Wpis z mikrobloga

Uwaga poziom #boldupy over 9000. Musiałem gdzieś to z siebie wyrzucić.

Tak się zastanawiam. Skąd się biorą ludzie, którym w życiu wszystko łatwo przychodzi? Którzy małym nakładem sił

radzą sobie parę razy lepiej niż inni. Urabiam sobie ręce pracując czasami kilka tygodni pod rząd, non stop praca zaprząta moje myśli, starcza od pierwszego do pierwszego, ale non stop wyskakują jakieś niezaplanowane wydatki (ot np. 500 na dentystę, po się coś porobiło z zębami), które rozjebują kompletnie zaplanowany budżet. A to samochód się zepsuje, a to buty. Jak już myślę, o trochę kasy zostało, to #!$%@? jak grom z jasnego nieba, dowali coś. Zawsze coś. I pracujesz za te śmieszne pieniądze, a Ci jeszcze przełożony powie, że spoko, że dorobisz się jeszcze, że jest czas, i że on teraz, podkreślam dopiero teraz odczuwa satysfakcję finansową. Gość 26 lat starszy ode mnie, dopiero co rodzinę założył bo tak się pracy poświęcił. I mi mówi, że za 26 lat będę mógł wyluzować... No na pewno jestem wyluzowany jak tego słucham. Resztą sił, powstrzymuję salwę śmiechu. Się byśmy zdziwili, gdybym ryknął śmiechem. A propos tych co mają lepiej. Gość rok młodszy ode mnie, zarobki pomiedzy 10-20 tyś. tylko dlatego, że jego kumpel prowadzi firmę.

I po za tym, że człowiek ma mnóstwo swoich problemów, że jakoś to wszystko próbuje sobie ułożyć i jakoś sobie z tym poradzić, to Ci jeszcze inni dowalą swoich problemów. A wiadomo, że co je moje, to je nasze. Więc problemy innych stają się Twoimi. Kumulacja! Ot #rodzice bo prowadzą nierówną i z góry przegraną walkę z urzędami (w słusznej sprawie), a to #rozowypasek, który ma teraz mega wielki dół związany z kryzysem egzystencjalnym, pracą i wszystkim innym. I ja jako osoba, która odebrała gruntowne nauki od swego taty, by być panem sytuacji, by kontrolować każdy aspekt życia, by być przygotowanym na każdą ewentualność, by być spokojnym i zdystansowanym, by trzymać gardę , by się nie dać, próbuję to wszystko ogarnąć.

Zaczynam jednak odczuwać, że to jednak nie jest najlepsza metoda. Że kiszenie w sobie problemów, swoich i innych, nawarstwianie, wcale ich nie rozwiąże. No bo wiadomo, działaniem, powtarzam działaniem można coś rozwiązać. A jak tu rozwiązać problem np. niekompetencji urzędniczej? Albo np. nawarstwiających się problemów ze zdrowiem? I zaczynam rozumieć, tych wszystkich frustratów np. kierowców, którym wystarczy, żeby ktoś jechał o 10 km/h wolniej i już litanię bluzgów ślą. A może to taki Ja, co ma w gwizdek problemów i ostatnią rzeczą jaką mu w życiu potrzeba to niedzielny kierowca jadący przed nim. Albo ten film z Michaelem Douglasem, co biegał z karabinem po mieście i się wkurzał, że nie mógł kupić kanapki z zestawu śniadaniowego, bo przyszedł o kilka minut za późno. Rozumiem tego gościa. Życiu mu dowaliło, jedyną rzeczą jaką chciał to zjeść kanapkę i ktoś mu mówi, że nie. Miał prawo się zdenerwować. Albo "Dzień świra". Jak ja Adasia Miauczyńskiego rozumiem. Gościu jesteś moim człowiekiem.

Żeby tylko otoczenie dostarczało jakiś pozytywnych bodźców. Wchodzę na strony informacyjne a tam litania, złych wiadomości, albumy zdjęć obłudnych mord polityków, głupich ludzi, których nazywamy celebrytami, lub pseudocelebrytami. Ogólnopolska sraka bo przyjechał Obama, bo ktoś nazwał Tuska zdrajcą, bo brzoza była wybuchowa, albo nowy layout ma wykop. Kult głupoty z każdej strony.

Miałem plan i pomysł na życie. Jednak zamiast się frustrować, że nie uda mi się (chyba nie uda) tego osiągnąć, zauważyłem, że lepiej żyć z dnia na dzień, dostarczając sobie przy tym sporo przyjemności. Żyć od przyjemności do przyjemności. Byle do środy i wyjścia do baru, byle do piątku i do kina, byle do poniedziałku i seansu filmowego, byle do weekendu. "Byle życie". I jeszcze tak patrzę na to jak sobie ludzie radzą to się wcale nie dziwię, że niektórzy chcą się dowartościować robiąc #pokazmorde, albo fotografując co sobie zrobili na obiad (sam tak robiłem), albo pokazując co oglądali/czytali (znowu o mnie) itp. Chcemy uznania, chcemy się dowartościować, nawet w taki (nie powiem, że żałosny) sposób.

Wszystko to powoduje, że staję się złym człowiekiem. Złym bo zaczynają mnie śmieszyć, rzeczy, które nie powinny. Np. jestem w sklepie, słyszę jak jakieś dziecko wpadło w histerię, rodzice ledwo dają radę... nie nie dają rady tak naprawdę. Ukradkowe spojrzenia klientów. A ja z bananem na gębie, bo ktoś ma gorzej niż ja. Żeby się cieszyć z cudzego nieszczęścia. To jest istny upadek (właśnie! tak jak ten film z Michaelem Douglasem). Założę się, że nie jestem w tym sam. Że wiele osób tak miało/ma/będzie mieć.

Każdego dnia wstaję z myślą, że to może dziś się wydarzy coś co polepszy nieco mój komfort psychiczny. Żebym się kur*a nie zdziwił. Tak jak właśnie dziś. Poranek niezły, do pracy dotarłem w niezłym humorze, w pracy nawet konstruktywny dzień był, koleżanki z pokoju nie było (no ta to po prostu ma problemów tyle, że pół świata by obdarować mogła) i wystarczyła wieczorna akcja w domu i fiu. Uleciało. Wszystko. Od dobrego humoru, po nadzieję na lepsze jutro. Upadek byle życia.

#boldupy #oswiadczeniezdupy #oswiadczenie
  • 24
@Thanathos: to jest dosyć częsty problem że się żyje życiem innych i wini się "świat" za wszystko co u nas źłe.

Apropo lenistwa jest takie powiedzenie "moją najgorszą wadą jest mój profesjonalizm a największą zaletą lenistwo" Coś w tym jest bo często sprawy się same rozwiązują a z drugiej strony ciężka praca popłaca ale nie bez planu i determinacji. Najgorsze co można zrobić to przykleić się do cudzej historii. Trzeba pisać
@Thanathos: Pewnie to żadne pocieszenie, ale uwierz że nie jesteś sam. Szczególnie ten fragment o "męskiej" postawie, trzymaniu się twardo w każdej sytuacji itd. Mam tak samo i też czasem stwierdzam, że to jakaś paranoja. Świat tak jest zbudowany, że od faceta wymaga się, żeby był skałą, a tak naprawdę nikt skałą nie jest. Prędzej czy później tłumione emocje gdzieś muszą znaleźć ujście. Być może dlatego tacy stereotypowi macho często uciekają
@Thanathos: To przestań prowadzić byle życie i znajdź sobię jakieś ciekawe zajęcie, które możesz wykonywac w wolnym czasie. Ale najpier trzeba zmienić nastawienie. Mnie osobiście zawsze pomaga skupianie się na pięknu tego świata (zwłaszcza podczas codziennych powolnych spacerów), na dobru - to niweluje obrzydzenie do tego wszechobecnego #!$%@? i przywraca chęć do działania. Ta lepsza strona świata po prostu nie rzuca się tak w oczy. A poza tym to życzę i
@Thanathos: I prosze nie pisz, że to nie jest męskie. Chcesz być męski, to najpierw musisz coś doceniać, wiedzieć o jakie dobro, piekno walczyć, na nie pracować, bronić. Innej drogi dla bycia prawdziwie męskim nie ma. Ludzie cierpią na tym świecie, bo cały czas gdzieś gnają i #!$%@?ą, ale żeby zrobić sobie refleksję o tym swoim życiu, to traktują to jako jakąś ujmę dla siebie, jako słabość, zwłaszcza faceci, podczas gdy
@Pehuen: My jestesmy iluzja? Co ty cpiesz? xD Widziales kiedys boga? A widzisz innych ludzi? Ludzie istnieja, bog nie. Jezeli to ci pomaga to wierz sobie nawet w Zeusa, ale nie pisz takich glupot, bo z poruszajacego, ciekawego watku robisz kopalnie beki. Troche #gimboateizm, ale taka prawda.