Zawsze można przygotować część produktów dzień wcześniej (w sensie np. zapeklować mięso) i następnego dnia tylko hop na patelnię/do piekarnika/na grill. A jak się chce to można, nawet przy niewielkiej ilości czasu. Są dania łatwe, szybkie w przygotowaniu a efektowne, nikt nie mówi o przygotowywaniu kilkudaniowego obiadu z prosiakiem z jabłkiem w ryju na czele.
A może tak przestań liczyć na mamuśkę, znajdź fajny przepis, skocz do sklepu po produkty, przygotuj : miskę, patelnię, garnek. To nie boli ... a jedynie czegoś się nauczysz, nawet jak spaprzesz robotę to będzie znak, że nie potrafisz gotować i pozostaje Ci tylko McDonald.
A próbowałeś tych papek? Deserki owocowe są dobre bo słodkie... i owocowe, ale te wszystkie spahetti, kurczaki z czymś tam - dramat. Pies tego nie tknie, a co dopiero dziecko.
pamiętam, że w jednym z odcinków programu Makłowicz robił omlet dla synów, gdy próbowali jeden stwierdził "za dużo przypraw" a czego dokładnie?" "jajek" Analfabeta kulinarny?
Kolega mojej mamy chodził z Makłowiczem do podstawówki i mówił, że zawsze na przerwach mu kanapki zabierali. Nie wiem tylko czy z powodu dziecięcych "zabaw" czy dlatego, że były takie smaczne :P
Zależy jaki to był poziom nauczania. Jeśli podstawówka, to pewnie to pierwsze bo kanapki robiła mu mama, a jak liceum, to mógł już ujawnić swój kulinarny talent :)
podoba mi sie pomysl poczestowania dziecka chorizo ;) eeech, fajnie sie pisze, jak sie nie jest pracujaca matka. Niech zyja sloiki, ale Maklowicz ma plusa za idee.
Babcia znajomych widziała kiedyś jak Ci dają dzieciom jedzenie ze słoików i pewnego razu gdy przyszli do niej na obiad dostali jakieś kluski z mrożonki i pulpety ze słoika. Na pytanie, czy nie zwariowała, że karmi ich takim badziewiem odpowiedziała, że przecież swoje dziecko tak karmią więc w czym problem? Dało im to do myślenia.
Jin, co to za dziwna maniera pisania "Ci" dużą literą...
Ci = Tobie. Wielka litera, owszem.
ci = oni. nigdy wielką literą.
Poza tym, zgadzam się. Karmienie dzieci potrawami ze słoików to niezbyt dobre rozwiązanie. Rozumiem, że nie każdy ma czas, ale... można zrobić dobre żarcie w godzinę, i będzie ono na dwa dni. Jak dobrze człowiek sobie czas zorganizuje, to wystarczy, że dwa-trzy razy w tygodniu po godzinę w kuchni posiedzi,
Opiekowałam się w stanach chłopcem, który jadł TYLKO makaron z serem. Mamuśka nawet wodę potrafiła przypalić, dzieciaki były przyzwyczajone do jedzenia w kółko tego samego. Truskawki gniły w lodówce, warzywa jadły tylko jeśli zrobiłam z nich jakiś śmieszny obrazek na talerzu. Wtedy sobie postanowiłam, że wychowam małego wszystkożercę. :) Nic na siłę, ale chciałabym, żeby moje dziecko było przyzwyczajone do smakowania różnych potraw, bo to naprawdę fajne.
Miałam praktyki w przedszkolu i przez dwa tygodnie obserwowałam taką sytuację: Chłopiec (nie pamiętam już w tej chwili imienia, chyba Karol) sześcioletni codziennie przy obiedzie machał tylko widelcem. Jedzenia nie tknął. I choćby go prosić, błagać, grozić, obiecywać nagrodę nie je i już. Deser wcinał aż mu się uszy trzęsły (wiadomo- głodny był, a i deser smaczny, bo słodki). Przychodzili po niego rodzice i mały się skarżył, że jeść chce, bo obiad
Komentarze (109)
najlepsze
Pozdrawiam gotujących.
jem, to zawsze przychodzi i żuli.
Jeden lubi omlet z dwóch jajek i osiem plasterków sera, a drugi osiem jajek i jeden plasterek szynki.
Nawet w jajecznicy może być za dużo jajek.
Amen?
A to jego "i jeszcze szczyptę soli", gdzie facet wsypuje 0,5 kilo do gara mnie rozbraja.
Ci = Tobie. Wielka litera, owszem.
ci = oni. nigdy wielką literą.
Poza tym, zgadzam się. Karmienie dzieci potrawami ze słoików to niezbyt dobre rozwiązanie. Rozumiem, że nie każdy ma czas, ale... można zrobić dobre żarcie w godzinę, i będzie ono na dwa dni. Jak dobrze człowiek sobie czas zorganizuje, to wystarczy, że dwa-trzy razy w tygodniu po godzinę w kuchni posiedzi,
Fe.