Z poślizgiem zacząłem czytanie, z poślizgiem zaczynam pisać. Może w tym roku się uda wyrobić ze skromnymi dwoma pozycjami na miesiąc.
1/24
Droga królów - Brandon Sanderson
O tej książce napisano tutaj już chyba wszystko. Bardzo dobra książka, ale też bez przesady z tymi zachwytami 10/10. Przynajmniej dla mnie, bo nie lubię szafowania najwyższymi notami na lewo i prawo, dla mnie 10 to już musi być coś wykraczającego poza skalę i nie wiem, czy ogólnie w kategorii książki i filmy znalazłbym dziesięć pozycji zasługujących moim zdaniem na taką ocenę... Do rzeczy: od początku tylko jeden wątek porwał mnie tak na 100% i uważam go za genialny na całej długości. Pozostałe dwa (bo umówmy się, że tych głównych są trzy) zaczynają po prostu dobrze i czyta się jak każde solidne fantasy. Z tym, że trzeba przyznać że pod koniec całość dostaje niesamowitego kopa i dosłownie każdy rozdział z każdego wątku czyta się z zapartym tchem. Także jestem skłonny uwierzyć, że kolejna część jest naprawdę aż takim arcydziełem, jak to wynika z recenzji. Żeby nie psuć sobie efektu i nie doznać przesytu tym światem, "Słowa Światłości" zostawiam sobie na później. Kradnę skalę od Gurgiego, ocena: pozytywna z plusem.
2/24
Fight Club - Chuck Palahniuk
Podejrzewam, że mój odbiór książki strasznie popsuło to, że wielokrotnie widziałem film (swoją drogą, chyba byłaby to właśnie ta jedna z niewielu 10/10 na mojej liście), także zwrot akcji na końcu mnie nie ruszył. Czyta się to dobrze, mimo że jest napisane czymś, czego nie potrafię nazwać lepiej niż "swobodnym strumieniem świadomości", co samo w sobie jest już ciekawe. Smutne jest to, że w zasadzie historia z filmu jest moim zdaniem lepsza i bardziej spójna. Film ma też cięższy, mroczniejszy, lepszy klimat. W zasadzie cały czas rozumowałem na odwrót, tj. każdą różnicę między książką, a filmem (np spotkanie narratora z Tylerem), odbierałem jako niezgodność książki z filmem, a nie odwrotnie. Zresztą, jeśli sam autor książki, mówi że film na jej podstawie jest lepszy, niż sama książka, to sporo wyjaśnia. Szukacie wyjątku potwierdzającego regułę, że książka jest zawsze lepsza od filmu? Proszę bardzo, oto Fight Club! Ocena neutralna. #bookchallenge
@Ned: Ciężko powiedzieć. Sama w sobie jest bardzo dobra, ale jest ogromna, na papierze ponad 1000 stron (wg google, ja czytałem ebooka). Do tego jest to pierwsza z planowanych 10 pozycji w tej sadze, a wyszły dopiero dwie... Myślę, że da radę, ale musisz się nastawić na to, że z kopyta startuje dopiero pod koniec, no i zamknięcia opowieści szybko nie uświadczysz:)
1/24
O tej książce napisano tutaj już chyba wszystko. Bardzo dobra książka, ale też bez przesady z tymi zachwytami 10/10. Przynajmniej dla mnie, bo nie lubię szafowania najwyższymi notami na lewo i prawo, dla mnie 10 to już musi być coś wykraczającego poza skalę i nie wiem, czy ogólnie w kategorii książki i filmy znalazłbym dziesięć pozycji zasługujących moim zdaniem na taką ocenę... Do rzeczy: od początku tylko jeden wątek porwał mnie tak na 100% i uważam go za genialny na całej długości. Pozostałe dwa (bo umówmy się, że tych głównych są trzy) zaczynają po prostu dobrze i czyta się jak każde solidne fantasy. Z tym, że trzeba przyznać że pod koniec całość dostaje niesamowitego kopa i dosłownie każdy rozdział z każdego wątku czyta się z zapartym tchem. Także jestem skłonny uwierzyć, że kolejna część jest naprawdę aż takim arcydziełem, jak to wynika z recenzji. Żeby nie psuć sobie efektu i nie doznać przesytu tym światem, "Słowa Światłości" zostawiam sobie na później. Kradnę skalę od Gurgiego, ocena: pozytywna z plusem.
2/24
Podejrzewam, że mój odbiór książki strasznie popsuło to, że wielokrotnie widziałem film (swoją drogą, chyba byłaby to właśnie ta jedna z niewielu 10/10 na mojej liście), także zwrot akcji na końcu mnie nie ruszył. Czyta się to dobrze, mimo że jest napisane czymś, czego nie potrafię nazwać lepiej niż "swobodnym strumieniem świadomości", co samo w sobie jest już ciekawe. Smutne jest to, że w zasadzie historia z filmu jest moim zdaniem lepsza i bardziej spójna. Film ma też cięższy, mroczniejszy, lepszy klimat. W zasadzie cały czas rozumowałem na odwrót, tj. każdą różnicę między książką, a filmem (np spotkanie narratora z Tylerem), odbierałem jako niezgodność książki z filmem, a nie odwrotnie. Zresztą, jeśli sam autor książki, mówi że film na jej podstawie jest lepszy, niż sama książka, to sporo wyjaśnia. Szukacie wyjątku potwierdzającego regułę, że książka jest zawsze lepsza od filmu? Proszę bardzo, oto Fight Club! Ocena neutralna.
#bookchallenge
@ryhu: Przekona do fantasy kogoś, kto nie lubi tego gatunku?
@ryhu: Uuu, jak saga to rezygnuję. Ale dzięki za opinię :)