Wpis z mikrobloga

Tron: Ares 5/10
Uwielbiam poprzednią część - prosta historia ojciec-syn i twórca-dzieło i wynikające z tego konflikty. Przy tym jeden z najlepszych soundtracków i bardzo dobre - trzymające się do dzisiaj efekty.
Tron: Ares jest płytki, absurdalny, ale ładny i głośny. NIN niestety nie dowozi - ost buczy, buczy i jeszcze raz buczy. Chwilami miałem wrażenie, że chłopaki nie umio w soundtracki (chociaż zrobili tego tony).
Aktorzy to kawałki drewna i wbrew temu czego się spodziewałem to... Leto wypadł najlepiej. Anderson też spoko - chociaż nie miała zbyt dużo do grania. Cała reszta może i się starała, ale postaci tak rozpisane, że nic się wycisnąć nie dało.
Oczywiście zły jest smarkacz i mamusia musi go przywoływać do porządku, dobra jest jakaś azjatka, która chce tego co każda miss świata - bingo wykopowego (lek na raka, pokój na ziemi, brak głodu , darmową energia itp.). Przyjaźń, miłość, więzi rodzinne - nie za bardzo (coś tam ta azjatka przeżywa, że jej siostra na raka odeszła) - dzisiejszy Disney... :(

Nie jest fatalnie jak zawiesi się niewiarę i zawiesza się ją co 15 min. Jak się nie zawiesi to jest fatalnie, głupio, absurdalnie. Da się obejrzeć, ale to nawet nie średniak - po prostu głośna i ładna wydmuszka. Jeżeli oglądać (bo ktoś czuje, że musi) to tak - warto w kinie. Jeżeli nie oglądać - to nie oglądać wcale bo nie warto marnować 2h życia. Typowy skok na kasę... który - już wiadomo - się Disney'owi nie udał.

#kino #sciencefiction #tron #disney #scifi
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach