Aktywne Wpisy
oficjalniemartwa +19
Mam taką popieprzoną aurę, że ludzie, nawet gdy mnie słabo znają, to się przede mną otwierają i zaczynają zwierzać niepytani nawet przeze mnie o żaden szczegół ze swojego życia. Przelewają to wszystko na mnie, a ja potem siedzę na Mirko o 3 w nocy, bo nie mogę spać dźwigając w głowie historie innych osób, bez własnej zgody.
Nie wyspałam się chyba już od 15 lat...
Nie wyspałam się chyba już od 15 lat...
6aesthetic9 +49
Ja to dalej nie wiem co ja od życia chcę. Pieniądze czy "kariera" są mi totalnie obojętne, zakładanie rodziny czy ogólnie związki to tematy dla mnie strasznie męczące w które nie potrafiłbym sie zaangażować na dłuższą metę. Jedyne co cenie sobie w życiu to spokój. Co ja mam robić
Aktywne Znaleziska
Zawiera treści 18+
Ta treść została oznaczona jako materiał kontrowersyjny lub dla dorosłych.
Siema Mirki i Mirabelki! Jakiś miesiąc temu kupiłem bilet w jedną stronę do Ameryki Południowej (dokładniej środkowej, ale w planach mam objechać wszystko do Meksyku do Chile) i tak sobie podróżuję samotnie z plecakiem, po tych wszystkich dzikich krajach. Początkowo myślałem, że może będę nagrywał jakieś filmiki, gdzie opowiadam o tym co tu mnie spotkało i będę wrzucał na wypok, ale nie byłem z nich specjalnie zadowolony.
Za to wrzucę teraz opis historii, która mnie wczoraj spotkała. Dajcie znać czy się podoba, czy chcecie wincyj, chętnie odpowiem na pytania i takie tam. Pamiętajcie tylko, że u mnie jest 7 godzin wcześniej, a z dostępem do internetu bywa tutaj jak z grą polskiej reprezentacji. Różnie ( ͡º ͜ʖ͡º). Jeśli chodzi o jakieś AMA dotyczące podróżowania w taki sposób, czy państw które tu odwiedziłem (na razie Dominikana - Kostaryka - Nikaragua - Honduras) to jeśli będą zainteresowani, to zrobię sobie luźniejszy dzień jak znajdę jakąś przyjemną miejscowość i będę mógł być do waszej dyspozycji.
Jeżeli ktoś byłby zainteresowany wcześniejszymi historiami, to są na fanpage'u mojej strony ( ͡º ͜ʖ͡º) , a i na samej stronie zamieszczałem różne informacje. W sumie to nawet ostatni wpis jest podsumowaniem zdjęciowym całego miesiąca i historiami zebranymi z reszty serwisów społecznościowych. No to wklejam wczorajszą historię:
Co jest to nie wierzę.
Honduras od samego początku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Stolica o niezapamiętywalnej nazwie Tegusigalpa jest najbrzydszym i najmniej sympatycznym miastem jakie w życiu widziałem, a trochę już podróżowałem i wychowałem się w Bytomiu. Podobno jest tutaj największy odsetek zabójstw i wcale się temu nie dziwię. Smród, brud, kiła i mogiła. Na każdym samochodzie naklejki "jesus mi amigo", "jesuchristo rey de los reyes", krzyż na każdej klacie, a cokolwiek kupujesz to bez mrugnięcia okiem chcą Cię oszukać. A jak im mówię, że oszukują mnie i Jezus patrzy, to się strasznie oburzają. Dlatego też postanowiłem wyjechać stamtąd jak najszybciej. Pokusiłem się nawet na takie burżujstwo jak taksówka i nie zgadniecie co, zostałem oszukany. Kierowca objechał pół miasta, zanim zajechał do miejsca oddalonego o kilometr od hostelu (sprawdzałem na GPSie), skąd odchodzą autobusy i każe mi płacić prawie 10$. Zatrzymał się na środku skrzyżowania i nie bardzo miałem możliwość się targować, szczególnie z moim hiszpańskim. U nich to pewnie dobra dniówka jest. Wcześniej bym tam był jakbym poszedł pieszo, ale bałem się przechodzić przez te slumsy.
W każdym razie wsiadam do środka i nie zgadniecie co. Oszukali mnie na hajs. Po pierwsze chciałem wysiąść w połowie trasy, ale i tak muszę zapłacić pełną cenę, bo tak. Po drugie nie miałem lokalnych pieniędzy wystarczająco, bo musiałem oddać taksiarzowi, więc tutaj mógł mnie oszukać na przeliczniku z dolarów. No, ale trudno, najważniejsze że uciekam z tego zbiorowiska nędzy i smrodu. Droga za miasto to nie była droga. To było klepisko pełne bezdomnych psów, dziur w których mogły się schować dzieci i śmieci rozrzuconych wzdłuż drogi. Zresztą kierowca po wypiciu coli wyrzucił puszkę przez okno, także nie bardzo się przejmują takimi pierdołami jak porządek. Wyjeżdżamy z miasta, nareszcie na asfaltową drogę i kontrola policyjna. Policja liczy pasażerów, sprawdza papiery, coś krzyczą i kierowca każe wysiadać. Oddaje pieniądze za bilet (przy czym wyjątkowo mnie nie oszukano i oddał mi dokładnie tyle ile wcześniej wziął) i mówi nara.
Ale za to z jakiego powodu! Zawsze narzekam na rozmach religijnego fundamentalizmy w Polsce (ostatnio wycofali tabletki dzień po i teraz będą tylko na receptę, bo biskupi alarmowali że są nadużywane), a tutaj jest jeszcze gorzej. Prócz tych Jezusów wszędzie na pokaz, mają też prawo zabraniające prowadzenia transportu w święta. A dziś przecież Wielki Czwartek. Także (różańcowa) policja złapała autobus próbujący nielegalnie przewieźć pasażerów w zabroniony dzień i nakazała im zawracać do kościoła.
Tzn. tak mi przetłumaczył jeden gość, który dosiadł się do mnie w autobusie. Jest on włoskim żołnierzem wracającym z dwuletniej misji, a jego angielski był na poziomie mojego hiszpańskiego, także nasza rozmowa była niezbyt ambitna, ale za to długa i wyczerpująca. A przynajmniej wyczerpująca mnie. Całe szczęście, że go spotkałem, bo inaczej to nie wiem sam jakbym się zachował. Gość mówi, Everything OK my friend, its an adventure i koślawo tłumaczy, że trzeba łapać stopa. Ale tylko samochody typu pick-up, bo tutaj jest niebezpiecznie i nikt nie wpuści obcych do kabiny.
Jednak dość szybko ktoś się zatrzymał, a później na kolejny samochód też czekaliśmy tylko chwilkę. Także zaoszczędziłem prawie 10 dolarów, które początkowo zapłaciłem za przejazd busem w zamian za spędzenie 3 godzin na pace samochodu. Wywiało mi strasznie banię, dlatego się owinąłem arafatką, ale zajechałem nad jezioro Yojoa dokładniej do miejsca zwanego B&B Brewery, gdzie lokalny kierowca moto taxi oszukał mnie. Choć wytargowałem się na to, że oszukał mnie o połowę mniej, więc paradoksalnie byłem nawet zadowolony. A co się okazało na miejscu? Nie ma wolnych miejsc, bo wielkanoc jest ważnym świętem i mnóstwo ludzi chce je spędzać w takich warunkach. Także transportować ludzi nie wolno, ale atrakcje lokalne działają na zwiększonych obrotach.
Na szczęście znalazła się tutaj jedna osoba mówiąca po angielsku i udało mi się dogadać, że będę spał w namiocie. Zdarzało się to już wcześniej i użyczyli mi swój namiot, mimo że tu jest zima i w taki mróz jak ledwie 20 stopni w nocy spać w namiocie to dla nich szaleństwo. Także jestem teraz w słynnej na cały kraj warzelni piwa, popijając miejscowy specjał, mimo że za piwem nie przepadam, wokół mnie praktycznie nietknięty ludzką ręką las, w którym żyją m.in. gekony, kolibry i miliardy komarów, a ja siedzę w namiocie czytając "Zamek" Kafki. Życie pisze najciekawsze scenariusze i nie wiem jak ktoś mógłby sobie wymyślić większą hipsteriadę od tego, czym zaskoczyło mnie życie.
W niedzielę muszę być w miejscowości Utila, jakieś 400 km stąd, ale wyruszę już w sobotę. Po pierwsze dlatego, żeby mieć dwie noce na odpoczynek od tej szalonej przygody. A po drugie dlatego, że do niedzieli nie ma z powodu Wielkanocy transportu i będę musiał jechać stopem. Także wolę sobie dać dzień zapasu.
Witamy na Hondurasie.
Dodawaj ciekawe opisy swoich historii i nie przynudzaj jak ten pajac od Kołymy.
Komentarz usunięty przez autora
Z tego co dowiedziałem się po
http://www.touropia.com/tourist-attractions-in-peru/
Z nauką hiszpańskiego to bardzo dobry pomysł - bez tego
Co nie zmienia faktu, że będę próbował, bo na razie to tylko hostowałem ludzi, w dwoma wyjątkami.