Wpis z mikrobloga

275 203 - 143 - 44 - 114 - 42 - 161 - 129 = 274 570

Majówkę na #szosa w Alpach uważam, za bardzo, ale to bardzo udaną. Fenomenalna grupa ludzi, 633km świetnych tras, dobra pogoda (mogła być lepsza widokowo w pierwszych dniach, ale jak na to że przyjechaliśmy i wracaliśmy w ulewnym deszczu to i tak nam się udało z tym, że przez 633km pokropiło nas tylko raz i to delikatnie), niesamowity klimat. Będzie mini-relacja, więc wołam też #rower.

8 dni
6 wyjazdów (tylko w ostatni dzień odpuściłem wyjazd, z powodów "słabej dyspozycji" ;) )
633km
Około 13 000m realnie w pionie (według czujnika barometrycznego Garmina, według Androidowej Stravy to ponad 20k ;) )
1 wielkie, wspaniałe rowerowe przeżycie.

TL;DR


Dzień 1 (2 maja)

Pierwszy dzień wypadu i po odespaniu podróży od razu hardcore, czyli jak to mawiał kolega "nie ma ziewania". Wyjazd na Passo Maniva z kilkoma "hopkami" po drodze daje łączną sumę 143km i około 3000 przewyższeń. Jedziemy w 11 osób, "odpadł" jedynie kolega, który w tym czasie startował w maratonie MTB w Gardzie w ramach Bike Festivalu. Do pierwszego podjazdu na 45km jedziemy w grupie, jednak już pierwsza "premia górska" dość mocno rozciąga nam peleton. Ja planowałem zacząć spokojnie, bo wiedziałem, ze nie jestem przygotowany pod takie trasy, ale że noga dość dobrze podawała (przed wyjazdem miałem 1,5 tygodnia odpoczynku od roweru) to na szczycie melduję się pierwszy - co jest mocnym zaskoczeniem, gdyż zdecydowanie nie czułem się silny (a stawkę mieliśmy mocną na wyjeździe). Na górze dość długo czekamy na wszystkich, po czym zjeżdżamy znów w dół, żeby na 75 kilometrze zacząć ponad 1100m wspinaczki w pionie na Passo Maniva. Tu moje uda, nieprzyzwyczajone do tylu przewyższeń na pojedynczej trasie dają o sobie znać i przezywam dość poważny kryzys, jednak ostatecznie udaje się wyspinać na zachmurzoną Manivę, z której dziś nie ma niestety absolutnie żadnych widoków na dalej niż 4 metry. Na górze posilamy się i zjeżdżamy na dół do malowniczego Bagolino gdzie czeka nas jeszcze jedna mała hopka i ostatni zjazd przed kończącym trase podjazdem. Niestety na zjeździe, przy prędkości około 60km/h wypadkowi ulega nasza koleżanka. Początkowo wszystko wygląda bardzo nieprzyjemnie, podejrzewamy złamane żebra, wzywamy karetkę, która każe na siebie czekać około pół godziny, pomagają nam Włosi, pracownicy karetki tez są dość mocno przejęci sytuacją, karetką razem z ratownikami zabiera się jeszcze @WesolyMorswin, drugi kolega dzwoni po auto które zgarnia jego i rowery. Kolezanka z pierwszego szpitala jest transportowana Medicopterem do drugiego, lepiej wyposażonego, na szczęście mimo poważnej akcji ratunkowej, diagnoza ostatecznie kończy się tylko na mocno poobijanych żebrach i braku większych obrażeń. Jednak sama sytuacja mocno stresująca i nieprzyjemna. Ostatnie 40km i podjazd pod dom robię już całkiem solo w dość przyziemnej atmosferze.

Strava: http://www.strava.com/activities/296782656

Dzień drugi (3 maja)

Drugi dzień i z racji jazdy do szpitala, a także gorszej pogody do południa decydujemy się na wypad "regeneracyjny" na okoliczne Tremalzo, czyli jedyne 45km i 1100m w pionie. Czeka nas w ten dzień tylko ten jeden jedyny podjazd, więc można pójść na nim mocniej, mimo tego, że wszyscy są zmęczeni po pierwszym dniu to jakaś rywalizacja nam się na nim wywiązuje. Ostatecznie po pogoni na ostatnich 5 kilometrach kończę na niechlubnym 4-tym miejscu, ale i tak jestem zadowolony, bo sadziłem, że moje nogi znacznie gorzej zniosą jazdę po pierwszym dniu wypadu. Na górze niestety znowu chmury i zerowa widoczność.

https://www.strava.com/activities/297428154

Dzień trzeci(4 maja)

Po wczorajszej regeneracji znowu ogień. Ja mam mały problem bo na wyjeździe z parkingu spada mi łańcuch, czego nikt nie zauważa, grupa odjeżdża i postanawia nie odbierać moich telefonów :P Po nieudanych poszukiwaniach, nawiguje się sam z pomocą telefonu najkrótszą droga na Monte Bondone, które było naszym dzisiejszym celem. Dojazd z Riva Del Garda to w zasadzie 50km ciągłego wzniosu, pierwszy poważny, ale i dość malowniczy podjazd zaliczam na 17 kilometrze, potem na 31 kilometrze zaczyna się żmudny, prawie 20-kilometrowy podjazd na miejsce docelowe. Do pewnego momentu jedzie mi się nieźle, nie forsuję tempa ale i tak wyprzedzam jakiegoś Włocha na stożkach. Powyżej 1100 metrów zaczyna sie jednak kryzysik, do tego wjeżdżam chmurę która ogranicza mi widoczność do max 3 metrów, przez co dostaje zaburzeń błędnika i kręci mi się w głowie. Musze zrobić krótki odpoczynek żeby przeszło, do tego łykam pierwszy na tym wyjeździe żel energetyczny bo nie jestem pewny czy zawroty glowy nie wynikają jednak z niedoboru cukru. Ostatecznie w knajpie na górze melduję się ok. 14:30. Tam ostatecznie udaje mi się zdzwonić z grupą, okazuje się że oni pojechali okrężną drogą i dopiero zaczynają 20km podjazdu, co daje mi prawie 2h wolnego czasu. Zwiedzam więc masyw Monte Bondone, wyjeżdżam na wysokość 1680 gdzie jest najwyższy punkt masywu dostępny szosa, zjeżdżam 3km podjazdem z drugiej strony, żeby podjechać je ponownie po dość stromych serpentynach, potem zjeżdżam trzecim dostepnym wyjazdem, którym wspina się reszta grupy. Po ok 5km zjazdu ich spotykam i wspinam się z nimi ponownie do góry, gdzie w końcu razem regenerujemy się w knajpie żeby zjechać zjazdem, którym ja wyjeżdżałem. @WesolyMorswin zjeżdża bez okularów bo przeszukaliśmy cała knajpę i nigdzie ich nie było. Na dole okazało się, ze ma je powieszone za zapięcie koszulki rowerowej :D Ostatecznie wychodzi mi 114km i jakieś 2800 przewyższenia (ciężko określić bo kręciłem sam a nie mam ciśnieniowego licznika wysokości).

https://www.strava.com/activities/298078635

Dzień czwarty(5 maja)

Większość grupy decyduje się na kolejny dzień regeneracji, tym razem już takiej prawdziwej. Część kompletnie odpuszcza sobie rower, ja z 3 innymi osobami kręcimy sobie spokojne 45km po płaskim z emerycką średnią. Pogoda robi się w końcu dobra, więc mamy jakieś widoczki, objeżdżamy Lago di Cavedine, potem byczymy się nad Gardą.

https://www.strava.com/activities/298603926

Dzień piąty(6 maja)

Grupa znowu nie może zdecydować się na jeden wspólny cel. Celem na dziś była Madonna di Campiglio i finisz 15 etapu Giro. Jednak część grupy, która wczoraj nie robiła regenu robi go dzisiaj. Reszta chce podjechać samochodem i zaliczyć krótszą trasę, ale za to zaliczyć jeszcze przy okazji Passo Daone. My ostatecznie jedziemy w 4 osoby spod domu bezpośrednio do Madonny. Po aktywnym regenie jedzie mi się świetnie, nie czuję uciekających kilometrów ani podjazdów. Mamy silną grupę wiec wycieczka idzie sprawnie. wyjeżdżamy na Madonne i potem jeszcze wyżej na Passo Carlo campo Magno. wlepiamy wlepkę IC na znaku wjazdu do Madonny. Samo miasteczko ładne, ale robi wrażenie strasznie wymarłego po sezonie zimowym. Na górze straszy nas deszcz, więc zjeżdżamy na dół, po drodze spotykając samochodową część naszej grupy. Wracamy praktycznie w 90% po malowniczych ścieżkach rowerowych, Robiąc nawet parę km szutrami. Wychodzi 160km i ~2500m przewyższenia.

https://www.strava.com/activities/299258950

Dzień szósty(7 maja)

Celem jest tym razem super malowniczy masyw Monte Baldo. Pogoda od rana świetna, chociaż 28 stopni w cieniu nie zapowiada luzu na podjazdach. Ostatecznie modyfikujemy trasę i znów dzielimy się na 2 podgrupki. Większość grupy jedzie zmodyfikowaną wersja z łagodniejszym pierwszym podjazdem, 5 osób w tym ja postanawia jechać pierwotną wersję z podjazdem pod Puenta Veleno. Musze przyznać, że cięższego podjazdu w życiu nie jechałem i prawdopodobnie szybko nie pojadę. 8km ze średnim nachyleniem 12,5% nie oddaje nawet w połowie tego czym był ten podjazd, gdyż ostatnie 2km są praktycznie płaskie i zaniżają nachylenie. Pierwsze 5km to praktycznie ciągłe 16-20%, momentami w pełnym słońcu (na szczęście były też zacienione fragmenty), pierwszy raz w życiu jechałem podjazd, którego nie dało się jechać prosto w górę, musiałem zygzakować bo bym nie wyjechał. Próbowałem na stojąco, ale jak zobaczyłem 200HR na liczniku to zrezygnowałem. Sytuacji nie ułatwiało moje przełożenie 39-28 (bo oczywiscie kompakty są dla leszczy :P), znajomi na kompaktowych korbach mieli jednak "trochę" łatwiej. Dla zobrazowania załączam dwa obrazki;

http://i.imgur.com/2kfQgLA.jpg
http://i.imgur.com/cb3QnGv.jpg

Przejazd tego 8-kilometrowego piekła na ziemi zajął nam prawie 2 godziny. Na szczycie 3 osoby z naszej 5-osobowej podgrupy stwierdziły, że odpuszczają resztę i zjeżdżają okrężną droga wymoczyć się w Gardzie. Także juz tylko we 2 z kumplem zjechaliśmy na poziom 200m.n.p.m. żeby znowu zacząć prawie 30km podjazdu na 1650m. masywu Monte Baldo. Początkowo myślałem, że umrę mimo że podjazd miał tylko jakieś 5-8% nachylenia. Potem po łyknięciu żelu kryzys minął i muszę przyznać że było farto jechać dalej, bo masyw Monte Baldo jest po prostu CUDOWNY, piękna górska kotlina otoczona szczytami, z malowniczą droga obiegająca całość na dużej wysokości. Najpierw długi podjazd, potem jeszcze bardziej malowniczy zjazd. Zdjęcia nie oddają nawet w 1/5 tego jak tam było pięknie. dla mnie zdecydowanie najładniejsze miejsce na jakim byłem rowerem, nie tylko na tym wypadzie. Całość wyszła 129km i 3000m przewyższeń (bez 3 metrów).

https://www.strava.com/activities/299911716

Dzień siódmy(8 maja)

Pakowanie i ogarnianie przed wyjazdem :( Rano był regeneracyjny wyjazd na kawę, ale ponieważ dzień wcześniej opijaliśmy urodziny 3 osób to pierwszy raz musiałem odpuścić ze względu na "słabą dyspozycję" rano, niestety. O 2 w nocy wpakowaliśmy się w samochód i pojechaliśmy 1100km do Polski, tym samym skończył się super magiczny wypad majówkowy :(

Link do galerii i trochę #pokazmorde rowerowe:

http://imgur.com/a/8MrBW


#rowerowyrownik

Wpis został dodany za pomocą skryptu do odejmowania
!Dzięki niemu unika się błędów w działaniach
!Pobierany jest zawsze ostatni wynik
!Zamiast dystansów można w pole 'Dystans' wkleić link do treningu Endomondo - zostaną dodane dodatkowe statystyki
  • 21
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Fiddler: zajebista wycieczka. Zazdroszczę mimo, że po tych drogach dałabym radę jeździć chyba tylko samochodem. Pudzian musi Wam zazdrościć ud ;-). Co to za mieścina na drugim zdjęciu? Właśnie Pieve di Ledro?
Przeczytałam całe, wcale nie było to trudne ;-)
  • Odpowiedz
@metaxy: Na szczęście miała dość dobre ubezpieczenie w PZU do wysokiej kwoty, także ubezpieczyciel pokrył jej wszystko łączenie z transportem medicopterem, do tego przy prywatnych ubezpieczeniach często zapewniają pomoc przez telefon (chociaż PZU nie załatwiło np. tłumacza włoskiego co przy takiej kwocie ubezpieczenia jest moim zdaniem dość dużym minusem, ratownicy byli non-stop na telefonie z jej koleżanką która tłumaczyła, bo Włosi oczywiście ni w ząb angielskiego) i nawet transport medyczny
  • Odpowiedz
@Fiddler: (...) musiałem zygzakować bo bym nie wyjechał.

O___O

(...) zjeżdżam 3km podjazdem z drugiej strony, żeby podjechać je ponownie po dość stromych serpentynach, potem zjeżdżam trzecim dostepnym wyjazdem, którym wspina się reszta grupy. Po ok 5km zjazdu ich spotykam i wspinam się z nimi ponownie do góry, gdzie w końcu razem regenerujemy się w knajpie żeby zjechać zjazdem, którym ja wyjeżdżałem.
avangarda - @Fiddler: (...) musiałem zygzakować bo bym nie wyjechał.

O___O

(......

źródło: comment_c1kherTm6beyTqZx2h9akmBcL4t7BqDL.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
  • 0
@Fiddler: mam ten sam telefon, a zdjęcia jakoś znajomo wyglądały :P
Wiadomo, że raczej nikt nie będzie woził szosą po górach lustrzanki :)
  • Odpowiedz
@skwarek2: koło 8,5kg - nie ważyłem go po zmianie kasety na większą. Nad Gardę warto, u mnie to już będzie chyba stały punkt jak się uda, chyba jedno z piękniejszych miejsc w Europie pod rower. Jeszcze kiedyś bym odwiedził Sierra Nevada, tylko to "trochę" dalej.
  • Odpowiedz
@Fiddler: Dopiero teraz trafiłem na ten wpis, nie wiem dlaczego. Całość przeczytana. Mam parę pytań tak z ciekawości, nigdy na takim wyjeździe jeszcze nie byłem :)
1.Jakie koszty na osobę Wam wyszły orientacyjnie i skąd taką ekipę wziąć? :) Gdzie nocowaliście?
2. Długo jeździsz/trenujesz? Myślę ile trzeba realnie jeździć, żeby wybrać się na taką wyprawę :) Waham się nad zakupem szosa/cross, ale jak widzę te dystanse i filmy to już
  • Odpowiedz
@brylek:

1. Koszty wyszły zaskakująco niskie. Nocleg 40 euro za 8 nocy (!), benzyna ok 500zł/os. jadąc autem w 3 osoby + 3 rowery, do tego na miejscu wydałem jakieś 170 euro (ale żyjąc oszczednie myślę, ze można zamknąć się poniżej 100 euro), więc całosc poniżej 1500zł. Jak ostatnio organizowaliśmy taki wypad z @WesolyMorswin tylko we 2 to muszę powiedzieć, że wyszło sporo drożej ;) Natomiast ten wypad organizował
  • Odpowiedz