Rzuciła Cię dziewczyna, zdradziła z najlepszym przyjacielem małżonka? Dostałeś kosza od Pani, z którą wiązałeś życiowe plany, najlepszy kolega naciągnął Cię na kredyt, którego nie spłaca i nie odbiera komórki? Jesteś zrozpaczony, pijesz na umór, chcesz mordować, dusić, dźgać i topić? Rozumiem Cię, naprawdę; niewiele brakowało, bym zastrzelił swoją ex a później siebie. Chcę Ci pomóc, ponieważ jak wielu innych mężczyzn, w tak strasznych chwilach miotasz się, nie wiedząc co właściwie ze sobą zrobić, jak żyć? W jakim kierunku dalej podążać?
Jak się kurować?
Jedni leczą się (chcą zmniejszyć poziom cierpienia) piciem i ćpaniem, inni zaczynają nienawidzić, kolejni wpadają w różne mechanizmy obronne psychiki, np. wypierania czy projekcji, swoje wady widząc tylko w innych (co jeszcze zwiększa odczuwane cierpienie) jeszcze inni zaczynają pracować nie nad zmianą świata, a nad zmianą siebie. Wydawałoby się że ci wygrają, ale niekoniecznie. Praca nad sobą zawiera wiele różnych pułapek; to rynek bardzo zasobny w pieniądze i nieświadome zagrożeń płotki, więc przyciąga wiele drapieżników. Warto więc wybrać tę metodę, która doprowadzi nas do sukcesu a nie drenażu portfela - a więc sprawi że poziom cierpienia znacząco się zmniejszy, a poziom zadowolenia z życia wzrośnie. Chyba nikogo nie zaskoczę pisząc, że znam ją, oraz że podzielę się nią całkiem za darmo.
Bym mógł przynieść Ci ulgę, trzeba bardzo dokładnie zidentyfikować problem, zdiagnozować chorobę. Gdy wiemy z czym mamy do czynienia - możemy zaordynować odpowiednie lekarstwo. Przyznasz że na rozciętą podczas libacji z kolegami od kielicha głowę nie zadziała masaż leczniczy, a na zapalenie wyrostka ibuprom.
Dopamina rządzi nami, a nią nasza wyobraźnia
Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego cierpisz. W życiu chodzi tak naprawdę o przyjemność, którą zapewnia między innymi dopamina, hormon przyjemności. Jest ich więcej, ale nie ma sensu ich wszystkich tu wymieniać. Gdy byłeś z dziewczyną, jej obecność dawała Ci przyjemność, podobnie było z żoną - wizja jak żyjecie wygodnie razem, dawała Ci przyjemność. Wizja jak odmawiasz koledze podżyrowania kredytu, wzbudzała nieprzyjemność, stres - lubiłeś tego faceta, a jednocześnie obawiałeś się że gdy odmówisz pożyczki, on Cię przestanie lubić, więc podpisałeś. Spójrzmy prawdzie w oczy - podpisałeś dla niego? Nie, dla własnej przyjemności, którą dała Ci świadomość że kolega nadal zostanie Twoim kolegą, że mu pomogłeś (przekonująco narzekał, nawet chlipał) i jesteś takim troszeczkę robin hoodem, co dobrym pomaga a złym daje po mordzie. Ludzie lubią pomagać, bo poczucie że czyni się dobro jest dla darczyńcy przyjemnością - to swego rodzaju biznes. Ja pomagam, a mam w zamian za to poczucie przyjemności. Każdy coś robi dla niego, ale ono potrafi być różnie przez wychowanie zdefiniowane. Żyd zwymiotuje na widok wieprzowiny, a Polak zachrumka z przyjemności. Azjata zje pieczone robaki, a my się zakrztusimy z obrzydzenia.
Baba daje dopaminę i du..
Jeśli cierpisz, to tylko dlatego że przyjemność znikła - dopamina przestała się wydzielać. Wróciło stare, czyli stan przed stymulacją przyjemnością. Powiedzmy sobie prawdę bracia: babę bierzesz dla swojej przyjemności, bo wcześniej za dużo jej nie czułeś. Twoje życie było pełne braków które odczuwałeś (są to braki stworzone przez kulturę; za mały penis, zły wygląd w stosunku do promowanych modeli, za mało pieniędzy itd.), więc miałeś doła. Spotkałeś kobietę, a nagle dół pełen smutku został zasypany dopaminą, a Ty szalejesz ze szczęścia, latasz w prestworzach... Ludzie w różnych celach biorą Panie w swe objęcia; Jeden tylko do łóżka grzmocić, drugi jest romantykiem, więc lubi kolację z winem, komedię i romantyczną + grzmocenie, ale delikatne, z pocałunkami, uczuciem i komplementami w trakcie. Trzeciego wyśmiewają koledzy i rodzina, że nie może znaleźć baby, więc bierze pierwszą lepszą, byle tylko uczucie dyskomfortu wywołane drwinkami kochającej rodziny, przeminęło z wiatrem zmiany matrymonialnej. Różne są gusta i guściki Panów, ale cel ten sam - baba daje wyrzut dopaminy, a więc przyjemność. Uwielbiamy się zakochiwać, ponieważ wtedy znika cierpienie. Ale nie całkiem znika - do maksymalnie dwóch, trzech lat, bo tylko do tego czasu organizm jest w stanie utrzymać stan "haju" hormonalnego. Gdzie nie spojrzysz, masz swój interes, który ludzie lubią nazywać "bezinteresownym dobrem i poświęceniem" - nic z tego, działasz tak, by mieć przyjemność. Ciężko przyjąć prawdę że człowiek z natury jest egoistą - ale ta prawda wyzwala, naprawdę.
Ludzi od małego uczy się, co jest przyjemne a co jest nieprzyjemne. Żyda uczy się że świnka jest zła, hindusa że krówka jest święta, a Polaka że krówka i świnka jest smaczna, zwłaszcza na antybiotykach, hormonach i soli drogowej. Kultura i społeczeństwo uczy nas, co ma nam dać przyjemność a co daje nieprzyjemność - a my to przejmujemy i tworzymy z tego nasze życiowe cele.
Niektórzy kochają dawać; to daje im przyjemność. Dadzą menelowi dziesięć złotych, by przez tydzień czuć się wspaniale. Gdy ten hormonalny haj mija, znowu dają komuś dychę. Zostali nauczeni że dawanie daje niebo po śmierci (wersja religijna), oraz poczucie że jest się dobrym, lepszym człowiekiem (wersja także ateistyczna). Za dychę mają świetny nastrój, czując się znacznie lepszymi i szlachetniejszymi od tych, co żeby mieć dobry nastrój, grają w kasynie czy chodzą do agencji towarzyskich. Gracze zostali nauczeni, że przyjemność daje ryzyko i wysoka stawka; jak wygrają, triumfują, jak przegrają, tracą dom, rodzinę, czasem zdrowie i życie. Szwagry (Panowie chadzający do Pań lekkich obyczajów) też sporo płacą, ryzykując chorobami i nagraniem jak dyszą i jęczą nad udającą przyjemność Ukrainką. Drogie te dawanie sobie przyjemności, niebezpieczne. Ci co dają jałmużnę, dzielą się, są bardzo sprytni, nauczyli się wyzwalać w swoim ciele i umyśle przyjemność tanim kosztem, poczucie bycia lepszymi, legalną pogardę do innych, tych którzy nie dają, nie dzielą się. Genialne.
Szlachetny cyklista
Ostatnio będąc na rowerze, prawie wpadł mi pod koła mały piesek. Pogroziłem mu palcem i pojechałem dalej, by za kilometr czy dwa przeczytać na tablicy ogłoszeń, że zaginął właśnie taki hultaj mały; kolor się zgadzał, wielkość także, więc zapisałem numer i wróciłem. Nie było drania, więc zacząłem go szukać i w końcu zadzwoniłem pod podany numer, by ludzie wiedzieli gdzie mniej więcej się kręcił - okazało się że już wrócił, to nie był ten, ale ludzie mi przez telefon serdecznie dziękowali, a ja wspaniale się czułem; och, jaki dobry jestem! Jaki szlachetny! Nie tak jak inni, hołota która pilnuje tylko swoich spraw. Czyżby? Nazwijmy sprawę po imieniu, po prostu zrobiłem sobie dobrze. Świetny nastrój miałem dwa dni, a zainwestowałem w to pół godziny czasu, nawet mniej; to przecież realny zysk, ponieważ spaliłem troche paluszków juniorów, którymi ostatnio się raczę i nie mogę przestać. Zrobiłem interes - coś dałem i otrzymałem zwrot. To gdzie tu świętość, szlachetność? Za co niebo? To tak jakbym się nawalił by wyluzować, mam iść za to do nieba? Niby dałem zarobić fabryce wódki, dałem zatrudnienie robotnikom i lekarzom którzy płukali zołądek, służbom miejskim które musiały czyścić ulice z rzygowin i odchodów szalonego imprezowicza, sędziemu by skazał za demolkę... Nie jestem dobry i szlachetny, robię interesy, nic więcej. Ta wiedza sprawia, że nigdy nie uznam się za świętego, nigdy nie pogardzę innym człowiekiem. Mogę dać w mordę (jeśli słabszy), ale gardzić? Nigdy.
Wszystkim nam ustalono jak osiągać przyjemność i ból. Szczęście i dobre samopoczucie ma nam dać dziewczyna, żona, potomstwo, dobry uczynek, hojność wobec biednych, nadstawienie drugiego policzka (jestem dobry a ten ktoś jest zły, ja pójdę do nieba a ten ktoś do piekła, czyli znowu handelek z Bozią na naszych zasadach). Takich interesów jest wiele, są one wyuczone przez kulturę a ludzie w nie święcie wierzą.
Guru w pornosie
Ponieważ od lat pisze do mnie wielu facetów z prośbami o radę, coś niecoś wiem czego ludzie chcą. Oto pisze facet że już nie wytrzyma, że płacze i się tnie, chla i wrzeszczy, demoluje wynajęte mieszkanie. Powód? Nie ma dziewczyny a przecież wszyscy mają. Następny nie ma kasy, kolejny nie ma pasji, jeszcze inny jest brzydki, niski i ma małego penisa. Czego ode mnie chcą? Bym dał im sposoby na posiadanie dziewczyny, założenie dobrego biznesu, upiększenia się i by urósł im kat cipek. Gdybym wiedział jak to zrobić, nie siedziałbym latami nad klawiaturą, tylko robił duży hajs w filmach porno. Takie właśnie rady dają guru życiowi, zaczynając od psychologicznych trików, a kończąc na czarnomagicznych rytuałach. Myślę że są łatwiejsze sposoby, niż czarna msza połączona z zabójstwem kota i modlitwy do Szatana, by urósł penis.
A ja uczę czegoś innego - jeśli skojarzyłeś szczęście z dużym penisem, to trzeba to "odkojarzyć", sprawić byś wiązał swoje szczęście z samym swym istnieniem, oddechem a nie nowym smartfonem, dziewczyną i ciałem które promują w telewizji. Jeśli tego dokonasz, nie będziesz tego potrzebował już nigdy... staniesz się wolny, a przyjemność będzie Twoja na stałe, na zawsze. Największą przyjemność i spełnienie daje miłość do siebie, dlatego kultura tak bardzo nalega, byś kochał innych, opisy jednego z tysięcy bogów, religie czy przeróżne idee. Kochaj wszystko oprócz siebie - ale gdy nie kochasz siebie, cierpisz. Gdy kochasz siebie, odczuwasz przyjemność, dopamina aż tryska uszami - ale cierpią kapłani wszelkich religii (rezygnujesz z bycia sługą kapłanów i płacenia im), rządy (bo nie chcesz iść na wojnę w cudzych interesach), managerowie korporacji (bo nie potrzebujesz co rok zmieniać smartfona ani ciuchów, by nie być posądzonym o bycie niemodnym).
"Jakiś nienormalny, psychiczny"
Ale ludzie mi mówią - jak można być szczęśliwym gdy jestem niski i łysy, bez hajsu? Nie wierzą w to, uważają że jestem "jakiś dziwny" i "nienormalny". Rozumiem ich doskonale. Paliłem kilkanaście lat, a zdrowie siadało. Wiedziałem że muszę rzucić, ale życie bez papierosa wydawało mi się koszmarem, i gdy w końcu rzuciłem, miałem pół roku z życiorysu. Ale gdy minął jakiś czas, nawyk palenia nie był zasilany tą czynnością, skojarzenie się odkojarzyło, znikło. Nie wyobrażam sobie teraz, że mógłbym znowu palić, wciągać ten cuchnący dym we własne ciało, by je niszczył i zasmradzał. Absolutnie nie czuję potrzeby palenia, czuję się świetnie oddychając powietrzem, przy okazji nie zdychając cztery razy do roku na ciężkie zapalenie oskrzeli. Tak samo było z jedzeniem pieczywa - nie jem go ok. dwóch lat ze względów zdrowotnych. Szalałem gdy musiałem zjeść coś, co wcześniej pałaszowałem z kromką chleba - ale minął jakiś czas, a nawyk znikł zupełnie, roztopił się. Teraz jem wszystko bez chleba, np. jajka z warzywami, czasem jakieś mięso z sałatką - i jest ok. Przy okazji nie rozwala mi tyłka i schudłem. Gdybym wtedy oddawał cały wyprodukowany z siebie metan, byłbym bogatym człowiekiem.
Tak właśnie jest z WSZYSTKIM innym. Można się odprogramować. Chytrzy spytają - ale po co, skoro zakochanie daje przyjemność, nowe ciuchy dają przyjemność? Ano po to, że gdy uzyskasz chwile podniecenia kupując nowy smartfon, za chwilę wyjdzie nowy model, a Ty znowu zaliczysz "zjazd" - pojawi się pragnienie sprawienia sobie przyjemności. I tak to się kręci w kółko; Ty cierpisz, a cwaniaczki zarabiają na dostarczaniu Ci "szczęścia". Gdy przyjemność daje Ci czyjś komplement i uznanie (na który polujesz od rana do wieczora), ten ktoś może Cię skrytykować, więc będziesz cierpieć. Nie masz żadnego bezpieczeństwa, ciągle czai się strach - stajesz się niewolnikiem człowieka, bo może pogłaskać i ale i przyrżnąć paskiem w goły zadek łasego na komplementy ego. Ludziom mija tak całe życie - przerażające, pełne strachu, chociaż na zewnątrz piękne, zamożne. Ale co z pięknego domu i auta, gdy w środku człowieka panoszy się strach? Życie w lęku to nie życie, to koszmar i wegetacja.
Świat pełen jest desperatów
Dlatego tak rozpaczliwie chcesz, by kobieta wróciła - nie dla niej samej, jak to bracia samcy mówią: "co ona beze mnie zrobi?", tylko dla powrotu przyjemności, którą w postaci dopaminy wyzwala jej obecność, świadomość że jest ze mną. I spokojnie, kobieta sobie bez Ciebie poradzi absolutnie doskonale - znajdzie chętnego na jej cipkę szybko; świat pełen jest desperatów, którzy w miejscu między udami kobiety upatrują szczęścia, przyjemności i życiowego spełnienia. Panowie są tak nieśmiali i wyposzczeni, że nawet nieatrakcyjna kobieta jak nadstawi tyłka, może stworzyć komórkę społeczną - dzieci i mąż, małżeństwo, rodzina. Desperat mnie nie czyta, więc nie wie że za chwile niespecjalnie wysokiej oktawy przyjemności, przyjdzie mu słono zapłacić. Później latami będzie beczeć jak baran, oskarżając wszystko i wszystkich wokół. W sercu strach i ból, w domu wiecznie płacząca beka sadła, oskarżająca desperata że mogła mieć szejka naftowego i zniszczył jej życie, na zewnątrz w robocie upodlenie i wyzysk. Nie ma ucieczki, nie ma wyjścia - pozostaje czekać na Panią śmierć, wyzwolicielkę od koszmarów życia stworzonych przez głupotę.
Zwróć uwagę na pewną sprawę - na Twoją przyjemność nie ma wpływu czy ona faktycznie z Tobą jest, czy odeszła. Wyobraź sobie taką sytuację - Twoja żona zaszła z kochankiem w ciążę, on jest bogaty i przystojny, migdalą się w hotelu. Ty myślisz że ona jest w delegacji, dzwonisz i pytasz co słychać - ona szczebiocze że ok, że uczy się o podatkach na szkoleniu, a w tym samym czasie język kochanka podniecony bojem o kobietę (niedługo pożałuje, ale to dopiero za jakiś czas, gdy bitewny kurz opadnie) fedruje jej miłosne głębiny.
To interpretacja decyduje, tylko ona
Zobacz - decyzja zapadła nieodwołalnie, jesteś skończony, ale żona do końca gra, bo kobiety nigdy nie puszczają starej gałęzi, gdy słabo trzymają nową. Jesteś szczęśliwy nie na podstawie realnej sytuacji, a na tym co sobie wyobrażasz. To nie inni ludzie mają nad Tobą władzę, a to co Ty o tej sytuacji sądzisz. Rozumiesz? To Twoja wyobraźnia kontroluje dopaminę, a nie realne sytuacje z życia wzięte. Ważna jest interpretacja, a nie rzeczywistość. Zwykły człowiek gdy dowie się o czymś takim, ma kilka lat wyjęte z życiorysu. Ktoś kto wierzy że życie i świat mu sprzyja, że za każdym ciosem czai się jeszcze większe szczęście, pomartwi się kilka dni, a później mu przejdzie. O poziomie Twego szczęścia decyduje interpretacja zdarzeń (można ją wyćwiczyć tak, by działała na Twoją korzyść), a nie realna sytuacja.
Przyczyną Twych cierpień jest brak przyjemności. Największą przyjemność i spełnienie daje życzliwość i miłość - do siebie. Świat uczy Cię, że szczęście da Ci miłość jakiegoś obiektu na zewnątrz, człowieka bądź przedmiotu - ale ile tego szczęścia masz na świecie? Same wojny i tragedie, rozwody i nienawiść. Nie wierz w te brednie - one są po to, byś cierpiał i później kompensował sobie te cierpienie, kupując ajfony, ciuchy i usługi religijne, mające przywrócić odpowiednio wysoki poziom dopaminy - co nigdy nie nastąpi, bo gdyby to działało, cwaniaczki straciłyby dojną krowę. To jak z lekami - rzadko które leczą, a mają zadanie utrzymywać Cię w stanie między śmiercią a życiem, byś do końca życia je kupował.
Pokochaj tego łajdaka w lustrze
Więc pokochaj siebie z całego serca, z całych swych sił, całą swą energią jaka Ci jeszcze została. Stać Cię na to. Kochaj się szczerze, a wtedy cały świat stanie się wspaniały - bo świat postrzegasz zawsze przez pryzmat swych humorów. Jeśli samopoczucie dopisuje, świat jest piękny, a jeśli jesteś na kacu, świat wydaje się koszmarem. To takie proste... porzuć wszelkie myśli o narcyźmie (to ciężkie zaburzenie psychiczne, a nie miłość do siebie o której piszę), rzekomo egoistycznej miłości do siebie, uwierz w ludzi - poradzą sobie bez Ciebie, Twoich pieniędzy i "dobrych" rad. Zajmij się sobą, bądź dla siebie łagodny, życzliwy, często się chwal, komplementuj, poklepuj po plecach (no, po ramieniu, chyba że masz długie ręce). Oczywiście, ludziom się to nie spodoba - człowiek z wysokim poziomem zadowolenia nie podżyruje kredytu na niepotrzebne, szpanerskie auto, nie potnie się gdy odejdzie kobieta, jest NIEPODATNY na manipulację rodziny i bliskich.
Może żyć jak chce, według swojej a nie cudzej wizji. Nie musi się zalewać w trupa, ćpać, palić i żreć słodyczy, by chociaż na chwilę kosztem zdrowia podwyższyć sobie nastrój. Jest wolny. To jest cel, do którego powinieneś podążać, a nie te bziny które serwują Ci światowe media i religie. W tym całym wysypie bogów, modnych produktów i mód, masz zapomnieć o najważniejszej sprawie - o sobie, cudownej, Boskiej istocie skrytej za parawanem chciwego, samolubnego ego. Ty sam, to najpiękniejsza tajemnica świata, kryjąca w sobie wszelkie wspaniałości, rozkosz i błogość. To zgłębiaj co w Tobie skryte za śmieciami mód i przekonań nabytych od otoczenia, a nie to co na zewnątrz. Czas mija, zmieniają się religie, cywilizacje, tradycje i architektura, ale Boskość w człowieku zawsze ta sama. Zapraszam do mnie, na braciasamcypeel, by pogadać o tych i innych tematach.
Komentarze (4)
najlepsze