Kiedyś za łebka kupiłem w jakimś sklepie gazety CKM i "Peep Show" (świńska gazeta). Były takie czasy, że niepełnoletnim sprzedawali rzeczy dla dorosłych. Postanowiłem pokazać tę drugą mojej nieżyjącej już babci. Beka nad jej reakcją była przednia. Coś w stylu "Fuj, coś Ty kupił???" Później przypał u rodziców i morda czerwona jak burak.
Nie ma to jak prawie codziennie grać z dziećmi w Kalambury na kurniku. Wczoraj był atak trolli na jeden ze stołów. Jeden z nich napisał "ROBIĆ SORBET ZE ZGNIŁYCH SZCZOCHÓW".
Kiedyś w gimnazjum udało nam się doprowadzić nauczycielkę z plastyki do szału, chociaż nie mieliśmy takiego zamiaru. Nie wytrzymała ciągłych komentarzy co do jej dyktowania notatek do zeszytu. Zawsze mówiła "przecinek" i, gdy nabierała powietrza w usta to było to bardzo wyraźnie słychać. Raz się jej kolega zapytał "Jak się pisze słowo przecinek?", a ja czy przypadkiem nie doskwiera jej astma. Poza tym praktycznie cały czas większość chłopaków miała z niej ubaw
Kolejna historia z podstawówki. Pan Wiesław zwany glonojadem. Katecheta. Często grał na gitarze na lekcjach. Jego usta, gdy śpiewał rzeczywiście wyglądały, jak u glonojada. Na początku każdej lekcji włączał tryb "Replay". Pisał na tablicy "Katecheza, temat" i kilka razy wypowiadał te słowa. Raz, gdy stał przodem do tablicy dostał w głowę pomponem z czapki. No i kiedyś kolega nazwał go Wiesław Gówniany, a potem ja miałem przypał, bo on myślał, że to
Żywot pospolitego nauczyciela. Mieliśmy w podstawówce bodajże od piątej klasy nowego nauczyciela z przyrody. Na każdej lekcji robiliśmy sobie jaja z niego. Raz na jednej z nich mieliśmy temat chyba o jakichś owadach. W książce była jakaś nazwa z dopiskiem "pospolity". Zaczęliśmy gościa nazywać "*Nazwisko* pospolity" (Sory, RODO). Facet długo nie popracował, bo nie był w stanie nerwowo wytrzymać.
Na zielonej szkole razem z nami w tym samym hotelu "Mewa" w Ustce byli uczniowie i nauczyciele z innej szkoły. Pamiętam dwoje z tych nauczycieli. Pierdacz, bo kiedyś słyszeliśmy, jak puścił bąka oraz Syna-Syna - nauczycielka, która miała wadę wymowy i sepleniła. Kolega mi też wspomniał, że była jeszcze Wiertara. Zastępowała Synę-Synę, jak ta z nami nie wytrzymywała nerwowo. Piękne czasy 😅😅😅 edit: Jeszcze była Chuda Buzinka
Wiadomo, że dziecko nie zna znaczenia niektórych słów. Gdy byłem w podstawówce to był taki dzień, że moi rodzice musieli przyjść do szkoły, bo nazwałem jedną z nauczycielek kur*ą 😅😅😅
Historia również z liceum. Mieliśmy zawsze łączony WF z drugą klasą (oczywiście tylko chłopaki). Nauczyciel gdzieś na chwilę wyszedł, więc dwóch chłopaków z tej drugiej klasy postanowiło podpalić kosz na śmieci. Postawili na ławce do góry nogami. Psikali dezodorantem i rzucali zapałki. Nic. Aż w końcu jeden z nich odpalił zapalniczkę i wspomógł się dezodorantem. Kosz zaczął się jarać i topić powoli aż ławka zajęła się ogniem. Ugasili to, ale beka była
Liceum to były fajne czasy. Pamiętam, jak kolega kiedyś mnie namówił, żebym wyrzucił krzesło przez okno. Byliśmy na drugim piętrze. Pod oknem na poziomie parteru była sala gimnastyczna. Krzesło wbiło się w papę na jej dachu. Z dołu przybiegł drugi kolega i powiedział, że stał tam ksiądz i krzyknął "O Boże! Co to spadło? Ooo, krzesło!" 😅😅😅 Mieliśmy ubaw po pachy, a potem przypał na dywaniku u dyrektorki 🤣🤣🤣
#przegryw