Wpis z mikrobloga

Jako, że jestem już "pomarańczką" (gardzę zielonkami- oh yeah ( ͡ ͜ʖ ͡) ) i jestem po dwóch sesjach u psychologa pomyślałem, że napiszę coś na ten temat. Może pomoże to komuś w podjęciu decyzji o ewentualnym leczeniu. Od razu zaznaczam, że nie podaję adresów i nazwiska, a sam wpis samo przez się jest mocno subiektywny. Niemniej myślę, że wnioski jakie wyciągam są na tyle obiektywne, ze każdy z problemami zrozumie przekaz.

#zmiany #wychodzimyzprzegrywu #depresja #przegryw #wincyjtaguf #tfwnogf #stuleja ##!$%@? #prosiszimasz #tfwnobf #stulejacontent

tl;dr


Kiedy i od czego się zaczęło?

Prawie 3 lata temu.
Zaczęło się w dużym uproszczeniu od:
rozstanie> problemy z pracą>koncówka studiów

Nic czego 90% społeczeństwa by nie doświadczyła na własnej skórze przynajmniej raz. Jednocześnie problemy z pracą nie oznaczały, że nagle będę miał problemy z głodem i popadam w ubóstwo, a rozstanie że nagle straciłem umiejętności socjalne (które zawsze uważałem, że posiadam). Po prostu kumulacja tych wydarzeń sprawiła, że coś nie pykło, coś nie zatrybiło (ponieważ "#!$%@? się"- dop. mózg). Choć tak naprawdę, z perspektywy czasu, myślę, że problemy miałem zawsze tylko skrzętnie je ukrywałem (bałem się je zauważyć?).

Jakie miałem objawy depresji?

Jak niedawno uświadomił mi ten filmik miałem wszystkie objawy zespołu presuicydalnego (dzisiaj już mi to minęło- obecnie mam ochotę wyjechać gdzieś daleko, ale mirko uświadomiło, że to nie jest wyjście). Ponadto pojawiły się problemy ze snem- jego niedobór (3-5h rwanego snu) lub wręcz nadmiar (związany z niechęcią wyjścia z łóżka). Zerwanie kontaktów z 90% znajomych (dzisiaj w zasadzie z 97%, ale w sumie nie żałuję). I najgorsza z możliwych prokrastynacji czyt. nie wiesza za co się zabrać, więc ciosasz pinokia do chińskich bajek na przemian z przeglądaniem wypoku (tutaj żebyście mnie źle nie zrozumieli- zawsze byłem chronicznym #!$%@?, ale konstruktywnym: czytałem książki, oglądałem filmy/seriale, grałem w gry; dzisiaj mam z tym problem)

Co skłoniło mnie do zapisania się do psychologa?

Rady jakie dostałem na Mirko po tym gdy n-ty raz za brak asertywności #!$%@?łem się tak (nie jestem alkoholikiem- na co dzień nie ciągnie mnie do alkoholu), że sprawiłem przykrość osobie, na której mi zależy/ało, a sobie zapewniłem kolejne tygodnie nieprzespanych nocy.

Jak zapisałem się do psychologa?

Jako, że nie stać mnie na prywatne wizyty u psychologa poszedłem do rodzinnego z prośba o skierowanie na NFZ- "bo mam problemy ze snem" (w razie dopytywania miałem przygotowaną formułkę, że gdybym chciał z nim- lekarzem rodzinnym- pogadać to bym nie prosił o skierowanie do psychologa ;)

Jak wyglądają sesje u psychologa?

Przychodzę do psychologa. Ten serdecznie się ze mną wita i każe mi usiąść na jednym z foteli jakie ma w gabinecie (bez kozetek). Następnie wyciąga notatnik i informuje, że podczas każdego z naszych spotkań będzie prowadził notatki, które po zakończeniu całej terapii zastaną mi wydane i sam zadecyduje co z nimi zrobić, do tego czasu dostęp do nich będzie miał tylko on.

Sesja 1
Psycholog zadaje mi pytanie: Co u Pana słychać? (to było dla mnie pierwsze szokujące doświadczenie- bo nie zapytał: co mi dolega? tylko tak zwyczajnie- jak do znajomego). Tutaj pojawia się mój wywód podczas którego psycholog tylko mnie słuchał. Nie zadawał pytań. Słuchał i co jakiś czas coś notował. Nawet gdy w pewnym momencie zaczęły mi lecieć łzy, on mnie nie pocieszał, nie karcił, tylko wyciągnął chusteczkę i czekał aż będę kontynuował dalej (i to było drugie cholernie fajne zaskoczenie, ale o tym na końcu). Na koniec wyciągnął rękę na pożegnanie i podziękował za wspólnie spędzony czas.

Sesja 2
Podczas niej psycholog zadawał mi pytania odnośnie tego, co mu opowiedziałem na pierwszej sesji. Na zakończenie zalecił mi 2 ćwiczenia jakie mam wykonywać codziennie bez względu na wszystko. Pożegnał się i podziękował za wspólnie spędzony czas.

Ćwiczenia:
1) Mam podzielić kartkę na cztery części: data- sukcesy dnia- największe obawy- ocena precentowana samopoczucia z danego dnia
2) Bez względu na wszystko codziennie mam poświęcić godzinę na zrobienie jednej rzeczy dla siebie, którą kiedyś lubiłem a dzisiaj nie umiem poświęcić czasu czyt. mam czytać/oglądać/grać i następnie zapisywać na kartce co danego dnia zrobiłem.

+dodał, że za każdym razem gdy pojawiają mi się myśli z przeszłości które wytykają mi błędy za które przybijam zawsze mentalnego facepalma mam się przed nimi nie bronić tylko mam pozwolić im funkcjonować, choć wie że jest to trudne na początku.

Wnioski

Może za wcześnie na ocenę, czy wizyta u psychologa wprowadziła w moje życie jakieś zmiany. Niemniej sam fakt, że mogłem komuś totalnie bezstronnemu się wygadać, gdzie nie czułem oceny moich problemów jako lepsze/gorsze od innych ludzi, jak to miało miejsce w rozmowach ze znajomymi i rodziną- "co ty wiesz o problemach, jak będziesz miał: żonę/dziecko/firmę/raka/długi/wstaw_cokolwiek wtedy dowiesz się co to są problemy" (dzięki za wysłuchanie bulwo : ]), było dla mnie niesamowicie oczyszczające. Pierwszy raz zrozumiałem, że w życiu nie ma czegoś takiego jak "lepsze/gorsze problemy" tylko są problemy. Może brzmi to jak truizm, ale przeglądanie internetu z nadzieją na znalezienie rozwiązania uświadamia niejednokrotnie, że aby mieć depresje trzeba przynajmniej mieć problemy zdrowotne, a to prawdą nie jest. Depresja może dopaść dosłownie każdego i wszystko może być jej punktem zapalnym. Wszystko. A wszechobecny pościg za sukcesem szczególnie widoczny w mediach społecznościowych sprawia, że niejednokrotnie widzimy siebie w pozycji tego gorszego, a tak być nie powinno.
Gdybym miał dać tutaj jakąś radę to było by nią: nie czekaj. Jeśli masz jakiś problem z którym widzisz, że nie dajesz sobie rady idź z tym do specjalisty. Jeśli nie będzie odpowiadało Ci to co mówi, to zmień psychologa, ale nie czekaj. Depresja to gówno, które zżera od środka. Może i jesteś na tyle silny by w końcu dać sobie z tym radę sam. Ale po co się męczyć? To nie wstyd jest mieć problem. Wstydem jest mieć problem i udawać (nie widzieć), że się go nie ma.

P.S. Nie nie będę opisywał całej swojej terapii na Mirko. Prawdopodobnie jest to jeden z moich ostatnich wpisów pod tagiem #depresja (może jeszcze jakieś przełomowe momenty tutaj wrzucę), bo ja sam muszę zacząć "żyć" a przeglądanie tego tagu zbyt duża stagnację mi w życie wprowadza.
  • 32
@Kolelo: Fajnie, że napisałeś.
Mi napisanie tutaj trochę pomogło.
Sytuacja momentami podobna do Twojej.
Pracę sam rzuciłem po rozstaniu. Ze znajomymi podobnie.
Wizyty nie planuję pomimo, że opisałeś to dość pozytywnie.
Postawiłem raczej na czas i niech się dzieje co chce.
Nic mnie już bardziej nie dobije i gorzej już nie będzie.
Powodzenia w wyjściu z tego bagna.
U mnie było chyba nawet jeszcze gorzej niż u Ciebie, choć myśli samobójczych nigdy nie miałem. W depresję wpędziły mnie studia, które mnie nie interesowały, mieszkanie w akademiku, w którym wszyscy pili wódę, a po zakończeniu studiów najpierw rok na bezrobociu, a potem kiepska praca za minimalną, mieszkanie z nadopiekuńczą matką i ojcem, który powoli odpływa w świat Radia Maryja. Dodatkowo brak jakichkolwiek doświadczeń z kobietami.

Nad terapią psychologiczną zacząłem się zastanawiać
@Sad_Raven: Słuchaj... Decyzja należy tylko i wyłącznie do Ciebie. Ja nie jestem wyrocznią, ale pomyśl... W tym momencie masz 49% do 51% szans na korzyść mózgu, że z tego nie wyjdziesz. Dlaczego 51% na korzyść mózgu- bo skoro de facto on odpowiada za złe samopoczucie (reszta to tak naprawdę otoczka, która pogłębia złe samopoczucie) i jednocześnie za jego poprawę to niestety "my" zawsze będziemy na gorszej pozycji. Idąc do terapeuty spokojnie
@30LP: Wiesz co? Nie jestem psychologiem i ciężko mi się odnieść do tych konkretnych ćwiczeń jakie Tobie zaproponowano... Ale dla mnie jesteś już Wygrywem przez duże "W", bo zabrałeś się za siebie i zauważyłeś co jest nie tak. Sam żałuje, ze u mnie trwało to aż tyle. Tobie i sobie życzę wytrwałości w dążeniu w walce z tym gównem. Jesteś na dobrej drodze.
@Glober: Jakiś czas temu (kiedy już miałem swoje problemy) wyszło na jaw, że jeden z bardziej prominentnych mieszkańców miejscowości z której pochodzę ma problemy z alkoholem i jeździ z tym do psychiatry. Moja matka, gdy mi to opowiadała opisała to jako "odbiła mu szajba". Strasznie podkopało to moje morale szczególnie, że często swoje samopoczucie uzależniam od innych osób, mimo że moje zdanie na ten temat było zgoła odmienne. Niemniej takie myśli
@Sad_Raven: Idź. Porozmawiaj. Warto, naprawdę warto. Jeśli boisz się wizyty ze względu na znajomych, rodzinę, pójdź prywatnie w innym mieście. Możesz zarezerwować wizytę nawet online. Sam się męczę, dużo piszę. Jestem aspołecznym przegrywem, są dołki, momenty niepewności, ale coraz trudniej mi się poddać.
@boryss: @richirich: @Kolelo:
Mi wizyta raczej nic nie da.
Najgorsze były pierwsze 2 miesiące.
Później napisałem tutaj i trochę porozmawiałem z ludźmi.
Przestałem pić wódkę dzień w dzień. Jestem delikatnie spokojniejszy.
Powiedzmy, że minimalnie się poprawiło ale to w dalszym ciągu dużo nie zmienia.
Odchodząc zabrała mi wszystko na czym mi zależało.
Nadzieja, wspólne plany, mieszkanie, poranna kawa czy wieczorna kolacja.
Zabrała wszystko jednego dnia znikając na zawsze.
Nie
@Glober: Jeżeli czujesz taką potrzebę i wierzysz, że Ci to pomoże to czego się wstydzić?
Przecież nikomu nic nie musisz mówić.
Gdybym uważał, że mi to pomoże to pewnie bym to zrobił.
@Glober: Nie pomogę. Kiedyś byłem tym, który chodził pod prąd i robił na przekór wszystkiemu.
Opinia i zdanie innych totalnie mnie nie interesowało.
Tak było kiedyś. Dzisiaj to nawet sam siebie opisać nie umiem.
Może : smutny, wypalony, bez celu w życiu.

Ale serio jeśli widzisz w czymś takim lekarstwo to spróbuj. Nikt nie musi wiedzieć.
O tym co ze mną dzieje się od prawie 3 miesięcy wie dosłownie kilka osób.