Milton Friedman - prawdziwy wyznawca wolnego rynku.
Najważniejsza jest wolność wyboru w najdrobniejszych nawet sprawach - uważał Milton Friedman. Dlatego domagał się legalizacji narkotyków, zniesienia państwowego prawa jazdy i certyfikatów uprawniających do wykonywania zawodu lekarza. Dlatego też bronił prawa do aborcji i odrzucał obowiązek szkolny.
MalyBiolog z- #
- #
- #
- #
- #
- 9
- Odpowiedz
Komentarze (9)
najlepsze
Ćwierćwiecze dzielące rok 1980 i 2005, w którym kolejne kraje wprowadzały wolny rynek, na świecie rósł średni poziom życia i kurczyły się obszary nędzy, upadały tyranie, nazywa się czasem "erą Friedmana". Bo jak żaden inny intelektualista Milton Friedman wpływał na politykę i opinię publiczną w ostatnich dekadach XX w.
Przez 20 lat pisywał do tygodnika "Newsweek" felietony, docierając ze swymi ideami do milionów ludzi. Wyśmiewał pomysły Johna Maynarda Keynesa, który radził, by państwa angażowały się w życie gospodarcze, organizując np. roboty publiczne i dając w ten sposób zatrudnienie. Lubił opowiadać, jak w latach 60. zwiedzał Indie naśladujące wówczas radzieckie wzorce gospodarcze i gospodarze pokazali mu robotników kopiących łopatami kanał.
-
Dla XIX-wiecznych liberałów było oczywiste, że zdrowy pieniądz jest jednym z podstawowych warunków zdrowej gospodarki. A zdrowy pieniądz to pieniądz oparty na kruszcu. Po pierwszej wojnie światowej większość państw zawiesiła wymienialność walut na złoto, po drugiej próbowano ustanowić sztywne kursy walut w stosunku do dolara, który pozostał wymienialny na złoto aż do sierpnia 1971 r.
Według Friedmana waluty są towarem, więc ich cenę powinien kształtować rynek. Taki sam pogląd wyznawał Leo Melamed, który w 1969 r. został prezesem giełdy towarowej w Chicago (Chicago Mercantile Exchange) obracającej głównie artykułami rolnymi. Szefa chicagowskiej giełdy zamartwiającego się o jej marne obroty wielcy finansiści mieli za "faceta handlującego boczkiem" i nie traktowali poważnie. Melamed, który marzył, by na jego giełdzie obracano także walutami, poszedł któregoś dnia na wykład Friedmana i zdołał go namówić na wspólne śniadanie. 13 listopada 1971 r. w nowojorskim hotelu Waldorf Astoria przedstawił mu pomysł rynku walutowego, na którym można by spekulować na zniżkę lub zwyżkę walut. Obawiał się, że zostanie wyśmiany, ale ekonomista zapalił się do pomysłu i zgodził się napisać notatkę popierającą ten projekt. Friedman oświadczył jednak: - Wie pan, jestem kapitalistą, więc będzie to miało swoją cenę. Cena za opracowanie tekstu "O potrzebie kontraktów terminowych na waluty" wyniosła 7500 dol., a Melamed potraktował tekst Friedmana jak bilet wstępu do wielkiej gry. Chichoczącym na widok "handlarza boczkiem" bankierom podsuwał papier, z którego jasno wynikało, że popiera go wielki Friedman.
Stopniowe
Polskę odwiedził dwukrotnie. W 1962 r. spotkał się z prof. Edwardem Lipińskim, ekonomistą, zdeklarowanym socjalistą i jednym z twórców Komitetu Obrony Robotników. Po latach tak wspominał ich rozmowę:
- Socjalizm zostanie zbudowany dopiero wówczas, gdy każdy będzie na tyle bogaty, by mógł sobie pozwolić na posiadanie własnego domu - miał powiedzieć Lipiński.
- Domu wraz ze służącymi? - spytał Friedman.
- Bo chodzi o to, by dać zatrudnienie jak największej liczbie osób.
- To dlaczego zamiast łopat nie dać im łyżeczek do herbaty?