Wpis z mikrobloga

#podroze #amerykapoludniowa #honduras #zdzislawintheworld

Siema Mirki i Mirabelki! Jakiś miesiąc temu kupiłem bilet w jedną stronę do Ameryki Południowej (dokładniej środkowej, ale w planach mam objechać wszystko do Meksyku do Chile) i tak sobie podróżuję samotnie z plecakiem, po tych wszystkich dzikich krajach. Początkowo myślałem, że może będę nagrywał jakieś filmiki, gdzie opowiadam o tym co tu mnie spotkało i będę wrzucał na wypok, ale nie byłem z nich specjalnie zadowolony.

Za to wrzucę teraz opis historii, która mnie wczoraj spotkała. Dajcie znać czy się podoba, czy chcecie wincyj, chętnie odpowiem na pytania i takie tam. Pamiętajcie tylko, że u mnie jest 7 godzin wcześniej, a z dostępem do internetu bywa tutaj jak z grą polskiej reprezentacji. Różnie ( ͡º ͜ʖ͡º). Jeśli chodzi o jakieś AMA dotyczące podróżowania w taki sposób, czy państw które tu odwiedziłem (na razie Dominikana - Kostaryka - Nikaragua - Honduras) to jeśli będą zainteresowani, to zrobię sobie luźniejszy dzień jak znajdę jakąś przyjemną miejscowość i będę mógł być do waszej dyspozycji.

Jeżeli ktoś byłby zainteresowany wcześniejszymi historiami, to są na fanpage'u mojej strony ( ͡º ͜ʖ͡º) , a i na samej stronie zamieszczałem różne informacje. W sumie to nawet ostatni wpis jest podsumowaniem zdjęciowym całego miesiąca i historiami zebranymi z reszty serwisów społecznościowych. No to wklejam wczorajszą historię:

Co jest to nie wierzę.

Honduras od samego początku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Stolica o niezapamiętywalnej nazwie Tegusigalpa jest najbrzydszym i najmniej sympatycznym miastem jakie w życiu widziałem, a trochę już podróżowałem i wychowałem się w Bytomiu. Podobno jest tutaj największy odsetek zabójstw i wcale się temu nie dziwię. Smród, brud, kiła i mogiła. Na każdym samochodzie naklejki "jesus mi amigo", "jesuchristo rey de los reyes", krzyż na każdej klacie, a cokolwiek kupujesz to bez mrugnięcia okiem chcą Cię oszukać. A jak im mówię, że oszukują mnie i Jezus patrzy, to się strasznie oburzają. Dlatego też postanowiłem wyjechać stamtąd jak najszybciej. Pokusiłem się nawet na takie burżujstwo jak taksówka i nie zgadniecie co, zostałem oszukany. Kierowca objechał pół miasta, zanim zajechał do miejsca oddalonego o kilometr od hostelu (sprawdzałem na GPSie), skąd odchodzą autobusy i każe mi płacić prawie 10$. Zatrzymał się na środku skrzyżowania i nie bardzo miałem możliwość się targować, szczególnie z moim hiszpańskim. U nich to pewnie dobra dniówka jest. Wcześniej bym tam był jakbym poszedł pieszo, ale bałem się przechodzić przez te slumsy.

W każdym razie wsiadam do środka i nie zgadniecie co. Oszukali mnie na hajs. Po pierwsze chciałem wysiąść w połowie trasy, ale i tak muszę zapłacić pełną cenę, bo tak. Po drugie nie miałem lokalnych pieniędzy wystarczająco, bo musiałem oddać taksiarzowi, więc tutaj mógł mnie oszukać na przeliczniku z dolarów. No, ale trudno, najważniejsze że uciekam z tego zbiorowiska nędzy i smrodu. Droga za miasto to nie była droga. To było klepisko pełne bezdomnych psów, dziur w których mogły się schować dzieci i śmieci rozrzuconych wzdłuż drogi. Zresztą kierowca po wypiciu coli wyrzucił puszkę przez okno, także nie bardzo się przejmują takimi pierdołami jak porządek. Wyjeżdżamy z miasta, nareszcie na asfaltową drogę i kontrola policyjna. Policja liczy pasażerów, sprawdza papiery, coś krzyczą i kierowca każe wysiadać. Oddaje pieniądze za bilet (przy czym wyjątkowo mnie nie oszukano i oddał mi dokładnie tyle ile wcześniej wziął) i mówi nara.

Ale za to z jakiego powodu! Zawsze narzekam na rozmach religijnego fundamentalizmy w Polsce (ostatnio wycofali tabletki dzień po i teraz będą tylko na receptę, bo biskupi alarmowali że są nadużywane), a tutaj jest jeszcze gorzej. Prócz tych Jezusów wszędzie na pokaz, mają też prawo zabraniające prowadzenia transportu w święta. A dziś przecież Wielki Czwartek. Także (różańcowa) policja złapała autobus próbujący nielegalnie przewieźć pasażerów w zabroniony dzień i nakazała im zawracać do kościoła.

Tzn. tak mi przetłumaczył jeden gość, który dosiadł się do mnie w autobusie. Jest on włoskim żołnierzem wracającym z dwuletniej misji, a jego angielski był na poziomie mojego hiszpańskiego, także nasza rozmowa była niezbyt ambitna, ale za to długa i wyczerpująca. A przynajmniej wyczerpująca mnie. Całe szczęście, że go spotkałem, bo inaczej to nie wiem sam jakbym się zachował. Gość mówi, Everything OK my friend, its an adventure i koślawo tłumaczy, że trzeba łapać stopa. Ale tylko samochody typu pick-up, bo tutaj jest niebezpiecznie i nikt nie wpuści obcych do kabiny.

Jednak dość szybko ktoś się zatrzymał, a później na kolejny samochód też czekaliśmy tylko chwilkę. Także zaoszczędziłem prawie 10 dolarów, które początkowo zapłaciłem za przejazd busem w zamian za spędzenie 3 godzin na pace samochodu. Wywiało mi strasznie banię, dlatego się owinąłem arafatką, ale zajechałem nad jezioro Yojoa dokładniej do miejsca zwanego B&B Brewery, gdzie lokalny kierowca moto taxi oszukał mnie. Choć wytargowałem się na to, że oszukał mnie o połowę mniej, więc paradoksalnie byłem nawet zadowolony. A co się okazało na miejscu? Nie ma wolnych miejsc, bo wielkanoc jest ważnym świętem i mnóstwo ludzi chce je spędzać w takich warunkach. Także transportować ludzi nie wolno, ale atrakcje lokalne działają na zwiększonych obrotach.

Na szczęście znalazła się tutaj jedna osoba mówiąca po angielsku i udało mi się dogadać, że będę spał w namiocie. Zdarzało się to już wcześniej i użyczyli mi swój namiot, mimo że tu jest zima i w taki mróz jak ledwie 20 stopni w nocy spać w namiocie to dla nich szaleństwo. Także jestem teraz w słynnej na cały kraj warzelni piwa, popijając miejscowy specjał, mimo że za piwem nie przepadam, wokół mnie praktycznie nietknięty ludzką ręką las, w którym żyją m.in. gekony, kolibry i miliardy komarów, a ja siedzę w namiocie czytając "Zamek" Kafki. Życie pisze najciekawsze scenariusze i nie wiem jak ktoś mógłby sobie wymyślić większą hipsteriadę od tego, czym zaskoczyło mnie życie.

W niedzielę muszę być w miejscowości Utila, jakieś 400 km stąd, ale wyruszę już w sobotę. Po pierwsze dlatego, żeby mieć dwie noce na odpoczynek od tej szalonej przygody. A po drugie dlatego, że do niedzieli nie ma z powodu Wielkanocy transportu i będę musiał jechać stopem. Także wolę sobie dać dzień zapasu.

Witamy na Hondurasie.
Pobierz zdzislaw_in - #podroze #amerykapoludniowa #honduras #zdzislawintheworld

Siema Mirk...
źródło: comment_RnmAb8VzXdCJJr5VkNnXlqvdZ5tznnBe.jpg
  • 13
@unknown_stranger: Był po drodze. Na początku poleciałem na Dominikanę, co było złym pomysłem dla backpackera, potem samolotem na Kostarykę, bo taki akurat był, a teraz zmierzam do Meksyku. Jak zjem burito od wąsatego gościa w sombrero, to będę chciał się jakoś przedostać do Ameryki Południowej, może wezmę samolot, bo jak sobie myślę o podróży powrotnej tymi wszystkimi busami, to mnie się lempiry rozmieniają na drobne.

Z tego co dowiedziałem się po
Niezła przygoda, chociaż na samą myśl o komunikacji publicznej w Ameryce Południowej mną trzęsie. Jakiś czas temu byliśmy w Peru z plecakami i tam jest podobnie (chociaż nie tak ekstremalnie) - wszędzie święte obrazki, ale turystów próbują oszukiwać (oczywiście nie wszyscy, jednak zdarza się to nader często). Mimo wszystko tak jak napisał przedmówca - niesamowite historyczne dziedzictwo, gdziekolwiek by się nie pojechało.

Z nauką hiszpańskiego to bardzo dobry pomysł - bez tego
Pobierz TakoRzeczeZaratustra - Niezła przygoda, chociaż na samą myśl o komunikacji publicznej...
źródło: comment_sSwW59ABWVKxTKOqeD15JBf0eEgxgMw9.jpg
@TakoRzeczeZaratustra: Na couchu jestem aktywny od dwóch lat - https://www.couchsurfing.com/people/zslaw, jednak problem jest taki, że w państwach które na razie odwiedziłem jest to praktycznie nieznana rzecz i np. w Tegusigalpie było tylko kilka osób, a wszyscy logowali się ostatnio ponad tydzień temu. Z powodu mojego sposobu podróżowania nie bardzo mogę z takim wyprzedzeniem planować.

Co nie zmienia faktu, że będę próbował, bo na razie to tylko hostowałem ludzi, w dwoma wyjątkami.