Wpis z mikrobloga

W miasteczku mojej matki organizują weekendowe kino letnie- seanse pod gołym niebem. Poszłyśmy wiedzione ciekawością. Były leżaki, barek, w którym można zakupić przekąski, kolorowe drinki, piwo, pełen luksus.
Było też pełno lokalnej młodzieży odzianej w dres.
Właśnie jeden z takich podbił do mnie kiedy stałam w kolejce po coś do picia. Wyraźnie zainteresowany niewidzianą wcześniej w tych regionach dziewczyną zaczął odstawiać jakiś szajs: napinać mięśnie, niby od niechcenia wspominać o swoim czarnym BMW i funkcji kierownika zmiany w Macu. On gadał, ja z grzeczności nie spławiłam go (wiadomo, lepiej zachować przynajmniej neutralne stosunki). I tak staliśmy póki nie podeszła do nas para, ewidentnie mająca wiele do powiedzenia na mój temat "bo co to za #!$%@? na ich rejony zawitało i dlaczego się nie #!$%@?ę od Pitera, on jest Andżeli, a jak Andżela przyjdzie, to mi ten głupi ryj rozwali", tak parafrazując oczywiście. Nawet chciałam się wycofac, na komplet srebrnych sztućców po dziadku, księciu perskim przysięgać, że ja do kolegi żadnego pociągu nie mam, ale rycerz Piter wziął sprawy w swoje ręce: kolegę porządnie trzepnął w tył głowy, koleżance kazał zamknąć dziób, a mnie chwycił za rękę i próbował odciągnąć od towarzyszy. Adrenalina musiała potężnie w nim buzować, bo ścisnął moją dłoń tak mocno, że przestawił mi kość w kciuku.

Zamiast seansu była izba przyjęć, zamiast letniego romansu dłoń w gipsie.
Piter, mój ty rycerzu!

##!$%@? #letniromans i trochę #heheszki
  • 41