Wpis z mikrobloga

Mirasy gdzieś to muszę wylać, więc padło na was (po raz kolejny).

Prawdopodobnie jutro, zapewne około 11-13 zostanę ojcem. Tak oficjalnie, wtedy urodzi się mój syn. Urodzi się dokładnie w 31 tygodniu ciąży o którą walczymy z żoną od już 21 tygodni. 21 tygodni cholernie ciężkiej walki.
Krótkie studium przypadku:
- 9 tydzień ciąży krwawienie - dramatyczne zagrożenie poronieniem - oficjalna wersja dla żony wszystko jest okej bierzemy leki będzie dobrze. Wersja prawdziwa - będzie #!$%@? jak przetrwamy tydzień do dwóch to będzie okej, jak nie to żona poroni
- 15 tydzień ciąży kolejne krwawienie - dalej dramatyczne zagrożenie poronieniem ale tym razem lekarze sami przyznają że nie mają pojęcia co jest grane i dalej gramy głupa przy żonie że wszystko będzie okej. Lekarze wstępnie przygotowują mnie że najprawdopodobniej żona dociągnie do 25-26 tygodnia i koniec (dla zainteresowanych praktycznie zerowe szanse na przeżycie)
- 21 tydzień - #!$%@? ARMAGEDON krwawienie, skurcze porodowe czyli cały komplet... lekarze rozkładają ręce. Nawet nie próbują jej okłamywać że będzie dobrze, jeżeli krwawienie i skurcze ustąpią jest nadzieja, jeżeli nie "przykro nam"
- 29 tydzień - jak wyżej, z tym że za wszelką cenę utrzymaliśmy ciążę do teraz...co będzie dalej? Bóg raczy wiedzieć. Lekarz powiedział, że nie mogę planować sobie czasu z wyprzedzeniem, bo Młody może urodzić się dosłownie w każdej chwili. Jednak biorąc pod uwagę ostatnie 48h najprawdopodobniej cesarka będzie jutro.

Młody waży 1300-1400 gram, jakkolwiek brutalnie by to zabrzmiało ma "raczej" duże szanse na przeżycie.
#!$%@?, boje się i to bardzo...

Najbardziej #!$%@? mnie w tym wszystkim to że od 21 tygodni nie mogę tego dać po sobie poznać. Musisz ogarniać siebie, pracę, zakup nowego domu, psa i żonę w szpitalu (z przerwami od kilku miesięcy non stop w szpitalu), a po tym wszystkim wrócić do niej i powtarzać, że wszystko będzie w porządku.
To jest na prawdę #!$%@?, jedyne co pozostaje mi do powiedzenia to "wszystko będzie dobrze". Bo co innego mam powiedzieć?

Żona na prawdę średnio znosi wszystko co się dzieje. Nie dziwie się, przeciętnie raz w tygodniu, zbiera się konsylium kilku lekarzy w ogół jej rozłożonych nóg i debatują co dalej. #!$%@?, wiem. Jest mega dzielna, do końca życia nie wynagrodzę jej tego co przechodzi od kilku miesięcy.

Najgorsze jest to że wszyscy, patrzą tylko przez pryzmat kobiety. Rozumiem, że to co ona przechodzi jest straszne, ale na prawdę nikt, absolutnie nikt nie patrzy na to od strony faceta. #!$%@? mać.
Facet w tym wszystkim ma być niewzruszony, #!$%@? opoka. Kiedy siedzę obok niej, a na jej twarzy zbiera się grymas bólu, nie wiem czy to już akcja porodowa, czy łożysko się odkleja, czy po prostu Młody jebnął jej z kolana w wątrobę.
Ja muszę zapytać, co się dzieje, ona albo odpowie albo ma już dość odpowiadania na to samo pytanie setny raz.
Współczuje wszystkim facetom, którzy uczestniczą w porodzie. Chyba bym zszedł na zawał, Twoja kobieta drze się wniebogłosy a Ty jedyne co możesz zrobić to powtarzanie "wszystko będzie dobrze". Chociaż pewnie jest to zajebiste doświadczenie a ja #!$%@? głupoty.

Próbowałem czytać o wcześniakach, nie daje rady. Może po prostu nie chcę wiedzieć.

Piszę to dla siebie, ale jak dotarłeś aż tutaj to chociaż trzymaj kciuki jutro, albo pomódl się...

Cholernie się cieszyłem kilka miesięcy temu, nawet z Mirkami się podzieliłem dobrą nowiną, ale teraz #!$%@? się boje.

  • 69
  • Odpowiedz
@krzych0: Wierzący nie jestem, więc modlił się nie będę, ale trzymam kciuki. Takie sytuacje to ogromny test charakteru, gratulacje.

Mam nadzieję, że syn urodzi się równie twardy, co ojciec i da sobie radę.
  • Odpowiedz
Facet w tym wszystkim ma być niewzruszony, #!$%@? opoka


@krzych0: To powinna być pointa, całej wypowiedzi. Spójrz na to z tej strony: Gdybyś się załamał, zaczął użalać na sytuację, narzekać i mówić jak to Ci źle z tym wszystkim, byłbyś #!$%@?ą, a nie facetem. Taka nasza rola, więc "weź nie #!$%@?" i głowa do góry. Wszystko będzie ok! Pisz po rozwiązaniu!
  • Odpowiedz