Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich serdecznie w te wigilijne popołudnie i proszę o pomoc.

Piszę ponieważ potrzebuję pomocy w sprawie mojego młodszego brata - Marcina.
Marcin to ciężki przypadek, a piszę to tylko dlatego (i z tego samego powodu nie korzystam z "anonimowemirkowyznania" czy innego szajsu), żeby nie było że to bait czy inne gówno. Dobra do rzeczy.

Ogólnie jestem najstarszy z miotu, a Marcin najmłodszy. Dzieli nas różnica 10 lat. Jest jeszcze moja cudowna (brzydka jak noc siostra), która wyszła za niedorozwiniętego (nie no przesadziłem - po prostu głupiego) stolarza. Siostra jest młodsza ode mnie o 3 lata, a więc starsza od Marcina o 7 lat. Powinna być od niego mądrzejsza...ehh.

Kiedyś, dawno temu, Marcin to był spoko chłopak. Niestety się #!$%@?ło. A konkretnie to On stał się #!$%@?ą 1st class, gdyby przełożyć jego #!$%@? mózgowe na Final Fantasyowe klimaty.

Wszystko zaczęło się od kłopotów finansowych w jakie popadli moi rodzice biorąc kredyt na dom (jeszcze za czasów komuny, #!$%@? Ci w dupę Panie Balcerowicz). Te kłopoty przełożyły się na wzajemne stosunki moich rodziców i próbę udowodnienia jedno drugiemu które z nich jest lepsze. Ogólnie to nie wiem czemu się nie rozwiedli wtedy, ale to była ich decyzja a nie nasza. Podczas gdy Mama robiła co mogła (pracowała jako szwaczka w jednym z okolicznych zakładów krawieckich) Ojciec zajmował się pracą jako ochrona fizyczna osób i mienia a cały swój zarobek przeznaczał na spłatę kredytów - nie tylko tego za dom, ale również tych, które brał bez wiedzy Mamy, które to rzekomo miały być naszej rodzinie niezbędne do przetrwania. Mama niejednokrotnie dowiadywała się o potajemnych inwestycjach Staruszka i nie była zadowolona. Pewnie dlatego, że zwykle dowiadywała się o nich od Komornika. Były to naprawę ciężkie dla naszej rodziny czasy. Nie trzeba dodawać, że rodzice oddalali się od siebie coraz bardziej. O ile mi wiadomo, nigdy żadne drugiego nie zdradziło - wszystko co wg mnie na tamte czasy trzeba było naszej rodzinie to więcej pieniędzy. Miały one wg naszej trójki (mnie, Marcina i Siostry) ogromną moc - skoro mogły tak poróżnić rodziców, mogły wszystko. Zawsze gdy nadchodziły święta a wraz z nimi wydatki rodzice kłócili się jeszcze bardziej - u nas w święta co roku przynajmniej jedna osoba musiała być obrażona na inną ale to na śmierć obrażona.

Gdy byłem na drugim roku studiów - rzuciłem je, i jednego dnia postanowiłem wyprowadzić się do stolicy, co miało zapewnić mi lepszy byt a i rodzicom mógłbym pomóc. I tak się stało. Założyłem własną firmę (branżę pominę) na której nieźle zarabiałem. No dobra o wiele lepiej niż nieźle. Nie raz wspominałem jak rodzice krzyczą do młodszego mnie:
> Prezydent, zostaw ten komputyr, łon Ci jeść nie da
czy coś w tym rodzaju. KOMPUTYR jeść dawał i to nie byle co. Jeśli ktoś kiedyś firmę prowadzi(ł) wie, ile to kosztuje czasu.
Nie było mowy, aby firma rozwijała się a ja mógłbym poświęcać na wizyty domowe tyle co dawniej. Dom rodzinny zszedł na drugi plan. Kilka lat później poznałem moją przyszłą partnerkę (o niej kiedy indziej), a która to urodziła mi 2 lata później Córeczkę. Wydawało mi się, że moja rodzina nigdy nie może się #!$%@?ć, tak jak moich rodziców, i to tylko przez tak trywialną rzecz jak finanse. Mogła. I zrobiła to. Ale o tym też innym razem. Chciałem tylko zaznaczyć, że coraz rzadziej bywałem u rodziców. Mając jednak taką możliwość pomagałem finansowo im jak tylko mogłem. Pominę mało istotne dla problemu Marcina wątki i skupimy się teraz na Nim, bo w końcu o niego mi chodzi.

Kiedy mnie nie było w domu Marcin przechodził okres buntu. Mama próbowała wychować go jak należy (czyli nie było wychowania bezstresowego, ale - żeby było jasne - nie było też kar cielesnych). Po prostu była dla niego nauczycielką życia. Ono nie jest bezstresowe. Tymczasem Ojciec pozwalał mu na wszystko nie wymagając niczego w zamian. Marcin zmieniał się z dnia na dzień coraz bardziej. Ja to widziałem, bo co prawda z rzadka ale miałem z nim kontakt przez Skype
a. A konkretnie wtedy, gdy wspólnie grywaliśmy w gry. Nie miałem wiele wolnego czasu, ale to co mi zostawało lubiłem spędzać jak za młodu - grając w gry komputerowe i to ze znajomymi z dzieciństwa, którzy podobnie jak ja - wyemigrowali z rodzinnej miejscowości i nie było innej opcji aby utrzymać z nimi kontakt niż przez kontakt zdalny.

Graliśmy głównie w Ligę Legend na serwerze wschodnim (aż dziw że nie dostałem do dziś raka) a ja nigdy nie wbiłem ligi wyższej niż Silver 1. Do dziś uważam, że to nie wina mojego skilla, tylko tego że w sezonie rozgrywałem nie więcej niż 30 gier rankingowych. Ale nie chodzi przecież o mnie. Mieliśmy zgraną paczkę i tu dodam, że większość znajomych była w platynie, czyli grę ogarniali znacznie lepiej ode mnie czy mojego młodszego brata Marcina. Marcin jednak cały czas psuł nam gry, ponieważ nigdy ale to #!$%@? nigdy nie zrobił czegoś, o co prosiła go drużyna. Zawsze robił coś na odwrót i uważał, że zrobił dobrze. Nawet jak zdechł i przegraliśmy przez to grę, On twierdził, że to nie była jego wina, bo on ma lepsze indywidualne statystyki niż np. ja miałem. #!$%@?, nie docierało do niego, że jeśli ja, który grałem głównie supportem zdechnę to nie dzieje się aż tak wiele złego, niże gdy zdechnie on, który grał solo lejna. A grał solo lejny, bo nikt z paczki nie chciał z nim grać, bo jak już powiedziałem on zawsze był mądrzejszy. Kiedy ktoś mu zwrócił uwagę, że robi źle to zaczynał się obrażać, wychodził ze Skype`a a my graliśmy wtedy o wiele gorzej bo atmosfera popsuta a poza tym Marcin nas nie słyszał więc musieliśmy dostosowywać się pod jego grę, co zwykle kończyło się tak, że przegrywaliśmy. Pewnego razu przesadził z tymi swoimi zagrywkami (mam na myśli postawę nie gameplay) i jako jego brat poczułem się odpowiedzialny aby oświadczyć mu że albo

PRZESTANIESZ SIĘ ZACHOWYWAĆ JAK PEDAŁ ALBO NIE GRAMY Z TOBĄ I #!$%@?

I zgadnijcie co? Marcin już nigdy z nami nie zagrał.

Miał potem jeszcze epizod z marynihuaniną, którą zaczął palić w swoim pokoju. Nikt mi z domowników nie chciał wierzyć, że tak jest bo nikt z domowników poza mną nawet tego charakterystycznego zapachu palonego zioła nie znał. Gdy jednej wigilii poczułem ten zapach, powiedziałem rodzicom co to jest, zaprowadziłem Matkę i Ojca do źródła zapachu i pokazałem im bletki, fifki, bongo, oraz około 35g zioła u niego w biurku, a na parapecie 3 na wpół dojrzałe sadzonki. Ja widziałem w tym źródło jego problemów w kontaktach z ludźmi. On się uzależnił i to mocno. Rodzice skwitowali, że chyba przesadzam. Zagroziłem mu, że albo #!$%@? to co ma w domu do śmieci na moich oczach, albo dzwonię na psy. Pomogło. To znaczy - #!$%@?ł co pokazałem, ale obraził się na śmierć. Od tej pory robił co mógł, żeby zdyskredytować mój wizerunek w oczach rodziców. Kiedyś np. oskarżył mnie o kradzież Karty sieciowej na USB wartej około 24 PLN. Oczywiście nic mu to nie dało, a kartę rzeczywiście mu zabrałem, ale tylko po to, żeby mniej czasu spędzał w swoim pokoju a wyszedł do rodziców i z nimi porozmawiał. Nie osiągnąłem sukcesu - gnojek miał takich kilka.

Do tego dyskredytowania przyłożyła łapę również moja cudowna siostra. Powiem o niej tylko tyle, że kiedyś jak rozmawialiśmy o naszych rodzicach i ich problemach przez telefon (ona już była po ślubie i mieszkała ze swoim mężem na swoim) powiedziała tak:

Im nie pomożesz, trzeba poczekać aż poumierają to się chałupę sprzeda, kasę podzieli na 3 i #!$%@?.

O Siostrze mógłbym napisać więcej, ale to nie o niej odcinek. Wracamy więc do Marcina.

Marcin na co dzień nie gada z nikim, jak go ktoś o coś zapyta to odpowie najkrótszą możliwą kwestią jaka istnieje. To, że nie szanuje mnie ani mojej partnerki czy córki to #!$%@? mu w dupę, ale własnych rodziców? Którzy dają mu jeść? Bo przecież jaśnie Pan w wieku 24 lat nadal nie pracuje?

Ale #!$%@? wbijam w tą czy inną grę albo nałogi Marcina czy to że moja siostra jest tak chytra.

Chodzi o to, że teraz jak przyjeżdżam do rodzinnego domu na wigilijną kolację to ten dureń Marcin zamyka się w swoim pokoju i nawet nie wychodzi stamtąd na siku. Na wigilijną kolację nie przyjdzie, dopóki ja nie opuszczę pokoju. Moi rodzice, którzy pogodzili się po latach i tworzą - mam wrażenie - udany związek, bardzo cierpią z tego powodu. Ale ja nie mam zamiaru go przepraszać, bo niby za co? Za prawdę? Za to, że chciałem dla niego dobrze? Wiem, że ten idiota i dziś nie wyjdzie z pokoju, bo jest już prawie 14:00 a on nawet nie poszedł umyć zębów. Nie wspominając o tym, żeby pomóc rodzicom w przygotowaniach do świąt. Jestem pewien, że przepraszając go dziś zrobię mu krzywdę bo utwierdzę w przekonaniu, że przez te wszystkie lata zachowując się jak kretyn miał rację. Gdybym ja się tak obrażał jak on, to do dziś rodzice by spłacali kredyty, moja firma by nie istniała, a ja nie miałbym najwspanialszej Córki na świecie.

Tylko jak to wyjaśnić Marcinowi? A może jednak zrobiłem coś źle?

Mirki! Powinienem dziś odejść od stołu, żeby rodzice mogli się z nim podzielić opłatkiem? Czy zostać i czekać aż Marcin zgłodnieje? Wiedzcie, że Matka i tak się nad nim zlituje i zaniesie mu jedzenie do pokoju. Jeśli odejść to jak to wyjaśnić mojej córce (ma osiem lat, zadaje na prawdę trudne pytania).

Tak wiem, fajnie mam na chacie. Chciałoby się powiedzieć - Piękne święta. Ale po raz kolejny moim oczom ukazuje się stara prawda. #swieta nie mają być piękne, tylko zgodne z tradycją.

#tldr


Tagi:

  • 4
@Prezydent_Polski Napisz krotki list i wsun pod drzwi tak zeby nikt nie widzial. Zaproponuj pojednianie poniewaz:

-jest juz doroslym i inteligentnym czlowiekiem

-ma starszego brata ktory sie o niego martwi i chce dla niego jak najlepiej. Zawsze tak bylo, stad akcje z karta czy paleniem. W tym wieku powiniem to zrozumiec.

-dzis mozecie sie pojednac, porozmawiac u niego w pokoju. Podkresl ze jestes mu zyczliwy i ze jedyne czego chcesz to zeby