Wpis z mikrobloga

Kiedy zajmowałem się rozpracowaniem mafii w Naked Truth, brałem również udział w czterech innych dużych sprawach oraz różnych akcjach przeprowadzanych przez komórkę antynarkotykową i związanych z nalotami w trakcie transakcji narkotykowych - tajny agent kupuje narkotyki od podejrzanego, który z miejsca zostaje zaaresztowany. Oto historia pierwszej z dużych spraw, nad którymi pracowałem w czasie śledztwa w sprawie Gambino. FBI dowiedziało się, że grupa przemytników z Azji przywozi do Stanów Zjednoczonych podrobione papierosy popularnych firm, torebki od Louisa Vuittona i podróbki wszystkiego, co tylko można sobie wyobrazić. Jakby tego było mało, przemytnicy powiedzieli tajnemu agentowi FBI, że dzięki krewnemu, który pracował jako dostawca uzbrojenia dla wojska, mają też dostęp do broni. Powstrzymanie napływu podróbek do kraju było ważne. Uniemożliwienie nielegalnego handlu bronią było sprawą pierwszej wagi. Jeśli ów krewny był gotów sprzedawać broń ludziom mafii, to komu jeszcze mógłby sprzedawać swój towar? Tak więc zabraliśmy się do nich. Wyjaśniliśmy, że będziemy pośrednikami w handlu bronią z ramienia Kolumbijczyków walczących o wolność, którzy odwdzięczą się, sprzedając nam kokainę w bardzo dobrej cenie. Dlatego by zdobyć pełne zaufanie oraz wzmocnić relacje, pomogliśmy tym ludziom w nielegalnym imporcie podróbek papierosów do Stanów Zjednoczonych. Miało to zaowocować handlem bronią. Przy tej sprawie pracowało dwóch tajnych agentów z biura Newark. Jeden to Lou Calverese, drugi - Tom Zyckowski, znany także jako Z-Man. Odgrywali gangsterów, którzy mają swojego człowieka w porcie w Elizabeth w New Jersey. Ten „swój człowiek" miał być nieuczciwym urzędnikiem służby celnej. Lou i Z- Man powiedzieli przyjaciołom z Azji, że ów facet może oznaczyć kontenery na statku, a dzięki temu nie zostaną one przeszukane i papiery wyjdą bez szwanku. Oczywiście za dużą kasę, ale w zamian nasi ludzie mieli wziąć kontenery, dostarczyć je do bezpiecznego magazynu w South Jersey i zorganizować dystrybucję zawartości. Kiedy wszystko szło jak z płatka, z biurokratycznych powodów Z-Man został odsunięty od sprawy. Zanim zniknął, przedstawił mnie pierwszemu podejrzanemu w sprawie, drobnej Azjatce w wieku około pięćdziesięciu lat, którą będziemy nazywać Mei-Lin, i jej mężowi Chrisowi. Ja i Mei-Lin z miejsca przypadliśmy sobie do gustu. Po odsunięciu Z-Mana od sprawy Lou Calverese objął pozycję pierwszego tajnego agenta, a ja zostałem drugim. Oto jaki przebieg miała transakcja. Mei-Lin i jej mąż importowali kontenery o długości dwunastu metrów, a w nich niemal tysiąc olbrzymich kartonów papierosów, samych podróbek. Każdy taki karton zawierał pięćdziesiąt normalnych kartonów papierosów. Mówimy tu o setkach tysięcy dolarów czystego zysku z każdego kontenera. Tak więc pracowaliśmy nad sprawą. Papierosy przypływały, agent FBI udający współpracownika mafii przewoził cały towar do magazynu-kry-jówki. Następnie ludzie Mei-Lin zabierali towar. Czasami jeździliśmy do New Jersey czy Filadelfii, by pozbyć się papierosów, ale scenariusz był zawsze ten sam: pomagaliśmy jej sprzedać papierosy, a ona nam za to płaciła. Ale za każdym razem, gdy pytaliśmy o broń, Mei-Lin miała jakąś wymówkę. Pora nie była odpowiednia. Nie może teraz, ale wkrótce to załatwi. To było naprawdę denerwujące. Mniej więcej w tym samym czasie agentka, która zainicjowała tę sprawę, Jodi Petracci, zmarła na raka. Cała sprawa była realizacją jej wizji, a my po prostu szliśmy szlakiem, który ona nam wyznaczyła. Pomagaliśmy sprowadzać papierosy i zachęcaliśmy Mei-Lin, by pertraktowała w sprawie broni, która dla nas była sednem sprawy. Jednak podróbki również nie były sprawą bagatelną. Jak się dowiedziałem, w Chinach fabryki produkujące dla amerykańskich firm koszulki polo sąsiadują z fabrykami wykonującymi podróbki owych koszulek. Dostawcy dostarczają surowe materiały - tkaniny, nici i wszystko, co niezbędne - do głównej fabryki, a następnie dostarczają jeszcze więcej materiału do drugiej fabryki. Wedle mojej opinii jako agenta FBI podróbki stanowią nieodłączny element chińskiej gospodarki. Mei-Lin powiedziała nam, że cokolwiek sobie wymyślimy, ona może nam dostarczyć podróbki tego czegoś; podróbki, której od oryginału nie odróżnią nawet wymagający klienci. Krążył dowcip, że gdybyś stał wystarczająco długo przy jednej z owych fabryk, Chińczycy zrobiliby - i byliby gotowi sprzedać - sześć nowych kopii twojej osoby! Mei-Lin chciała mieć także jakąś wtyczkę na Zachodnim Wybrzeżu, więc zapewniliśmy jej tajnego agenta z Los Angeles, pracującego nad portem w Long Beach. Nasza operacja nazywała się Royal Charm (Królewski Urok), a ta w Los Angeles - Smoking Dragon (Ziejący Smok) -jak na standardy FBI były to bardzo dobre nazwy. Teraz sprowadzaliśmy papierosy z obydwu wybrzeży, ale nadal naszym celem była broń. Mei-Lin i jej ludzie nadal wzdragali się przed pośrednictwem w handlu bronią. Musieli dojść do wniosku, że świetnie im idzie - na fałszywych papierosach zdobywali fortunę, po co więc komplikować wszystko z powodu broni? Nadal chcieliśmy się spotkać z handlarzem bronią - chcieliśmy, żeby przyjechał do Stanów Zjednoczonych i z nami porozmawiał. Nie ma mowy. Bał się przyjechać do Stanów. Tak więc zwołaliśmy spotkanie z Mei-Lin i Chrisem. - Koniec z papierosami - powiedzieliśmy im. - Jeśli nie zamierzacie nam pomóc w sprawie broni, nie załatwimy wam transportu ani jednej paczki. Tracimy tu czas. Do Mei-Lin i Chrisa nareszcie dotarło. W końcu Chris przedstawił nas jednemu ze swoich współpracowników, który mógł pomóc w sprawie broni. Nazwijmy owego wspólnika Ken. Po przemyceniu kontenerów papierosów dla Kena w końcu poruszyliśmy ten temat. - Co możesz dla nas zrobić? - pytaliśmy. - Mąż Mei-Lin mówi, że zajmujesz się też bronią. - Mogę to załatwić - odrzekł Ken spokojnie. - Mogę załatwić podróbkę Viagry. Mogę załatwić wszystko. Mogę też was przedstawić ludziom, którzy zaopatrują w broń armię, możecie wtedy zacząć handel. Ale będziecie musieli polecieć do Tajlandii. Ten facet nie może przyjechać do Stanów. - Żaden problem - powiedział Lou. Na miejsce spotkania zostało wyznaczone Phuket, które później, w święta Bożego Narodzenia w 2005 roku, zniszczyło tsunami. Lou, główny tajny agent w sprawie, powiedział mi: - Jack, pakuj się. Jedziemy do Tajlandii nawiązać nowy kontakt w sprawie broni. Moje oczy zaokrągliły się ze zdziwienia. - My? - zapytałem. - Co ty, zwariowałeś? Nie lecę do żadnej Tajlandii! Dwudziestoczterogodzinny lot? Nie ma mowy! - Czemu miałbyś nie lecieć? - zapytał Lou, zdziwiony moim gwałtownym sprzeciwem. - Nie mogę tak długo być w samolocie! - wykrzyknąłem. - Spójrz tylko na mnie! Gdzie pójdę do łazienki? Będziesz potrzebował specjalnego sprzętu, żeby mnie wyciągnąć z toalety! - Musisz lecieć! - naciskał. - Nie lecę! - odpowiedziałem kategorycznie. Przez jakiś czas toczyły się między nami tego rodzaju rozmowy. Kiedy już przekonałem Lou, że jednak nie lecę, ustaliliśmy, że dla bezpieczeństwa zabierze on z sobą innego agenta. Osoba, którą wybraliśmy, Melissa Shields, także miała wystąpić w roli tajnej agentki. Lou i ja zdecydowaliśmy, że rozsądnie jest zabrać z sobą kobietę. Tajlandia była światową stolicą handlu żywym towarem. Jeśli jeden lub dwóch tajnych agentów płci męskiej udałoby się tam samotnie, bez kobiety, podejrzani niemal na pewno podesłaliby im do pokoju dziewczynę, a może nawet sześć, i kto wie, co jeszcze. Rzecz jasna, w pokoju byłaby ukryta kamera wideo i próbowaliby cię nagrać z prostytutką. To oczywiste, że skończyłoby się to katastrofą. A więc żeby nic takiego się nie stało, Lou i Melissa odgrywali kochającą się parę, udającą się na romantyczny urlop na wybrzeże Tajlandii. Pojechali i odwalili kawał dobrej roboty. W Tajlandii Lou spotkał się z Kenem i jego kontaktem, mężczyzną, którego będziemy nazywać lohnny. W owym czasie Melissa udała się na „zwiedzanie". Oboje wrócili podekscytowani - nie tylko mieliśmy zdobyć broń, ale też metamfeta-minę w czystej postaci - niezwykle w owym czasie popularny narkotyk. Powiedzieliśmy, że jesteśmy zainteresowani również narkotykami, ale nie było to coś, czego tak naprawdę chcieliśmy. Problem z narkotykami polega rzecz jasna na tym, że nie możesz pozwolić, by dostały się na ulicę. Narkotyki leżały w polu naszego zainteresowania, ale nie były aż tak ważne jak zamknięcie działającego nielegalnie dystrybutora broni mającego podejrzane azjatyckie powiązania. To było dla nas niezwykle interesujące. I wtedy sprawa przybrała jeszcze ciekawszy obrót. Kiedy pytaliśmy Kena, jakie jeszcze podróbki jest nam w stanie zaoferować, mimochodem zapytaliśmy, czy podrabiają także pieniądze. - Tak, robimy też pieniądze - odparł Ken. Zaczął dzielić się informacjami - miał podrobione banknoty z Korei Północnej. Papierosy i broń budziły nasze zainteresowanie, ale fałszywe banknoty z Korei Północnej? Uwierzcie mi, w tym momencie w pełni zaangażowaliśmy się w tę sprawę. Po powrocie Lou i Melissy z Tajlandii spotkaliśmy się z Kenem w Atlantic City, gdzie przekazał nam próbkę - studolarowy banknot. W trakcie mojej trwającej dekadę pracy w FBI widziałem wiele fałszywych pieniędzy, ale nigdy nie widziałem niczego, co wyglądałoby tak prawdziwie jak ten banknot. - Człowieku, ten banknot to oryginał! - wykrzyknąłem. - Nie, nie - zapewnił nas Ken. - To fałszywka! - To naprawdę świetna robota - zachwycałem się. - Za ile chcesz go sprzedać? Długo się targowaliśmy, aż ustaliliśmy cenę trzydziestu centów za dolara. Pytanie brzmiało, ile chcieliśmy na początek. Zanim zobowiązaliśmy się do kupna fałszywych banknotów, chcieliśmy zabrać próbkę do biura i dać ją do zbadania ekspertowi. Posłaliśmy pieniądze na ekspertyzę do służb specjalnych i okazało się, że to prawdziwa bomba. To były owe cieszące się złą sławą Supernotes - fałszywe pieniądze drukowane w Korei Północnej, z wykorzystaniem tego samego atramentu i tego samego papieru, których używa Departament Skarbu Stanów Zjednoczonych. W oczach służb specjalnych te banknoty były równie dobre jak prawdziwe dolary. By potwierdzić tę opinię, wykonaliśmy także test na własną rękę. Sprawdziliśmy banknoty u szefów prowadzących kasyna i w bankach w Atlantic City. Wiedzieliśmy, że oni są największymi specami świata w rozpoznawaniu fałszywych pieniędzy. Nie stwierdzili, że to fałszywki. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo narodowe, fałszywe pieniądze są większym zagrożeniem niż jakikolwiek inny przemyt. Gdyby Korea Północna zalała Stany Zjednoczone fałszywymi banknotami, to mogłoby zagrozić całej amerykańskiej gospodarce. Te banknoty były aż tak dobre! Więc złożyliśmy zamówienie i zapłaciliśmy trzydzieści tysięcy dolarów gotówką, aby zdobyć warte sto tysięcy dolarów fałszywki. Operacja Royal Charm finansowała się sama - za każdym razem, gdy ułatwialiśmy Mei-Lin przemyt podróbek papierosów, pobieraliśmy od gangsterów pięćdziesiąt tysięcy dolarów za to, że kontener nie zostanie przeszukany przez urzędników kontroli celnej. Tak więc trzydzieści tysięcy dolarów za Supernotes nie pochodziło z kieszeni podatników. Te pieniądze pochodziły z sumy, którą „zarobiliśmy", pomagając Mei-Lin w przemycie papierosów. Pieniądze przypłynęły w jednym z kontenerów, tak jak podróbki papierosów. Banknoty były ponumerowane. Były w idealnym stanie. Nie mogliśmy uwierzyć, że są tak świetne! Ken powiedział nam, że Johnny, azjatycki dostawca broni, którego Lou poznał w Tajlandii, przyjeżdża do Stanów, żeby się z nami spotkać. Miał pewne pytania i kwestie do omówienia, skoro chcieliśmy kupować od nich fałszywe pieniądze na większą skalę. Byłem zachwycony. Jeśli Johnny miał jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy robić z nami interesy, kiedy mnie ujrzy, uspokoi się, bo ja po prostu kompletnie nie wyglądam na agenta FBI. Przyjechał Johnny i umieściliśmy go w przyjemnym hotelu z kasynem w Atlantic City. Azjatyccy kryminaliści uwielbiają hazard. Musieliśmy ich praktycznie wyciągnąć z kasyna, żeby z nimi porozmawiać. W końcu rozmowa się odbyła. Angielski Johnnyego nie był idealny, ale z pewnością lepiej mówił po angielsku niż my po chińsku. - Jesteśmy zainteresowani Supernotes - powiedzieliśmy mu. - Ale chcemy być wyłącznymi dystrybutorami. Nie chcemy, żeby goście ze Wschodniego lub Zachodniego Wybrzeża i z całego kraju również rozprowadzali banknoty Chcemy wyłączności. - Żaden problem - powiedział nam. - Możemy to załatwić. Jakiś czas negocjowaliśmy, a w końcu złożyliśmy zamówienie na warte milion dolarów fałszywe banknoty. Johnny powiedział nam, że jest skłonny dorzucić jeszcze trochę. Kiedy przypłynął kontener z gotówką, okazało się, że to nie milion dolarów Supernotes - to były prawie trzy miliony. Byliśmy przygotowani, by zapłacić za to trzysta tysięcy, bo teraz mogliśmy zablokować napływ Supernotes do kraju. Jednak wtedy wróciliśmy do sprawy broni. - Owszem, mamy dostęp do broni - powiedział nam. - Chcemy pociski ziemia-powietrze - odrzekliśmy. - Zrobi się - odpowiedział Johnny. - Możemy zorganizować, co tylko sobie życzycie. Zasugerował, że broń pochodzi albo z Chin, albo z Korei Północnej. Następnie widząc, że jesteśmy klientami chętnymi na dosłownie wszystko, co oferują, zapytał nas: - A co z heroiną? Mogę załatwić herę, ecstasy, kokainę, amfetaminę i inne. Wszystko, co chcecie. Zdaliśmy sobie sprawę, że muszą mieć sieć rozprowadzającą chińską heroinę, którą moglibyśmy przejąć na koniec sprawy. Podróbki papie rosów to jedna rzecz, ale nie mogliśmy wypuścić narkotyków na ulicę. Gdybyśmy sprowadzili heroinę do Stanów, musielibyśmy z miejsca zamknąć śledztwo. Nie chcieliśmy tego robić, zanim nie przejęliśmy Su-pernotes i broni. - Możemy zawieźć narkotyki do Włoch - powiedział nam Johnny. -Możemy je przeszmuglować przez Europę. - Jak to zrobicie? - zapytałem ostrożnie. - Poprzez wielu przyjaciół w zagranicznych ambasadach, którzy z łatwością mogą wykorzystać swój bagaż dyplomatyczny, żeby ją przemycić - powiedział takim tonem, jakbyśmy rozmawiali o transporcie stali, fajek, płaskich ekranów telewizorów lub jakichś innych legalnych produktów. To było niesamowite. - Skąd mogę wiedzieć, jaką bronią dysponujecie? - zapytałem. - Macie katalog? - Jasne, wyślemy wam. Zakończyliśmy spotkanie i obiecaliśmy, że szybko wrócimy, kiedy już ustalimy, co chcemy kupić. Nie sądziliśmy, że kiedykolwiek dostaniemy katalog, ale faktycznie kilka tygodni później pocztą nadeszła książeczka, w której były wszystkie rodzaje broni, jaką ludzie Mei-Lin mogli dla nas załatwić. Katalog zawierał pociski ziemia-powietrze, helikoptery, pancerzownice, AK-47 i M-60. Kiedy dostaliśmy katalog z takim mnóstwem śmiercionośnej broni, pomyśleliśmy: kurczę, to biznesmeni, którzy sprzedadzą ci wszystko. Opracowaliśmy strategię - mieliśmy kupić Supernotes, by potem zdobyć broń. Zamówiliśmy kilka jej rodzajów, jednak dostawa opóźniała się. Tamci utrzymywali, że atak terrorystyczny w Londynie wzmocnił system bezpieczeństwa w portach na całym świecie i obawiali się, że broń nigdy nie dotrze na miejsce. W końcu doszliśmy do wniosku, że broń nigdy się nie pojawi. Johnny wysłał także trzy miliony dolarów w Supernotes i trochę metamfetaminy - wszystko do sprzedaży konsygnacyjnej - jako gest dobrej woli, ale teraz zaczynał naciskać, żebyśmy mu zapłacili. Tak więc agent prowadzący i nasz zwierzchnik zdecydowali, że musimy zamknąć sprawę. Musieliśmy wymyślić sposób, by zgromadzić wszystkich gangsterów w jednym miejscu w tym samym czasie. Melissa wpadła na pomysł wysłania zaproszeń ślubnych wszystkim podejrzanym w sprawie, których chcieliśmy aresztować, zarówno tym ze Stanów, jak i spoza granic kraju. Wszyscy oni znali Lou i Melissę, tajnych agentów, jako ową uroczą, zakochaną w sobie parę, tak więc ślub był dla nich czymś oczywistym i nie budzącym podejrzeń. I tak właśnie zrobiliśmy: wydrukowaliśmy piękne zaproszenia ślubne ogłaszające, że Lou Calverese żeni się z Melissa, a ja miałem być drużbą. Wszyscy ci ludzie zostali zaproszeni do Atlantic City - ci, którzy przemycali papierosy; ci, którzy próbowali sprzedać nam narkotyki; ludzie związani z Supernotes; nawet ci, którzy zajmowali się transakcją kupna broni, która niestety nigdy nie doszła do skutku. To nie miało być zwykłe skromne wesele. To miała być impreza trwająca cały weekend. Najpierw była kolacja w Mortońs Steakhouse w Caesar's Palące. Włączyliśmy nawet Z-Mana z powrotem do sprawy na jej wielki finał. Cóż to było za wspaniałe przyjęcie! Wszyscy siedzieliśmy w jednej sali - wszyscy elegancko ubrani zajadaliśmy steki, piliśmy najlepsze wino. Całe przyjęcie było finansowane z zysków z przemytu podróbek papierosów. Wszyscy świetnie się bawili. Lou i Melissa byli szczęśliwą parą, a ja wznosiłem toasty jako drużba. Gangsterzy dali Lou i Melissie w prezencie ślubnym dwa złote rolexy, które - jestem przekonany po dziś dzień -były podróbkami. Mnie dali „kubańskie" cygara. Cóż, wiem wszystko o kubańskich cygarach! Nie ma mowy, żeby tamte były kubańskie! Były takie sobie, z pewnością nie były prawdziwe. Lou, Z-Man i ja paliliśmy nasze cygara, patrzyliśmy na tłum gangsterów, których mieliśmy aresztować następnego dnia. Myśleliśmy: ci ludzie nie mają pojęcia, nie mają bladego pojęcia, że to ich ostatnia noc na wolności i że spędzą w więzieniu długie lata, a może dekady. Patrzyłem na nich, dobrze się bawiąc na tym przyjęciu, świętując ten lipny ślub Lou i Melissy. Ani jeden z obecnych na sali nie miał cienia złych przeczuć. Nie podejrzewali niczego. To była chwila jak z Hollywood. Następnego dnia przysłaliśmy po gości - naszych podejrzanych - limuzyny, aby zawieźć ich na ślubne przyjęcie, które miało się odbyć na nieistniejącym jachcie u wybrzeża Atlantic City. Jacht nazwaliśmy Royal Charm, co było oficjalną nazwą całej sprawy. Jednak limuzyny nie zabrały naszych gości na wybrzeże. Zawiozły ich prosto do biura FBI w Atlantic City, gdzie wszyscy zostali aresztowani w swoich frakach i sukienkach. Nigdy nie zapomnę tej sceny - tych ludzi stojących w totalnym szoku, trzymających swoje prezenty ślubne, pytających: „Ale co z Lou i Melissą? Czy oni mimo wszystko wezmą ślub?". Nazajutrz w gazecie Atlantic City ukazał się nagłówek: „Miłość, honor i więzienie". Przejęliśmy podrabiane papierosy warte ponad trzydzieści milionów dolarów oraz fałszywe banknoty na kwotę pięciu milionów dolarów. Ogólnie rzecz biorąc, odwaliliśmy dla FBI kawał dobrej roboty.

Gangster. Prawdziwa historia agenta FBI, który przeniknął do mafii. Joaquin Garcia.

#bojowkascianytekstu