Wpis z mikrobloga

Z takich życiowych osiągnięć to kilka lat temu, po przeczytaniu dziesiątek, a może setek książek, najpierw przygodowych a potem podróżniczych, postanowiłem spełnić swoje marzenie. Było nim przeżycie naprawdę męskiej przygody - spływ jakąś trudno dostępną rzeką, z dala od cywilizacji.
W mojej głowie zaczął rodzić się plan dalekiej podróży. Problemem było tylko znalezienie kogoś, kto wybrał by się ze mną. Nie miałem tyle odwagi aby zrobić to w pojedynkę, a żaden z moich znajomych nie miał podobnych zainteresowań.
Na pewnym forum kajakarskim opisałem swój zamiar, co zaowocowało znalezieniem dwóch towarzyszy podróży. Po kilku miesiącach przygotowań naszym celem była rzeka Kirenga na Syberii. Mogę od razu zaznaczyć że cel jaki sobie postawiliśmy, spłynąć od jej źródeł do ujścia do Leny, nie został osiągnięty, ale trudno się temu dziwić zważywszy na to jakim sprzętem dysponowaliśmy - dmuchane kajaki za 500 zł :)
W ogóle wyprawa zaczęła się od poważnego ciosu. Jeden z uczestników, dzień przed wyruszeniem zrezygnował, zostało nas dwóch.

W założeniach plan wyprawy miał wyglądać tak:
Etap 1: Podróż pociągiem przez Moskwę do Siewierobajkalska.
Etap 2: Kajakiem około 150 km wzdłuż północno-zachodniego wybrzeża Bajkału do granicy Buriacji z Obwodem Irkuckim.
Etap 3: Przetransportowanie na plecach sprzętu i zapasów pożywienia przez Góry Bajkalskie i znalezienie źródła Kirengi.
Etap 4: Spływ rzeką aż do Kireńska.

Pierwsze trzy etapy udało się zrealizować, etap 4 w niewielkim procencie.
Rzeką spływaliśmy tylko przez kilka dni i musieliśmy zrezygnować. Zwałki na rzece w jej początkowym biegu były tak częste że prawie więcej czasu spędzaliśmy przenosząc cały sprzęt, niż spływając rzeką. Przez 3 dni zrobiliśmy około 25 km, w tym tępię nie byliśmy w stanie wykonać planu. Poza tym nasze kajaki nie wytrzymywały trudów wyprawy, m.in. rozwarstwienie się jednej z komór podłogi kajaka, co skutkowało tym że przez cały czas płynęliśmy w przechyle (koledze stało się to jeszcze na Bajkale, mi już na rzece).
Po porzuceniu kajaków mieliśmy w linii prostej około 85 km przez tajgę do najbliższej wioski - Karam. Przedzieraliśmy
się przez nią osiem dni, w tym jeden przeznaczyliśmy na zbudowanie tratwy. Zbudowaliśmy ja gdy dotarliśmy do miejsca gdzie rzeka już była dość duża żeby można było spróbować nią spłynąć. Niestety po przepłynięciu około 5 km tratwa zablokowała się o przewrócone drzewo i trzeba było pożegnać rzekę po raz kolejny. Po kilku dniach w końcu dotarliśmy do wioski, gdzie utknęliśmy na kilka dni, musieliśmy czekać aż któryś z mieszkańców będzie się wybierał do Magistralnego, oddalonego o 200 km, skąd mogliśmy wrócić do Polski.

W komentarzach wrzucę kilka zdjęć.

#podroze #truestory #syberia #rosja #kajaki
  • 83
@DSM51: Chociaż planu wyprawy nie udało się zrealizować, to jestem z niej bardzo zadowolony. Za tajgą zacząłem już tęsknić podczas powrotu do domu i tęsknie nadal :) obiecuję sobie że kiedyś tam wrócę :) Myślałem żeby tam pojechać i pomieszkać kilka tygodni w "zimowliu" (takim domku myśliwskim), kilka nocy spędziliśmy w takich domkach. Niektóre były w miarę nowe, inne widać było że dawno nikt w nich nie był.
Tu jeden z
arturo1983 - @DSM51: Chociaż planu wyprawy nie udało się zrealizować, to jestem z nie...

źródło: comment_8xTm1ZziexB5NraotnDB4fCsR9bnbo53.jpg

Pobierz
@Wynoszony: wizy załatwialiśmy przez pośrednika. Jako że wyjazd był dłuższy niż miesiąc musieliśmy posiadać wizę biznesową, na 6 miesięcy. Kosztowała nas 700 zł, w tym było zaproszenie z jakiejś rosyjskiej firmy, które załatwiał pośrednik.
Niewielki problem miałem tylko podczas powrotu do Polski. W pociągu jakiś policjant czy tam jakiś urzędnik który chodził i wybierał sobie kogo skontroluje gdy szedł przez nasz wagon zabrał mnie i jeszcze jakiegoś tam Kirgiza czy Mongoła