Wpis z mikrobloga

Są w polskiej polityce osoby, które tworzą prawo. Są też tacy, którzy je łamią. Ale gdzieś pomiędzy nimi – w eterze teorii spiskowych, krzyku i zapachu kadzidła – egzystuje Grzegorz Braun. Człowiek, który z Sejmu uczynił teatr jednego aktora, a z konferencji prasowych – kazania w tonie „zbawienie przez chaos”.

Braun nie jest politykiem w tradycyjnym rozumieniu. On jest zjawiskiem atmosferycznym. Niespodziewanym frontem burzowym, który zjawia się wszędzie tam, gdzie można coś zakłócić, komuś przeszkodzić albo coś... podpalić (symbolicznie i dosłownie). Przenika przez świat faktów z gracją pogromcy smoków i autorytetem nauczyciela historii alternatywnej.
Człowiek, który zatrzymał medycynę

Szczytem politycznego absurdu – choć z Braunem to zawsze wyścig do nowego dna – był incydent w szpitalu, gdzie nasz bohater postanowił osobiście zatrzymać lekarkę, najwyraźniej podejrzaną o popełnienie zbrodni... leczenia pacjentów. Tym samym sparaliżował działanie oddziału ginekologicznego, ryzykując zdrowie i życie kobiet w potrzebie – bo jak wiadomo, w hierarchii Brauna życie płodów i fetysze ideologiczne stoją znacznie wyżej niż dobro pacjentek.

Nie był to jednak pierwszy występ z serii „Braun vs. cywilizacja”. Zdarzało się już:
- zakłócać msze i uroczystości religijne (z pełnym przekonaniem, że tylko jego wersja katolicyzmu jest tą właściwą),
- grozić ludziom z trybuny sejmowej, krzycząc słynne już „będziesz pan wisiał” – niczym cyrkowy wróżbita od kar cielesnych,
- obrażać uczucia religijne – nie swoje oczywiście, cudze, bo w końcu wolność sumienia ma swoje granice (tam, gdzie zaczyna się różnorodność).

Folia na głowie, płomień w oczach

Trudno określić emocjonalny stan Brauna – nie dlatego, że to niemożliwe, ale dlatego, że przekracza klasyczne spektrum ludzkiej psychiki. Raz mówi językiem Kazimierza Wielkiego, innym razem przemawia tonem radiowca z prowincjonalnej rozgłośni "Prawda i Katastrofa". W jednej chwili walczy z "plandemią", w drugiej z cieniami masonerii, a w trzeciej – z własnymi wyobrażeniami na temat Konstytucji, którą zna tylko z relacji trzeciorzędnych blogerów.

Braun to postać tragikomiczna, która w swojej głowie prawdopodobnie widzi się jako bohater narodowy, współczesny Tadeusz Kościuszko z megafonem i kamerą w smartfonie. Ale w rzeczywistości – to bardziej postać z bajki o państwie, w którym rządzi logika rodem z memów i proroków internetu.

Burak? Klaun? Szaman?

To pytania retoryczne. Braun jest jak postać z „Ucha Prezesa”, tylko że nie zamknięta w sitcomie, a wypuszczona na żywą scenę polityki. Emocjonalnie niestabilny, publicznie groteskowy, legislacyjnie bezużyteczny – ale medialnie skuteczny. I to jest jego największy talent: produkowanie szumu, skandalu i kabaretu politycznego, który wciąga ludzi jak reality show klasy C.
Gdyby demokracja miała filtr antyspamowy...

…to Grzegorz Braun z pewnością znalazłby się w folderze „zagrożenie – usuń natychmiast”. Ale niestety – demokracja nie ma firewalla, więc Braun może dalej funkcjonować jak wirus systemowy, psując procesy, blokując procedury i zamieniając debatę publiczną w jarmark ideologicznej tandety.

Dopóki nie zrozumiemy, że pewne poglądy i zachowania nie są ekscentryczne, tylko szkodliwe, dopóty tacy ludzie będą mieli miejsce na scenie. A my – będziemy musieli oglądać kolejne odcinki tej osobliwej telenoweli pt. „Braun i reszta świata, czyli wojna z rozsądkiem”.

#braun #grzegorzbraun #polityka
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach