Wpis z mikrobloga

#aborcja #zdrowie #depresja #zespoldowna #zd #religia #etyka #rodzina #rodzicielstwo #madki

Historia to trochę ściana tekstu, ale polecam zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom rozwiązania sprawy niepełnosprawności płodu aborcją.
TL:DR niestety nie zrobię, bo historia wymaga odrobiny wprowadzenia przed przejściem do sedna, jeśli ktoś się waha czy warto, to niech zdecyduje po przeczytaniu pierwszego akapitu, czy warto kontynuować.

Moja przyjaciółka ma młodszą siostrę z zespołem Downa. Jej rodzice są stosunkowo bogaci i praktycznie zapewniają swojej córeczce w miarę godne życie, rodzice kochają córkę mimo jej ułomności i często widuję ich kiedy idą z dziewczynką na spacer, są to ludzie mocno pobożni i pracowici, mający dużo przyjaciół, którzy pokazują, że nawet mając chore dziecko można w miarę normalnie funkcjonować.
Często bywam w domu u przyjaciółki i nie raz widywałem jak jej siostra (jakoś) funkcjonuje, gdy mama ją poinstruuje potrafi nawet zrobić sobie kanapkę, sama radzi sobie w toalecie, czasami nawet powie mi cześć...
Mimo że jestem zwolennikiem nakłaniania kobiet do jak najwcześniejszych badań wykluczających tego typu wady i w razie ich wykrycia przeprowadzania aborcji, to uważałem, że w sumie to jak funkcjonuje ta rodzina nie jest takie złe... Do czasu kiedy zostałem sam na sam z Anią (nazwijmy tak roboczo moją przyjaciółkę) i butelką whiskey...

(Ten akapit można pominąć, chociaż wprowadza w klimat)
Zaczęliśmy popijać i rozmawiać na nasze zwykłe tematy, skończyliśmy butelkę i w dobrym humorze Ania zaproponowała, że skoczy do barku przynieść coś równie dobrego i równie mocnego, bo Ona ma ochotę się całkiem wyluzować. Zgodziłem się i Ania pobiegła w radosnych podskokach na dół do barku. Gdy nie było jej z siedem minut, pomyślałem że pewnie wpadła na pomysł, że zrobi jakieś jedzenie i wypadałoby jej iść pomóc. Poszedłem, ale w kuchni jej nie zastałem, zastałem ją w salonie, na podłodze z butelką w ręku i tuszem do rzęs spływającym po policzkach, przytuliłem ją, wziąłem pod pachę i o nic nie pytając zaprowadziłem do jej pokoju w którym czekały szklanki i lód. Myślałem że chodzi o jakieś przejścia z facetami, bo miała ich kilka, ale Ona na moje delikatne pytanie powiedziała że to nie o to chodzi i mi powie, ale najpierw się napijmy.

(akapit najistotniejszy)
Pochłonęliśmy dwie szklanice, zanim Ania się odezwała. Powiedziała, że nie wytrzymuje już nerwowo i zaczęła opowiadać... Otóż to wszystko co było widać z zewnątrz to fasada. Rodzice owszem kochają córeczkę z zespołem Downa, ale sami siebie nawzajem już nie, traktują swój związek jako przyjaźń z przymusu i nawet sypialnie mają osobne. Oboje rodzice otaczaj miłością dziecko, ale kiedy nie mogą, cały ten ciężar spada na Anie i tutaj zaczyna się robić mrocznie. Otóż Ania mimo, że kocha siostrę to równocześnie jej nienawidzi, nie jako osoby, ale jako źródła cierpienia jej rodziny, opiekuje się nią jak tylko potrafi, ale na tym bardzo cierpi jej życie towarzyskie. Matka Ani już od gimnazjum próbowała przekonać ją, że oligofrenopedagogika to jest wymarzony zawód dla niej, gdy młoda Ania powiedziała matce, że w życiu nie zamierza tego robić, matka przez prawie pół roku traktowała ją jak obcą osobę... To doprowadziło w głowie kilkunastoletniej Ani, do wyklucia się pomysłu, jak zmienić sytuację, której źródłem była upośledzona siostra. Sposobem na poprawienie sytuacji miało być pozbycie się siostry, młoda dziewczyna postanowiła, że udusi siostrę przy pomocy siatki na zakupy. Przed zrobieniem tego powstrzymał ją fakt, że młoda z ZD się obudziła i przestraszyła cienia Ani wywołując alarm na cały dom, matka zastała Anię z siatką... i Ania wyszła na bohaterkę, bo jej matka widziała jak kilka dni, czy tygodni wcześniej dziecko bawiło się siatką wkładając ją na głowę jako czapkę. Od tej pory to wydarzenie mocno wpłynęło na Anię. Nie mogła się przyznać rodzicom, że nie szła ratować siostry i jestem z tego co wiem pierwszą i jedyną osobą której o tym powiedziała. Przewińmy parę lat do przodu, Ania nie jest w najlepszym nastroju od paru tygodni i rozstania z facetem, rodzice jadą na wakacje i zostawiają już nastoletnią dziewczynkę z ZD pod opieką mojej przyjaciółki. To tylko tydzień, ale Ania po raz pierwszy odczuwa pełen ciężar odpowiedzialności za siostrę, zwykle gdy rodzice wyjeżdżali mała dostawała pełną opiekę całodobową, ale tym Ania została praktycznie sama, tylko z telefonem alarmowym do kogoś tam, gdyby sytuacja wymknęła się z pod kontroli. W czasie tego tygodnia Ania uświadomiła sobie, że rodzice oswajają ją z rolą opiekunki siostry, bez żadnego konsultowania, czy pytania, zwykłym podstępem chcą jej zrujnować życie... Po powrocie rodziców, którejś nocy Ania na belce w swoim pokoju zawiesiła przedłużacz i zawiązała na jego kablu pętlę, celem zrzeczenia się odpowiedzialności za siostrę. Dziewczyna przez całą noc myślała czy rano przypadkiem nie znajdzie jej ojciec, którego bardzo kocha. Na szczęście gdy zrobiło się jasno Ania wzięła się w garść i zrezygnowała z tego co miała zrobić i być może zrobiłaby gdyby nie miłość do ojca.

Opowiedziała mi o tym wszystkim ponad rok po wiązaniu pętli. Po pijaku i z pijanym słuchaczem, ale gwarantuję, że rzadko kiedy czuję się tak trzeźwy jak wtedy kiedy mi to opowiadała. Gdy godzinna z wieczornej zmieniła się w poranną Ania miała już znacznie lepszy humor, ale mimo wszystko z całkowitym spokojem powiedziała mi, że ma wielką nadzieję, że jej siostra umrze zanim ten ciężar będzie mógł spaść na nią.

(akapit-epilog)
W tym momencie Ania wyprowadziła się z domu rodzinnego i pojechała za granicę zarabiać pieniądze, pracując w dwóch pracach równolegle. Ma nadzieję, że w momencie gdy siostra nie będzie miała opieki, będzie Anię stać na to, żeby zapewnić siostrze opiekę, nie musząc się martwić o to że sama nie będzie miała życia (pomijając fakt, że już trochę go zmarnowała, bo mimo, że szukała faceta na stałe, to w tym momencie nie może sobie na to pozwolić, a jeśli będzie tak tyrać jak robi to w tej chwili, gdy skończy w wieku 30 lat będzie wrakiem człowieka)

(akapit PS.)
To tyle. Mam nadzieję że chociaż paru osobom ta historia da trochę inny pogląd niż do tej pory.
Ciężkie choroby to obciążenie nie tylko dla chorego, ale przede wszystkim dla jego otoczenia. Jeśli sposobem na zapobieżenie cierpieniu wielu osób, w tym samej chorej jest aborcja, to powinno się jej dokonać. Czystym sadyzmem i #!$%@?ństwem jest obciążanie kogoś bliskiego i własnego dziecka wieloletnim cierpieniem.
O ile rozumiem częściowo argumenty przeciwników aborcji na życzenie (mimo, że się z nimi nie zgadzam), to argumenty tych, którzy nawet w przypadku ciężkiej wady płodu nie dopuszczają aborcji to czysty bełkot i ideologiczna epoka kamienia łupanego.
  • 1