Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mirki, coraz ciężej się czyta te posty, że z przegrywu nie da się wyjść. Nie wiem czy to jakaś propaganda, czy wy tak na serio (na tym portalu wszystko jest możliwe).
Podzielę się z Wami moją historią.

Różowy here. Internet od gimbazy, i w zasadzie gdyby nie on, to nie miałabym żadnych znajomych. Z 10 lat się spędziło na czatach, forach, poznając nowe osoby, niekiedy tak samo przegrane jak ja. I w sumie to mnie jakoś utrzymywało przy życiu (chociaż próbowałam dwa razy z nim skończyć). Główny powód #!$%@?? Oczywiście otyłość. Teoretycznie jeden czynnik, ja wiem, dużo osób jest grubych, ale jak się jest ulanym od dzieciństwa, to psychikę niszczą wszyscy dookoła. Jak się jeszcze jest świadomym swojej sytuacji, to autoagresja też mocno. Więc wyrosłam na takie pełne kompleksów, nadwrażliwe, skrzywione, aspołeczne coś, ze źle wykształconymi reakcjami na podstawowe relacje ludzkie.

W liceum płakałam codziennie, przez pierwszy rok praktycznie z nikim nie rozmawiałam w szkole, siedziałam sama. Potem wyrobiły się jakieś znajomości na zasadzie "cześć, masz zadanie z matmy spisać?". Problemów z nauką generalnie nie miałam (oprócz oczywiście wfu), chociaż ustna matura przez chwilę stała pod znakiem zapytania, jako że zwyczajnie bałam się odezwać przed egzaminatorami.

Do drugiego roku studiów byłam wyzywana, wyśmiewana, popychana na ulicy przez nieznajomych, zdarzały się inne przykre sytuacje (np. wrzucenie mi peta do kieszeni płaszcza), na żadnej imprezie nie bywałam, pokazywanie się publicznie było bolesne. Jednocześnie bardziej zaczęłam współczuć innym ludziom niż sobie, bo muszą na mnie patrzeć. Byłam wrakiem.

W trakcie studiów tak się zdarzyło, że mieszkałam chwilę z koleżanką z roku. I wiecie co, pomimo głębokiej niechęci do życia i generalnie olewaniem tego, co się już ze mną wtedy działo, zauważyłam jedną rzecz. Otóż ta dziewczyna (ładna, zgrabna, typowy normik) pokazała mi, że nie trzeba żreć jak świnia i można żyć. Serio, taka prosta rzecz, ale jak siedzicie w głębokim bagnie, to nawet to ciężko zauważyć. Rodzice latami pogarszali sytuację wmawiając mi, że moja waga to przez te słynne lody Genetics, co całkowicie zniechęciło mnie do walki z tym. I tu nagle okazuje się, że na śniadanie nie trzeba codziennie #!$%@?ć czterech wielkich kanapek z sałatką majonezową, a po kolacji czipsy.

I tak, przez ten moment olśnienia zaczęłam nad sobą pracować. W ciągu dwóch lat straciłam ok. 80 kg, stosując głównie rygorystyczną dietę na początku, potem wprowadzając sport, który zwyczajnie zaczął sprawiać mi przyjemność. I pewnie teraz myślicie sobie, że na tym skończyły się moje problemy? Oczywiście, że nie. Jedyne co pamiętam z tego okresu po schudnięciu, to że wyglądałam jak cień człowieka, bo zrobiłam to za szybko. Włosy mi wypadały, miałam zapadnięte oczy, wszędzie fałdy skóry i problemy hormonalne. Płakałam dalej co noc, nie umiałam rozmawiać z ludźmi, jedyne czego zaznałam to spokój. Nagle przechodnie na ulicy zaczęli mnie ignorować, nikt się nie czepiał, nie śmiał (chociaż dalej jak słyszałam śmiech w mojej okolicy to przyjmowałam, że to ze mnie). Pomagało, ale już na tym etapie byłam zniszczona psychicznie. Dalej siedziałam tylko w internecie, bałam się spotykać z ludźmi i jeść publicznie.

I nie zanudzając Was już tym wywodem powiem tylko tyle, że walka o normalne życie ciągle trwa (nie wiem czy kiedykolwiek się skończy). Od ponad 5 lat wmieszany w to jest też Niebieski, który walczy o mnie, pokazuje poprawne reakcje emocjonalne, otwiera się przede mną, tuli mnie jak mam nocne napady płaczu i toleruje moje huśtawki nastrojów. I to działa, powoli normalnieję, wystawiając się niekiedy na ciężkie próby (telefon do nieznajomego, załatwienie jakieś sprawy w urzędzie, pójście na spotkanie towarzyskie). Wychodzę do ludzi, dbam o wygląd, przemawiam publicznie, nie wstydzę się już nawet rozmawiać z obcymi. Głównym problemem są teraz tylko kompleksy, ale czy one kiedykolwiek znikną?

#!$%@? nie jest na całe życie, ale wyjście z niego wymaga ogromnej ilości pracy, a także pewnej samokrytyki - czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tak naprawdę jest źródłem naszego przegrywu. Równocześnie, jeżeli jednak podświadomie jest Wam dobrze w tej sytuacji, w jakiej tkwicie, to żadna osoba postronna nie będzie chciała nad Wami pracować. Musicie sami się podnieść.

Życzę Wam wszystkiego dobrego Mireczki, i obyście zaczęli żyć tak jak chcecie, nie spoglądając na innych.
#wychodzimyzprzegrywu #przegryw #otylosc #grubasy

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 56
Ale wiecie, że #!$%@? dotyczy nie tylko kontaktów damsko - męskich? Rozumiem, że większość z was poczułaby się panami świata, gdybyście poczuli chociaż namiastkę atencji ze strony jakiegoś różowego, ale właśnie dlatego wy z niego nie wyjdziecie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Pracować nad sobą trzeba nieustannie, a nie do momentu, jak coś wyjdzie. Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
@AnonimoweMirkoWyznania: tyle że Ty jesteś różowa, a różowa nigdy nie będzie przegrywem. Wyobraź sobie teraz takiego niebieskiego, który zrzucił nadwagę ale ma problemy z psychiką. Naprawdę myślisz, że jakaś różowa się nim zainteresuje?

Niebieski, który walczy o mnie, pokazuje poprawne reakcje emocjonalne, otwiera się przede mną, tuli mnie jak mam nocne napady płaczu i toleruje moje huśtawki nastrojów

Wyobrażasz sobie, że jakakolwiek dziewczyna chciałaby faceta z depresją? Ktora robiłaby to co