu na "brak znamion czynu zabronionego" i mimo sprzeciwu rodziny uznane za nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo.

Wiadomo było, że Marek posiadał informacje dotyczące morderstwa Iwony Cygan. Koledzy prosili go, aby nie mówił o tym głośno, ostrzegali, że "skończy jak Tadek Drab". Dwa miesiące przed śmiercią potrącił go samochód, a nieznany sprawca uciekł. Kapel miał złamane trzy żebra i stłuczoną rękę, jednak nie chciał zgłosić zdarzenia na policję. Najprawdopodobniej odebrał to jako ostrzeżenie i umyślne potrącenie.

(klik)

. . .

Matka zamordowanej Iwony mówiła, że przy policjantach i prokuratorach ze Szczucina i Dąbrowy Tarnowskiej czuła się jak morderczyni, nie jak ofiara. Przez wiele lat rodzina Cyganów nie mogła nawet znaleźć pełnomocnika, który by ją reprezentował. Kolejni adwokaci z kancelarii w Tarnowie, a nawet w Krakowie odmawiali, tak jakby doskonale wiedzieli, że nie jest to zwykła sprawa kryminalna. Wszyscy widzieli, że gdy tylko ktoś próbował dotrzeć do prawdy, miał realne kłopoty. Po wielu latach batalii z mundurowymi – dopiero gdy w 2009 r. sprawą zainteresowało się krakowskie Archiwum X – śledztwo zaczęło nabierać tempa. Udało się nawiązać kontakt ze świadkiem wydarzeń z sierpnia 1998 r. Mężczyzna w rozmowie z policjantami zeznał, że widział, jak na rynku przy Iwonie i Renacie zatrzymał się gwałtownie biały polonez prowadzony przez Pawła K. zwanego Młodym Klapą. Po krótkiej rozmowie dziewczyny wsiadły do środka. Świadek w obliczu prokuratury wycofał się jednak z części zeznań, a niebawem po tym Archiwum X zostało odsunięte od sprawy, ponieważ "ktoś wyżej" uznał, że "za bardzo angażuje się w pomoc rodzinie". Śledztwo ponownie zostało umorzone. W 2014 r. sąd nakazał prokuratorom je wznowić, stwierdzając, że nie zrobiono wszystkiego, aby odnaleźć mordercę. Krótko po tym udało się dotrzeć do nowych dowodów, a mianowicie do kasety wideo, na której widać, jak Paweł K. bawi się na weselu w Szczucinie dwa dni po śmierci Iwony. Było tam niespełna sto osób, w tym prawie wszyscy oskarżeni dziś o udział w zabójstwie. Na nagraniach widać, że Młody Klapa był ubrany w marynarkę koloru biskupiego, prawdopodobnie tę samą, której włókna zabezpieczono na miejscu zabójstwa Iwony. Jego pobyt na zabawie wskazywał także na to, że alibi z 1998 r., według którego w noc morderstwa miał być w drodze do Austrii jest nieprawdziwe.

W 2016 r. media podały informację, że policjanci są o krok od złapania morderców. Na początku października w Łęce Szczucińskiej, gdzie przed laty znaleziono ciało nastolatki, został przeprowadzony eksperyment procesowy (klik), który miał polegać na m.in. odtworzeniu relacji świadka (zdjęcie) (zdjęcie). W eksperymencie brała udział Żandarmeria Wojskowa, która użyczyła drona do skanowania terenu oraz naziemnego sprzętu do mapowania 3D miejsc zdarzeń. (klik)

Do tego czasu zebraliśmy bardzo dużo materiału dowodowego. Z najnowszych informacji wynika, że miejsce znalezienia zwłok najprawdopodobniej nie było miejscem zabójstwa. Pod uwagę bierzemy również fakt, że ciało Iwony było roznegliżowane. Choć sekcja zwłok wykluczyła jakikolwiek kontakt seksualny. Uważamy, że sprawca celowo chciał wprowadzić w błąd policję co do miejsca i motywu zbrodni


– mówił Bogdan, szef krakowskiego Archiwum X. Po latach została przerwana też zmowa milczenia, a policja dotarła do świadków wydarzeń sprzed lat, którzy w końcu zdecydowali się na rozmowę z funkcjonariuszami.

klik <– wywiad z owym Bogdanem, bardzo ciekawy człowiek (rozmowa nie dotyczy tej sprawy).

. . .

Zaraz po przeprowadzeniu wizji lokalnej w Łęce Szczucińskiej zaginął 79-letni Wojciech Sołtys (zdjęcie) ze Świdrówka pod Szczucinem. Dopiero po ponad trzech tygodniach poszukiwań w trudno dostępnym miejscu nad Wisłą znaleziono jego zwłoki. Mężczyzna leżał twarzą do ziemi i był nieadekwatnie ubrany do pory roku – miał na sobie tylko koszulkę polo z długim rękawem oraz dresowe spodnie. Kilkaset metrów dalej znajdował się spalony wrak jego samochodu. Tablica rejestracyjna leżała na ziemi.

Mężczyzna posiadał plany na przyszłość, remontował dom i miał już kupiony bilet na lot do Stanów Zjednoczonych, w których wcześniej spędził ponad 30 lat życia. W dniu, w którym zaginął, nie zjawił się na lotnisku, o czym powiadomiono jednego z jego braci, który od razu wybrał się do domu Wojciecha. Zastał tam otwartą bramę na posesję. Nie było słychać szczekania psa, który – jak się później okazało – leżał martwy. Jego sekcja zwłok wykazała, że zmarł z wygłodzenia.

Przy ciele denata znaleziono sporo gotówki, w tym amerykańskie dolary, oraz telefon komórkowy.

Jednoznacznej przyczyny śmierci nie udało się ustalić. Wykluczono natomiast, że był to jakiś uraz, jak np. pobicie.

Biegli wskazali, że najbardziej prawdopodobną przyczyną zgonu była ostra niewydolność układu krążenia w przebiegu uszkodzenia mięśnia sercowego na tle miażdżycowym


– mówił zastępca prokuratora rejonowego w Dąbrowie Tarnowskiej. Tłumaczył też, że dla dobra śledztwa więcej szczegółów ujawnić nie może, ale. dodał, że prowadzą śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.

Krewni zmarłego nie wierzą w zgon z przyczyn naturalnych. Według brata sprawcą musiał być ktoś miejscowy, kto dobrze znał okolicę, ponieważ miejsce znalezienia zwłok jest obszarem rzadko uczęszczanym i trudno dostępnym.

Tarnowska prokuratura w końcu umorzyła sprawę, której akta dopiero pod koniec 2017 r. trafiły do Małopolskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Postępowanie zaczęło być prowadzone w kierunku podejrzenia zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie.

. . .

Śledztwo w sprawie morderstwa Iwony Cygan kontynuował Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie wraz z policjantami ze specjalnej grupy zajmującej się niewyjaśnionymi zbrodniami sprzed lat –- Archiwum X – z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Zebrane przez nich dowody, zeznania świadków oraz opinie Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie pozwoliły, by w grudniu 2016 r. za 45-letnim już Pawłem K. został wysłany list gończy, a Sąd Okręgowy w Tarnowie wydał Europejski Nakaz Aresztowania ([klik](https://www.wprost.pl/_thumb/9a/8b/b999cd0ddffdc21ff89f7064a76c.jpeg
kvoka - Dziś nowy wpis na #polskiepato.

Historię podzieliłam na dwa posty, poniewa...

źródło: comment_wWpfVVa3VIgnMn1UHDiMiGyYkkU1KmrG.jpg

Pobierz
  • 89
  • Odpowiedz
@kvoka: Biedna dziewczyna, co jakiś czas trafiam na jej sprawę i przeżywam ją od nowa. A te wszystkie zaniedbania policji, zmowa milczenia i udawanie, że nikt nic nie wie - to irytuje najbardziej.
  • Odpowiedz
@kvoka:

Jeszcze podczas pobytu w Wiedniu, K. twierdził, że jest krewnym byłej premier Ewy Kopacz, która chroniła go przez te wszystkie lata, o czym pisały wszystkie austriackie media. Polityk wszystkiemu zaprzeczyła i wytłumaczyła się zwykłą zbieżnością nazwisk.


Jak wymówiłeś jego nazwisko to kończyłeś z głową w ogrodzeniu, policja (wydaje się, że świadomie) umywała ręce. Nawet nie można napisać jego nazwiska, bo takie prawo mamy, a i tak każdy wie, jak on
  • Odpowiedz
@kvoka: oburzająca sprawa, tyle ludzi zginęło bez sensu. W ogóle logika tych ludzi zastrasza - zamiast zamknąć wszystkich przestępców i zjednoczyć się przeciw nim, to każdy uznał, że to nie jego sprawa i adios. Bierność policji przy posiadaniu tych wszystkich dowodów, ignorowanie tych spraw - jak ci ludzie mogą sobie spojrzeć w oczy?
  • Odpowiedz
  • 13
@kvoka jedna uwaga merytoryczna. Śledztwo umorzono wobec niewykrycia sprawcy a nie "z braku dowodów". Jako "brak dowodów" czasami określa się inna przesłankę umorzenia postępowania, tj. brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego. Różnica jest zasadnicza: w pierwszym przypadku do przestępstwa doszło, tylko nie wiadomo kto je popełnił; w drugim przypadku nie ma pewności, że do przestępstwa w ogóle doszło.
Tak w ogóle to jestem pod wrażeniem pracy włożonej w tekst :-)
  • Odpowiedz
Świadek w obliczu prokuratury wycofał się jednak z części zeznań, a niebawem po tym Archiwum X zostało odsunięte od sprawy, ponieważ "ktoś wyżej" uznał, że "za bardzo angażuje się w pomoc rodzinie". Śledztwo ponownie zostało umorzone


@kvoka: może faktycznie to był jakiś bratanek/siostrzeniec Kopaczowej, a u nas robi się z tego wielką tajemnicę?
  • Odpowiedz