Wpis z mikrobloga

Kurcze, dzisiaj mam 27 urodziny i...
Mówiąc szczerze nie mam pojęcia co powiedzieć, ponieważ po raz pierwszy postanowiłem się pochwalić urodzinami i mówiąc szczerze, to jednak zwykle wolałem to zostawiać w tajemnicy.
Co ja mam powiedzieć?
To, że mam 27 lat i nic nie osiągnąłem? A może mam się pochwalić tym, że w trzy lata temu miałem udary, które były z mojej winy?
No wiem, ja też podejrzewam, że to nie jest za dobry powód do dumy.
Zdaję sobie sprawę z tego, że większość z was ma mnie za #przegryw, ponieważ mieszkam z rodzicami, a do tego nie mam pracy, perspektyw, ani znajomych, ale pomyślałem sobie, że chociaż się wyżalę - ot tak bez powodu, aby móc wyrzucić to wszystko z siebie.

Tak więc, mam 27 lat, mam na imię Paweł...
#!$%@? mać, przecież nie jestem w żadnym teleturnieju, więc raczej powinienem powiedzieć o rzeczach, które wałkują typowi przegrani...
A, już wiem co wam napisać.

Jestem Paweł i moje życie nie zostało usłane różami, ponieważ urodziłem się z wadą serca oraz w wieku 6 lat lekarze odebrali mi słuch...
No dobra, gdy tak patrzę na wyniki braci, to wychodzi na to, że jeden z nich ma problemy ze słuchem, ale niezbyt poważne, więc tak naprawdę, gdyby w roku 1997 wyleczono moją chorobę czymś innym, a nie penicyliną, to może i miałbym nadal problemy ze sercem, to jednak nie odstawałbym za bardzo od innych jeśli chodzi o słuch.
Niestety mi go uszkodzono, więc z każdym kolejnym rokiem traciłem go coraz bardziej i teraz, gdy mam 27 lat, to mimo aparatów nie rozumiem ludzkiej mowy, znaczy mam problemy z tym i dlatego rok temu odciąłem się od wszystkich.
Tak wiem, że mogłem powiedzieć im, żeby mówili głośniej, ale co z tego, skoro za każdym razem, gdy byliśmy w kilka osób, to ja tak naprawdę nie słyszałem nic, i to mimo aparatów.

Tak więc wyobraźcie sobie młodego dzieciaka, który miał problemy ze słuchem - tragedia.

Powiem szczerze, że mimo wszystko dałbym sobie z tym radę, bo jestem twardy i słuch oraz wada serca bym przeżył, ale niestety w 2001 roku zmarła moja 4 letnia siostra...
Dokładnie to w październiku, a ja cztery miesiące później miałem operację na serce.
To co działo się w umysłach moich rodziców, a raczej matki jest nie do opisania i jestem w stanie zrozumieć, dlaczego przez dwa lata miałem nauczanie indywidualne, lecz młody chłopak, który nie miał lekko, i któremu odebrano siostrę (znów wina lekarzy) niezbyt dobrze radził sobie z wyalienowanie.
Wyobraźcie sobie, że połowa 5 klasy podstawówki oraz cała 6 klasa spędzacie w domu, a do tego przeprowadzka - horror.

To nie mogło się skończyć za dobrze, i gdy wróciłem do szkoły, to była 1 klasa gimnazjum, a więc nowe środowiskom, nauczyciele, a do tego depresja, którą dopiero zacząłem leczyć po udarach - zajebiste perspektywy.

Nie chcę was za bardzo wymęczać, więc w skrócie powiem wam tylko tyle, że do drugiej klasy dostałem się przypadkiem, bo ludzie poznali moją historię i przenieśli mnie, mimo iż nie powinni.
W drugiej kibel, a potem nowa klasa i strach przed nieznanym, a do tego wstyd...
Heh, piękne perspektywy dla młodego człowieka - nieprawdaż?
Tak więc, całą drugą klasę uciekałem przed ludźmi, a w przerwach siadałem w samotności marząc o tym, że ktoś do mnie wyciągnie rękę.
Cóż, wyciągali ją, lecz ja cały czas kurczowo się trzymałem samotności i dopiero w trzeciej się otwarłem i zacząłem rozmawiać z ludźmi - ech.

#!$%@? mać, teraz po moich policzkach lecą łzy z powodu wspomnień i z powodu wiedzy, którą teraz posiadam...
I TO MNIE #!$%@? BOLI, BO CAŁY, #!$%@? CZAS BYŁEM SAM, A DO TEGO TA #!$%@? BIEDA I CHODZENIE W DRESACH, W UŻYWANYCH I NIEPASUJĄCYCH CIUCHACH - NO #!$%@? MAĆ...

Dobra, trzeba ruszyć dalej z opowieścią, bo może to kogoś zainteresowało.
Tak więc cudem wyszedłem z gimnazjum i ruszyłem do liceum, a tam nowy świat, nowi ludzie i ja, człowiek niepewny siebie, wygłupiający się, aby odciągnąć spojrzenia od odzieży oraz od mojej historii.
Wiecie, że przez ponad pół roku udawało mi się ukrywać uszkodzony słuch? Tak dobrze udawałem debila i tak często się wygłupiałem, że nikt nie zauważył, że niedosłyszałem i myśleli, że udaję głuchego, aby się wyróżnić, a nie, że naprawdę nie słyszę.
Niestety, a może stety, po półroczu wychowawczyni ludziom powiedziała, że ja naprawdę nie słyszę...
Ludzie zaczęli mnie traktować ze współczuciem, a ja zamiast to "wykorzystać" jeszcze bardziej uciekałem w samotność i olewałem naukę.
Tak więc pierwsza liceum i kolejny kibel, i to mimo tego, iż wielu nauczycieli dawało mi "fory", to ja się na nie nie zgadzałem i je olewałem.

Wtedy trafiłem do kolejnej nowej klasy i powiem szczerze nie było źle...
Ojciec za granicą zaczął zarabiać, więc, mimo iż ekstrawagancko się nie ubierałem, to mimo wszystko wyglądałem jak człowiek i do tego dostałem aparaty słuchowe, które mi bardzo pomogły, więc zacząłem się dostosować do ludzi.
Udało mi się zaprzyjaźnić z ludźmi, pierwsza miłość w wieku 20 lat, pierwsza zdrada, nauka życia i to był chyba najlepszy czas w życiu.
Owszem, nadal olewałem szkołę i nie dostosowywałem się do zasad, to mimo wszystko byłem szczęśliwy...
Tak wiem, że takich rzeczy powinienem się uczyć w wieku nastoletnim, lecz ja szansę dostałem dopiero później i mimo wszystko jednak byłem szczęśliwy i to się #!$%@? liczy.

Niestety w trzeciej klasie znów kibel i rzuciłem szkołę z nadzieją, że może i bez szkoły będzie szansa na pracą fizyczną.
Ech, niestety okazało się, że z powodu wady serca nikt nie chciał mnie zatrudnić, ponieważ nie chcieli brać za mnie odpowiedzialności, więc imałem się pracy na czarno itp.
Nawet udało mi się znaleźć staż dzięki PUP, który sprawił, że odżyłem, ponieważ mogłem pozwolić sobie na luksus, dzięki któremu kupiłem laptopa na raty (z którego teraz pisze, i który ledwo zipie), do tego mogłem sobie kupić ciuchy, jedzenie itp. lecz niestety po 6 miesiącach to się skończyło i miałem wybór albo ruszyć przed siebie próbując znaleźć pracę poważną lub pracować za 800 złotych.
Wybrałem poszukiwania i niestety mimo tego, iż składałem CV, a nawet dostałem zatrudnienie, to gdy wyszło na jaw moja wada serca, to pierwszego dnia zostałem wyrzucony i się załamałem.

Wtedy w nastepnym roku pojechałem do Holandii i znów odżyłem, ponieważ miałem pracę, pieniądze i bieda pokój, to jednak to mi wystarczało.
Przepracowałem pierwszy miesiąc tam, a potem wróciłem do kraju, bo miałem uszkodzony dowód, więc, gdy znów wyrobiłem sobie nowy, to wróciłem tam i byłem szczęśliwy.
Owszem, pracowałem po 12 godzin na roli oraz miałem zniszczone ręce i obolałe ciało, to jednak byłem szczęśliwy, bo zarabiałem.
Niestety po miesiącu znów byłem bez pracy, a potem w listopadzie, a dokładnie 28-29 listopada miałem udar.
Śmieszne jest to, że gdy go dostałem, to dałem radę napisać to na mirko, ale ludzie wzięli to za żart, a ja nie miałem siły się ruszyć na dół i gdy ktoś do mnie zadzwonił (podałem swój numer na mirko, ale sam nie wiem czemu), to mimo bólu rozmawiałem z nim, a on myślał, że to był bait.
Cóż, to nie był żart i cudem udało mi się zejść po schodach, a potem wbić do pokoju matki, która zawiadomiła pogotowie, to jednak moje życie się skończyło.

Teraz prowadzę tag #filmowyjanusz oraz swoją stronę mało znanych filmów, to jednak nic nie znaczy, ponieważ to mi nie zapewni pieniędzy, więc musiałem żebrać o spodnie, buty, a nawet jedzenie.
Teraz wam to wszystko piszę, mimo iż niewielu da radę to przeczytać, a ja z nadzieją patrzę na przyszłość.
Owszem, jest mi zimno, bo mam dziury w pokoju, a do tego dwie pary spodni oraz jedne na czarną godzinę, to jednak czuję się jak śmieć, bo nawet, gdy dostałem szansę na pracę, to oblałem ją, ponieważ nie potrafię rozmawiać z ludźmi, a do tego wyglądam jak bezdomny.

#!$%@? mać, obym dotrwał do czasu, gdy znów będę miał rentę i będę mógł się nie martwić o podstawowe sprawy.

PS Wysłałby mi ktoś pastę do zębów? Pytam poważnie, bo mi się skończyła, a nie mam za co kupić.

#feels #gorzkiezale #hacerking
Pobierz hacerking - Kurcze, dzisiaj mam 27 urodziny i... 
Mówiąc szczerze nie mam pojęcia co...
źródło: comment_Uj1aqqKqU5VnI0czsiqUrRreHhET8XFA.jpg
  • 60
@hacerking: Jeżeli Cię to pocieszy, to wynika z Twojej historii że miałeś dziewczynę i normalny związek... Nie każdy takie coś miał mireczku ;) Ja jestem rok starszy od Ciebie a nie dane mi było nikogo mieć.
@r5678: z doświadczenia, obecnie więkrzym szczęściem jest znaleźć jakiąś prawdziwą pasję, ukryty talent, niż wpaść pod obcas - co kto lubi. Też nie miałem szczęścia za wiele, raczej epizody... a 34 wiosny już za mną.
@hacerking: nie chcę się zachowywać jak pracownik ZUSu ale sam dostęp do internetu już daje mega możliwości. Jest tu wielu komputerowców (nie mówię, że od razu programistów) co zarabiają przed monitorem prowadząc jaskiniowy tryb życia i mimo że są zdrowi to ich tryb nie wymaga chodzenia dalej niż do toalety i w zasadzie potrzebne są im same oczy i ręce. A są i takie przypadki gdzie ktoś nie widzi i coś
@josk83: Hmm, ale przecież poznanie kogoś i sukces w zdobyciu partnerki wcale nie oznacza, że musimy być pantoflarzem :) Mówię o szczęśliwym związku, nie zaś toksycznym.
Chyba, że mówisz o samej idei dzielenia z kimś życia. Jeżeli ktoś nie odczuwa takiej potrzeby to pewnie, że więcej szczęścia da mu samorealizacja.
@bonifacy2 gość nawet angielskiego nie umie co tłumaczy tym że niedoslyszy... W czasach internetu, reddita i tyłu mozliwosci te biedactwo nie umie się nauczyć podstaw języka. Leniwy ćpun i tyle. A co do pracy sprzed kompa sam tak pracuje a nie jestem programista ani informatykiem, wystarczy ruszyć głową i trzepiesz dobre hajsy klikając cały dzień w myszkę. Trzeba tylko chcieć a nie zgrywać ofiare
@hacerking: Mieszkasz z rodzicami i musisz prosić wykop o pastę do zębów? Rodzice Cię nie utrzymują?

Nic konstruktywnego tu nie napiszę, sam znasz najlepiej swoją sytuację. Ale znam kanał pewnej kobiety, która ma problemy podobne do twoich, może Cię to zainteresuje. Jest niemal głucha, ma kilka paskudnych, wyniszczających chorób genetycznych przez które ledwo może wychodzić z domu. Ale ma jakąś tam swoją pasję, znalazła sobie żonę i utrzymuje się chyba głównie
misja_ratunkowa - @hacerking: Mieszkasz z rodzicami i musisz prosić wykop o pastę do ...