"Miał Pan wypadek na motocyklu, ale jesteśmy ubezpieczycielem, więc nam to wisi"
Długa i mam nadzieję zabawna historia o tym w jakiej rzeczywistości żyjemy my, a w jakiej żyją UBezpieczyciele.
wojtoon z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 101
Długa i mam nadzieję zabawna historia o tym w jakiej rzeczywistości żyjemy my, a w jakiej żyją UBezpieczyciele.
wojtoon zSą takie momenty w życiu człowieka, kiedy niezależnie od swojego postępowania zostajesz beta-bankomatem. W życiu możesz być mega kozakiem, ale w starciu ze skarbówką, zusem, stacją benzynową, podatkiem śmieciowym czy głupim abonamentem RTV zostajesz sprowadzony do parteru, rozłożony na łopatki, a sekundanci sędzia przypomina Ci, że grasz w tę grę, żeby przegrać.
Ja przegrałem z ubezpieczalnią. Przynajmniej na razie....
Zapraszam wszystkich na historię o tym jak mieć wypadek motocyklowy nie ze swojej winy co podkreśla między innymi policja, rzeczoznawca czy kilkanaście osób mających oczy....ale nie ubezpieczyciel.
Przygotujcie sobie herbatkę czy co tam lubicie sączyć* i chwilę wolnego czasu, a opiszę wam ciekawą historię która mnie spotkała. Opis będzie długi, ale mam nadzieję barwny, bo żyjemy w Polsce i pewne rzeczy wymagają komentarza.
Na początek cofnijmy się w czasie....
Był czwartek, 12 lipca roku pańskiego 2018 w mieście Moherburg (vel Toronto). Słoneczne popołudnie - godzina 15:20 czasu GMT**.
Jak każdy normik i pomarańczka w jednym o tej godzinie wracałem z pracy kierując się ulicą łódzką (choć miejscowi nazywają ją "studzienną") w kierunku mostu drogowego im. Marszałka Józefa Piłsudskiego.
Nauczony życiem na ulicy podgórskiej skręciłem od razu pod wiadukt kolejowy na ulicę dybowską... z resztą - po co ja to piszę - obraz wyraża więcej niż tysiąc słów
Zapraszam na seans
W skrócie. Skręcając motocyklem w lewy zakręt przy prędkości około 30km/h położyłem się na rozlanym oleju napędowym....ale to moja wersja. Podobno gunwo prawda. Ale po kolei
Po tym jak podniosłem Kawusię popełniłem chyba jedyny błąd. Moim zdaniem marginalny, ale kurde - nie często człowiek wywraca się jadąc z prędkością przeciętnej ejakulacji. Mianowicie nie stanąłem na środku jedynego pasa łączącego południowo-wschodnią część Torunia z północą w środku szczytu komunikacyjnego i nie zacząłem dzwonić po błękitnych paladynów, ale każdy kto wie jak działa "milicja" w tym mieście wie, że bez suchego prowiantu, darmowych minut do wszystkich sieci i powerbanka raczej ciężko się doprosić o interwencję. Inna sprawa, że spieszyło mi się na spotkanie z jednym klientem...nie ważne. Zabrałem cztery litery i wróciłem do domu.
Po dojechaniu na miejsce czynność mózgu najwyraźniej została przywrócona po nieoczekiwanym rąbnięciu paszczęką o glebę bo wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem pod magiczny numer sto dwanaście.
Dyspozytor po krótkiej rozmowie zaserwował mi monolog który można by streścić w zdaniu "Weź gościu jedź z tym na bagiety a ja dam znać fajerfajterom, żeby obadali co tam powoduje potrójne tulupy".
Za radą kolesia który "pewnie się zna" odwołałem spotkanie i natychmiast skierowałem swoje kroki do komendy miejskiej karabinierów przy ulicy grudziądzkiej.
________________________________________________________________________________________________________________________________________
TU SĄ MOJE WYSRYWY ŚREDNIO ZWIĄZANE ZE SPRAWĄ WIĘC NIE ZMUSZAM DO CZYTANIA, CHOCIAŻ MOŻE KOGOŚ ZACIEKAWIĄ - SEDNO WSKAŻE WAM MICHAU ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
________________________________________________________________________________________________________________________________________
O mojej wizycie w tym przybytku mógłbym napisać długą i nudną powieść.
Zaczęło się od prawie 1,5h pierdzenia w stołek na recepcji w oczekiwaniu na....kogokolwiek w mundurze. Kiedy przeleciałem wzdłuż i wszerz całe mirko na telefonie, a moi współtowarzysze niedoli powoli zaczęli opuszczać swoje posterunki w akompaniamencie kilku "kurtyzan" puszczonych pod nosem, razem z weteranami kolejki zaczęliśmy żarty z sytuacji. Nie trwało to długo bowiem przedwczesny weekend rozpoczęty na miejscowej komendzie w połowie tygodnia nie pomagał mi w uśmierzeniu bólu doopy (dosłownie) i innych części pomarańczki zmuszonej do lądowania bez podwozia. Przeszedłem do kontrofensywy i na głos zacząłem rzucać hasała pokroju "halo, ktoś wam okrada komendę" itp. Niby głupie, ale jednak ktoś wylazł (to dobre słowo) do zgromadzonej gawiedzi i jak słynny dziekan w filmie z początków internetu obwieścił zebranym co następuje
- Wszyscy państwo czekacie w kolejce?
Aż chciało się powiedzieć "A gdzie tam - my po naklejki na pluszaki z biedry", ale udało się tylko całkiem sprawne grupowe "JO" rozpisane na kilka głosów.
- Kto z państwa jest pierwszy?
Z gromadki zebranych przed szereg wystąpił dziadzio z jakimś świstkiem w ręku...
- Dobrze, więc ja teraz zapraszam Pana, a Państwa proszę uzbroić się w cierpliwość
Popatrzyłem jeszcze raz na siwiznę dziadzia przepuszczanego w drzwiach przez draba w kamizelce taktycznej. Przez potłuczoną głowę przeleciała mi myśl, że najprawdopodobniej jego siwizna pojawiła się już w trakcie czekania na paladyna w kamizelce. Spanikowałem bo nie tak wyobrażałem sobie moją starość i wypaliłem do policjanta
- Przepraszam, a co z nami?
Usłyszałem wtedy jedno z bardziej polskich oświadczeń policjantów jakie tylko można było sobie wyobrazić
- My teraz zajmiemy się tym Panem, a potem jedziemy na interwencję. Nie wiem czy zajmie nam to godzinę czy pięć... Jak wrócimy z akcji to będziemy rozmawiać z państwem
(ಠ‸ಠ)
Czaicie to? Jest środek tygodnia, komenda miejska policji w 200k mieście, a smerfik wyskakuje z tekstem "no sorry, ale mamy jeden rowerek i trzeba się nim podzielić".
Krew w żylakach mi się zagotowała i natychmiast wypaliłem do delikwenta
- Proszę Pana, miałem nieco ponad 2 godziny temu wypadek motocyklowy i nie wiem czy jakiś krwotok wewnętrzny o którym nie mam pojęcia pozwoli mi na zaczekanie na Pana powrót z interwencji
Koleś chyba dosyć szybko zbuforował i się pyta
- A gdzie Pan miał ten wypadek?
- Na dybowskiej
- To niech Pan jedzie na posterunek Podgórz - tam pan załatwi szybciej....
Cóż, wyjście miałem tylko jedno...
Po kolejnej wyciecze przez zakorkowany most (w międzyczasie przeszła "delikatna" ulewa) Komisariat Policji Toruń-Podgórz przywitał mnie schludną, czystą i PUSTĄ poczekalnią. Po niespełna 5 minutach oczekiwania pojawił się policjant ubrany w cywilne ciuchy i zaprosił mnie do niedużego pokoju na drugim piętrze przybytku.
Pokrótce opisałem mu sprawę i pokazałem oryginał nagrania, a ten sporządził notatkę z zaistniałego zgłoszenia i uspokoił, że skoro mam nagranie to wszystko uda się wyprostować w kilka tygodni i będzie po sprawie. Na koniec poprosiłem o kopię mojego zgłoszenia i dowiedziałem się, że "nie mogą udostępniać mi takich danych" WTF?
3 tygodnie później chciałem ksero dla ZUSu - dostałem od ręki ¯\_(ツ)_/¯ .... Znaczy się nie do końca - dyspozytor stwierdził, że nie mają takiego zgłoszenia i znalazło się następnego dnia.
Z komendy śmignąłem jeszcze do szpitala. Kilka godzin tułaczki po komisariatach pozwoliło uspokoić poziom adrenaliny na tyle, że odezwał się układ nerwowy i różne części motocyklisty zaczęły mnie po prostu napie....ć
Od lekarza dyżurnego w szpitalu Rydygiera (znowu przeciwległy koniec torunia) dowiedziałem się po kilku prześwietleniach, że będę żył, ale te żebra, kręgosłup, miednica i kolano będą mnie jeszcze jakiś czas naparzać. Poprosiłem więc o L4, i chociaż ten wspaniały człowiek zaproponował mi 2 tygodnie rekonwalescencji to życie przypominało mi o kraju w którym mieszkam - strona ZUSu się wykrzaczyła i wystawienie dokumentu było niemożliwe....ale to podobno często się zdarza proszę Pana
Po powrocie do pracy jeszcze przez dobry tydzień żeberka nie dawały o sobie zapomnieć. Mówi się trudno - nie czas na płacz, tylko trzeba ruszać na wojnę z biurokracją.
W pracy dowiedziałem się, że podobno istnieje takie prawo, które pozwala mi ubiegać się o rekompensatę od ZUSu (kto był na L4 w weekend wie do czego piję) jeśli wypadek nastąpił w drodze DO lub Z pracy. Warunek konieczny - najkrótsza możliwa trasa. No i niby się pod to załapuję....ale nie urwało mi ręki, ani nogi więc mi się nic nie należy. No trudno ¯\_(ツ)_/¯
Wracając do motonogi. Odwiedziłem swojego ubezpieczyciela (PZU) i dowiedziałem się, że "to nie nasza broszka i pytaj Pan w MZD"
No to cyk do Miejskiego Zarządu Dróg w toronto.
Tam dowiedziałem się, że "spoko spoko, masz tu wniosek to się zobaczy"
Wypełniłem w domu na spokojnie 4 kartki wniosku do COMPENSY i wysłałem skany do MZD.
Znaczy się próbowałem wysłać, bo człowiek w średnim wieku, który od gówniaka robi przy komputerach i z nich ma chleb nie potrafi dodać załącznika do maila...z 4 różnych skrzynek co zostało mi zakomunikowane w wiadomościach zwrotnych
Nie zostało mi nic innego jak wręczyć Pani "informatyk" z MZD wniosek osobiście.
Po nieco ponad tygodniu oczekiwania dostałem pierwsze pisemko z Compensy datowane na 14.08 (miesiąc po wypadku)
Bla, bla....mamy zgłoszenie...bla, bla... obczaimy co i jak, ale weź nam doślij kopie dowodu rejestracyjnego i OŚWIADCZENIE SPRAWCY WYPADKU.
WTF? Oni to w ogóle czytali?
Teraz już wiem, że nie.
Dosyłam papiery.
No i czekam. I cisza.
No to za telefon i do Compensy. Tam dowiaduję się, że oni tylko klepią papierki, a od brudnej roboty to mają podwykonawcę z Katowic.
No to sru do Pani Olgi i już wiem, że wysłali mi rzeczoznawcę tydzień temu....ale on i jego karawana gdzieś zaginęły.
No to Dej kobieto numer do tego rzeczoznawcy
I znowu dzwonię.
Uber miły Pan stwierdza, że dzwonił się umówić, ale nikt nie odbierał. Krótka rozmowa i już wiem, że zamienili dwie ostatnie cyfry z mojego numeru telefonu miejscami. Numeru który na pierwszej stronie wniosku podawałem PIĘĆ RAZY.
Inna sprawa, że Pan powiedział, że jest z BRODNICY. Jak to, to już nie ma rzeczoznawców w Toruniu?
Ano są, tylko podając we wniosku adres zameldowania nie sądziłem, że ktoś nie przeczyta rubryki niżej i nie sprawdzi "ADRESu POD KTÓRYM MOŻNA DOKONAĆ OGLĘDZIN POJAZDU"
No trudno. Podwójny szit hapens. Na szczęście miły Pan powiedział, że wszystkim się zajmie i odkręci ichnie błędy.
I tak było. Dwa dni później dzwoni do mnie nowy "rzeczoznawca" - apostrof celowo.
Umawiamy się na oględziny, przyjeżdża, robi dziesiątki fotek i pomiarów, ogląda na telefonie kilka razy film z przyziemienia, a ja na koniec pytam się
- To na ile Pan wstępnie wycenia szkody?
- Jeszcze nie wiem - muszę zobaczyć w internecie ile taki motocykl kosztuje...
(ಠ‸ಠ)
Jakiś czas później dostaję pismo z kalkulacją szkód dla motocykla kawasaki ZR-7 / ZR750FF (ಠ‸ಠ)
Prostuję dla ludzi nie związanych z motocyklami. To co się wypier...ala pod moją doopą na filmie to KAWASAKI Z750 /ZR750J (co wytłumaczyłem rzeczoznawcy bo widziałem, że z motocyklami to ma wspólnego tyle co koń z koniakiem, a i przyznam, że mam tak trochę zmodowanego sprzęta i niewiele w nim zostało z oryginalnego looku)
To co mi wpisali w kosztorysie naprawy to sprzęt którego już nie było na rynku kiedy wchodził z750.
"Rzeczoznawca" nie zauważył chociażby tak subtelnej różnicy jak inne chłodzenie silnika, inna lampa czy dzielona kanapa. "Ch*j - dwa koła... to pewnie będzie ten"
Inna sprawa to cena naprawy - 4,646.98zł
Ja sobie sam policzyłem, że tylko sam zakup części do wymiany to jakieś 6500pln. Nie licząc robocizny i lakiernika. O właśnie, lakiernik. Wiecie na ile wycenili lakierowanie i spawanie 4 plastikowych elementów? Na 172.80zł
Chcę poznać takiego lakiernika xD
Pomijam już koszty zniszczonego kasku i kurtki, rekonwalescencji, transportu zastępczego i utraty wartości pojazdu po wypadku, ale kurde - sama zniszczona puszka wydechu kosztuje 2.700zł (https://www.xlmoto.pl/koncowka...)
Jakby to kogoś interesowało - "rzeczoznawca" pracował dla VIG Ekspert w Warszawie na Jerozolimskich 162
Nie ważne - mówi się trudno. Dej mnie te piniendze i pozwól w końcu z powrotem ruszyć na drogi zanim sezon się skończy
A ch*ja. Jeszcze masz pisemko o treści
Doślij nam swój nr konta bankowego na który mielibyśmy ci wpłacić hajs z ubezpieczenia - tak, ten sam który podawałeś w 3 miejscach we wniosku
No to ślę jak w XXI wieku bozia przykazała - pocztą bo inaczej się nie da. Wysłałem im po prostu jeszcze raz mój wniosek z jebitnie zaznaczonymi czerwonym markerem rubrykami w których podaję mój nr konta.
I już by sobie człowiek myślał, że po sprawie, a tu tydzień później
Compensa TU S.A. Vienna Insurence Group zawiadamia, że odmawia wypłaty odszkodowania z tytułu przedmiotowej szkody.
Jebłem
Myślę, sobie - jestem bogiem i potrafię wprowadzać w poślizg dwutonowe Navary siłą myśli, ale że za mocno ją chwyciłem tymi myślami to i mnie się obydwa koła uślizgnęły.
Ale czytam dalej.
Do zarządu nie wpłynęła informacja o rozlanym oleju na przedmiotowym odcinku drogi, gdyż takowe spowodowałoby natychmiastowe podjęcie odpowiednich działań.
Więc jeśli dobrze rozumiem.
Wypłacilibyśmy panu odszkodowanie, ale nikt przed panem się tam nie wyje**ał, co znaczy, że wyssał pan sobie z palca te pana jechanie d*pą po asfalcie. Ten film jest fotomontażem, notatka policyjna jest sfałszowana, a telefon na 112 nigdy nie miał miejsca. Jesteśmy niemal pewni, że L4 to pan dostał za chlanie z kumplami.
Wypad
________________________________________________________________________________________________________________________________________
Mirki, jest sprawa
Co zrobić w tej sytuacji? Jak ich ugryźć? Od czego zacząć?
Zrozumiałbym, gdybym jechał jak wariat i się wypierniczył - Idiota to nie żal
No ale kurde, wlokłem się. Mam nagranie na którym widać, jak ogromny nissan prawie wylatuje z drogi. Mam notatkę policyjną która mówi wprost - tam był rozlany olej napędowy bo to widać na filmie i jebiesz pan ropą na cały komisariat. Mam opinię rzeczoznawcy, że moto było sprawne technicznie, a tylny laczek dopiero zaczynał drugiego tysiaka kilometrów (chociaż jak już pisałem ten koleś mógł oponę pomylić z bakiem).
Nie mam zamiaru się poddawać. Potrzebuję tylko wiedzy, jak walczyć z tymi złodziejami.
Może ktoś miał podobną sytuację? Może ktoś siedzi w ubezpieczeniach i wie trochę więcej? A może ktoś pracuje w compensie i chce publicznie posypać głowę popiołem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
A kto jest moim zdaniem winny całego zamieszania?
Jeździmy tutaj sobie w takiej grupie motocyklowej w Toruniu
O to co można znaleźć na naszej grupie na FB.
Stare rzęchy gubią wachę na potęgę. Trafiło i na mnie.
Zapraszam do komentowania, dyskusji i pytań. Wiem, że się rozpisałem, ale być może coś istotnego pominąłem - mogę wyjaśnić.
Prosiłbym też o darowanie sobie komentarzy pokroju dafcy ebane.
Zdaję sobie sprawę z tego, że na 90% czeka mnie jeszcze wycieczka po sądach więc to jeszcze nie koniec sprawy. Myślę, że warto będzie mój przypadek zatrzymać dla potomnych. Może ktoś tu kiedyś zajrzy w poszukiwaniu pomocy toteż merytoryczna dyskusja byłaby wskazana.
Pozdrawiam
wojtoon
*@damianowski pewnie i tak wybierze piwo
**Gmina i Miasto Toruń
Komentarze (101)
najlepsze
Sprawa wygląda tak, że policja wierzy ci na słowo, ale ubezpieczyciel nie ma najważniejszego pisma z notatki służbowej policjantów przeprowadzających interwencję, czyli @wojtonn poszkodowany a zarządca
Sam przerabiałem to kilka razy, pierwotna wycena ubezpieczalni 2k finalna wypłacona kwota 15k. Znajomy miał szkodę całkowitą wycenioną na 20k, prawnicy sądzili się z PZU prawie rok dostał łącznie 40k.
Nie ma co dyskutować z nimi samodzielnie bo będą Cię ignorować, zwlekać z wszystkim jak
1. Zgłosiłem szkodę - kamień w szybę, z AC - internetem.
2. Chciałem zmienić miejsce kontaktu z rzeczoznawcą, bo błędnie podałem.
3. Kliknąłem [PZU zadzwoń do mnie].
4. Po jakichś 2h zadzwoniło [spoko, niezły czas].
5. Zaczyna się muzyczka [oczekiwanie], 3 #!$%@? 15 sekund #!$%@? do połączenia z człowiekiem , WTF, każdy gościu z IQ >kalafiora by to ogarnął tak że skoro sami dzwonią to jest połączenie z konsultantem natychmiastowe...
Z Axa była lepsza jazda. Nie chceli mi wypłacić odszkodowania, ponieważ sprawca nie przyznał się do winy. Co tam notatka policji z miejsca zdarzenia i wskazanie przez policję winnego na miejscu kolizji - sprawca się nie przyznaje i
Pozostaje sąd niestety. Co w praktyce oznacza wożenie się z nimi przez około 2 lata. Sprawę masz raczej wygraną bo jak dla mnie to jest klarowne ale nikt Ci nie
Szkoda Twoich nerwów na własnoręczne przebijanie się przez szereg kolejnych ścian z rzecznikami, urzędami, sądami itd.
Po pierwsze prawnik wyjdzie taniej.
Po drugie, masz dużą szansę, że trafisz na bandę naciągaczy, którzy nie zajmą się Twoją sprawą jak należy, przy pierwszej sposobności spisza ugodę i na tym zakończy się Twoja walka o jakiekolwiek odszkodowanie. Najczęściej takie kancelarie korzystają z naganiaczy którzy jeżdżą po wypadkach i spisują ludzi zaraz po zdarzeniu.
Jeśli korzystać, to tylko z dużych kancelarii, które mają oddziały w całej Polsce.
Long story short - napisz 'uprzejmie donosze' do KNF - po 1h (!!) od zgłoszenia sprawy do KNF miałem pieniądze na koncie :D. A co do nieporpwanego wyliczenia -też tak mialem. Odezwij się na priv to postaram się znaleźć bardzo eleganckie podanie (wraz z podstawami prawnymi) o cenach części, robocizny itp. (mi udało się zmienić cenę ok. 2x).
@wojtoon: Wiesz w ogóle co te kropki i przecinki znaczą jak je wstawiasz w liczbach?