Wpis z mikrobloga

Niby przechodziłem to już mnóstwo razy, ale za każdym jest okrutnie ciężko. Kilka takich wieczorów nawet opisałem tu na mirko.

To ten moment wieczoru, gdzie wracam do mieszkania i zupełnie z niczego #weltschmerz razem z #depresja uderza mnie z potworną siłą. W lepszych momentach myślę często, jak zareaguję, gdy ponownie mnie dopadnie. Gdy jednak dopada, znów czuję odrętwienie, pojawiają się myśli samobójcze, a nadzieja wyparowuje. Nic nowego, myśli ta racjonalna część świadomości, ale boli jak zawsze.

Miałem w takich sytuacjach iść biegać (bo #ucieczkaprzeddepresja), ale o 22 i przy tej temperaturze (przed chwilą byłem się przejść) skutecznie mi się odechciało...Zostało doczekać do snu. Poranki są o niebo lepsze.

Jutro robię 10km+. Nie ma zmiłuj.