Wpis z mikrobloga

Jak Wam opiszę co mnie dziś spotkało, to moczu nie utrzymacie. Godzina 21 z groszami. Normalnie jest jeszcze szarówka, ale dziś aura trupio ponura, więc ciemno jak w grobie. Czarne chmury jak włochate łapska pająka oplotły całe niebo. Wiatr huczy bezlitośnie szarpiąc przydrożnymi drzewami. Z nieba sączy się deszcz rozbijając się o przednią szybę niczym lepkie krople krwi rozmazane wycieraczkami. Jadę sobie sam jeden w tej uroczej scenerii drogą miedzy Strzegomiem a Żarowem, wytrzeszczając oczy przed siebie. Wokół żywego ducha, żadnego światła. W głośnikach LP Lost on you. Mózg już wyczekuje refrenu, gdy jak błyskawica dociera informacja od oczu o CZYMŚ na środku drogi. Zanim oceniły co widzą wieść doszła już do prawej nogi, która naprężając ścięgna wdusiła hamulec... Czas stanął w miejscu, gdy sunąłem z zablokowanymi kolami. Zatrzymałem się. Światła w strugach deszczu ukazały duży konar na jezdni. Złapałem oddech, wyszedłem. W strugach deszczu ściągnąłem do rowu przeszkodę, zimną i sztywną niczym martwe ciało. Gdy wsiadałem do auta, z tyłu dojeżdżała ciężarówka migając długimi światłami. Ruszyłem szybko, by nie stwarzać zagrożenia, ale ten z tyłu nie odpuszczał. Czułem na zderzaku jego bliskość, a lusterko wciąż odbijało błyski jego świateł. Było mokro i ślisko, więc zamiast przyspieszyć zwolniłem dając się wyprzedzić. Nie czekał. Minął mnie z mojej lewej strony, po czym zwolnił i zatrzymał sie na środku. Moje koła jeszcze całkiem nie przestały się toczyć, gdy tylne drzwi otworzyły się i wybiegł z nich mężczyzna...przeskoczył rów i zniknął w lesie. Kierowca ciężarówki powiedział, że dojeżdżając widział go wchodzącego do mojego auta, gdy przeciągałem gałąź i próbował mnie ostrzec...
  • 4