Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
TL:DR: Jestem szefem programistów w korpo, uchodzę za guru programowania ...ale tak naprawdę w ogóle nie umiem programować.

Zaczęło się dawno temu. Zostałem zatrudniony w korporacji jako typowy gość od podłączania drukarek. Wszystko co sie potem wydarzyło było dziełem przypadku.
IT nie było wtedy u nas podzielone na jednostki. W jednym miejscu pracowałem ja, administrator sieci, bazodanowcy itd. Polski oddział firmy rozrastał się, przyjmowano ludzi, staliśmy się istotni jako centrum badawczo-rozowojowe dla Centrali. Ja sobie dalej podłączałem drukarki, resetowałem komputery paniom z księgowości, tymczasem wokól mnie zaczęło pojawiać się wielu programistów, takich z prawdziwego zdarzenia. W pewnym momencie nastąpiły na wysokich szczeblach spore zmiany kadrowe. Nowy dyrektor nic o nas nie wiedział, myślał że skoro siedzę z programistami to muszę być jednym z nich. Oni w sumie o mnie też nic nie wiedzieli bo znali mnie od paru dni do paru tygodni max. Ogólnie opinia o mnie była taka, że jestem zajebiście solidnym pacownikiem no i mam długi staż (kilkanaście lat w firmie). A skoro siedzę z programistami i mam opinie zajebistego pracownika to znaczy, że jestem zajebistym programistą, prawda :) Właśnie w ten sposób wyewoluowała moja obecna opinia w firmie. Jako zajebisty programista z najdłuższym stażem zostałem nagle mianowany czymś pomiędzy kierownikiem a dyrektorem w nowo utworzonym dziale inżynierii oprogramowania :) Szczęśliwie się złożyło tak, że nie pracuje u nas już nikt, kto wie kim byłem kiedyś.

Od tej pory moje życie to jedno wielkie udawanie. Programiści nie mogą z czymś sobie poradzić więc przychodzą do mnie jako do guru. Kiwam głową z politowaniem, oni kurczą się w sobie bo wiedzą że oto naruszyli spokój mistrza swoimi trywialnymi problemami. Z wielką łaską mówię, że jak znajdę czas to im pomogę po czym zesrany pytam o poradę na forach dla programistów albo zlecam robotę chińczykom za swoją prywatną kasę (nie muszę chyba mówić, że łamie w ten sposób wszelkie zasady poufności w firmie). Odsyłam wynik programistom a oni jeszcze bardziej kurczą się w sobie bo oto mistrz pochylił się nad ich problemem i uratował sytuację. Kiedy wysyłam robotę Chińczykom staram się usunąć takie rzeczy jak np. nazwa firmy ale ponieważ ani trochę się nie znam na programowaniu to często okazuje się, że skasowałem jakieś zmienne, klasy czy inne chujstwa. Oprócz tego cały dzień spędzam na lawirowaniu i zrzucania całej pracy, o której nie mam pojęcia (czyli większości) na podwładnych. Najgorszy stres miałem jak mnie wysłali na szkolenie, z którego nie zrozumiałem nawet jego nazwy. Przetrwałem metodą pokazywania, że ja tu właściwie jestem tylko dla towarzystwa, a wy głąby uczcie się bo tak to się robi.
Aha, na 90% korzystacie z "mojego" oprogramowania.

#programowanie #programista15k #coolstory

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://p4nic.usermd.net ) Zaakceptował: XYZ
Po co to?
Dzięki temu narzędziu możesz dodać wpis pozostając anonimowym.
  • 20
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Śmiejcie się... Kilka lat temu dostałem zlecenie - roczny kontrakt jako Dev Leader w firmie zatrudniającej 20 programistów. Coś im nie szło, projekty się dłużyły niemiłosiernie a firma zaczęła więcej płacić za kary umowne niż pensji dla koderow. Dzień 1., wchodzę do nowoczesnego biura i widzę te biedne mrówki, jak w korpo, przy swoich monitorach. W jednym, jedynym pokoju siedział stary Dev Leader, Krzysiek, rocznik '67 co zaczynał na Basicu v2 i
  • Odpowiedz
zdenerwowany: Gardzę jak szalony. Mam takiego przełożonego tylko, że on nawet nie próbuje podsyłać czegokolwiek bo ma w------e. Teraz już wiem skąd się tacy biorą kutwa

To jest anonimowy komentarz.
Zaakceptował: sokytsinolop
Wołam obserwujących:

  • Odpowiedz