Wpis z mikrobloga

Wyobraźcie sobie scenę jak z filmu: mgła unosi się nad Odrą, nad mostem przemyka cień, a zza krzaków wychodzi on – lokalny kibic z emeryturką i bejsbolem. Wzrok czujny, dres bojowy, obok drugi, z orłem na plecach i telefonem w ręku, transmituje na żywo do 14 widzów na Facebooku. Oto Ruch Obrony Granic w akcji. Niemieckie służby zawracają migrantów, więc nasi domorośli strażnicy graniczni ruszają do boju. Tyle że to nie wojna, a bardziej wiejskie podchody z domieszką absurdu.

Zresztą, trudno nie odnieść wrażenia, że ci bohaterowie z granicy chyba się mocno nudzą. Bo przecież normalny człowiek w niedzielne popołudnie robi grilla, ogląda mecz albo sprząta garaż. Tymczasem oni wolą wyjść na granicę z Niemcami, żeby „bronić Ojczyzny” przed afgańską rodziną z wózkiem dziecięcym. Cóż, każdy ma swoją definicję patriotyzmu.

Ruch Obrony Granic to taka wersja LARP-a (Live Action Role Playing), tylko zamiast elfów i magów mamy kibiców i byłych kandydatów do rady osiedla. Uzbrojeni w flagi, kamery GoPro i święte przekonanie, że oto stają na pierwszej linii frontu cywilizacyjnego starcia. Tyle że ta "linia frontu" znajduje się 100 metrów od Lidla, a „wróg” wygląda bardziej na zmęczonych ludzi niż dywersantów z ISIS.

Kulminacją tego teatru był niedawny incydent w Słubicach, gdzie aktywiści pokłócili się ze Strażą Graniczną, która – o zgrozo – próbowała wykonywać swoje obowiązki. No bo jak to tak? Państwo polskie miałoby działać bez konsultacji z panem Krzyśkiem z Żylety?

Oczywiście, można się zżymać na niemieckie służby, które odsyłają migrantów. Można też prowadzić poważne rozmowy dyplomatyczne, dyskutować o wspólnej polityce migracyjnej, ale po co? Lepiej wysłać na granicę oddział samozwańczych komandosów z grupy „Polska Bastion Zachodni”, którzy za młodu obronili niejedną ławkę na osiedlu i teraz bronią kraju przed „najeźdźcami”.

Problem polega na tym, że z tej groteski śmieje się już pół Europy. Bo gdzieś pomiędzy Słubicami a Frankfurt/Oder rozgrywa się spektakl, którego reżyserem jest polska frustracja, scenarzystą – media społecznościowe, a głównym aktorem – kibic z telefonem.

Zamiast poważnej dyskusji mamy happeningi. Zamiast strategii – TikToki. I w tym całym bałaganie ginie to, co naprawdę istotne: realna kontrola granic, prawa człowieka, a także nasza reputacja. Bo dziś Polska na Zachodzie to nie kraj ambitnych inżynierów i nowoczesnych start-upów, tylko miejsce, gdzie dresy patrolują granicę z Niemcami.

Zakończę cytatem z jednego z aktywistów: „Nie damy z Polski zrobić korytarza tranzytowego!” Otóż drogi panie, Polska już JEST korytarzem – głównie dla głupoty, populizmu i przerostu ego nad rozumem.

A migranci? Cóż, oni pewnie dalej próbują dostać się do Niemiec. I wiecie co? Jakoś wcale im się nie dziwię.

#granica #kibole #emigracja
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach