Wpis z mikrobloga

Cześć!

W ramach promocji nowej KSIĄŻKI będę wrzucał jakieś losowe jej fragmenty ( ͡° ͜ʖ ͡°)

TYLKO DLA NAJWIĘKSZYCH FANÓW #harlekinydlaprzegrywow !!

Fragment nr1

Losowy fragment nr 2:

(...)Jeśli chodzi o nas, to było nam cudownie, wręcz idealnie. Tworzyliśmy szczęśliwy związek napędzany młodzieńczą naiwnością… Aż do dnia, w którym Karolinka poszła na studia. Póki imponowałem jej wszystkim, co tylko robiłem, była we mnie wpatrzona jak w obrazek. Napisała maturę, zamieszkaliśmy razem w mieszkaniu, które dostałem po babci i z którego oboje mieliśmy blisko do naszych uczelni. Tak, jak ja studiowałem głównie z chłopakami, tak Karolinka poszła na typowo kobiecy kierunek, na którym to poznała bardziej „światowe” koleżanki. Wtedy wszystko zaczęło się psuć. Bardzo szybko i bardzo mocno…

Pojawiły się kłótnie, najpierw raz na miesiąc, najczęściej gdy dostawała okresu, a potem stały się naszym powracającym co kilka dni rytuałem. I o ile sam nie byłem święty, to między nami zrobiło się najgorzej, gdy zaczęła naciskać na wypady „z koleżankami” a ja stanowczo jej tego zabraniać. Mówiłem, że albo idziemy razem, albo zostaje ze mną. Zbyt dużo nasłuchałem się od znajomych o tym, jak ukochana dziewczyna czy przykładna żona po wypadzie na miasto „z koleżankami” budziła się u jakiegoś obcego typa, w mieszkaniu studentów czy nawet swojego byłego… Albo zaczynała chodzić „sama” na siłownię, by po kilku treningach kończyć w szatni ze „zbyt osobistym” trenerem.

Zacząłem panicznie bać się o to, że Karolinka zdradzi mnie przy pierwszej okazji, przez co stałem się chorobliwie, wręcz obsesyjnie zazdrosny. A im dłużej to trwało, tym bardziej się o to bałem, kończąc z samonapędzającą się psychozą. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem trzymać ją pod kluczem tak mocno, jak tylko się dało. Codziennie odbierałem ją z uczelni, zawsze jak wracała do rodziców to jechałem do rodzinnego miasta razem z nią, każde wyjście na miasto, nawet na zakupy, tylko i wyłącznie w moim towarzystwie. Kilka razy nawet zawaliłem ważne egzaminy, bo zamiast uczyć się czy w ogólne na nie chodzić, bardziej skupiałem się na tym, aby jej pilnować. W końcu odpuściła parcie na „wyjście z koleżankami” a ja przestałem jej pilnować.

Po tym burzliwym okresie już nigdy nie było tak, jak przez nasze pierwsze, wspólne lata. Kochaliśmy się, byliśmy sobie wierni, nawet planowaliśmy wspólną przyszłość, ale wszystkie iskry, fajerwerki i ognie zostały trwale ugaszone… Byliśmy jak krzesiwo, które nie dość, że starło się do końca, to jeszcze całe zmokło. Nieważne, jak długo nie będziemy nim pocierać, dopóki na poważnie się nim nie zajmiemy i całkowicie go nie odnowimy, już nigdy nie wskrzesi nowego ognia.

Nasz związek przeszedł w stan wegetacji. Funkcjonował, ale nie żył. Skończyły się wspólne wypady na weekend gdzieś w Polskę, zagraniczne wakacje, plaże, narty, koncerty, skoki ze spadochronem, imprezy do samego rana… Brak rozrywek, do których byliśmy tak bardzo przyzwyczajeni, rzucał bardzo długi cień na nasze codzienne życie. Skończyły się kłótnie, a pojawiło się coś jeszcze gorszego, obojętność. W pewnym momencie s--s stał się dla nas takim samym obowiązkiem, jak zrobienie zakupów, ugotowanie obiadu, napełnienie zmywarki, puszczenie pralki czy składanie ubrań. A z czasem zaczął powoli zanikać, niczym kamień rzucony w taflę głębokiego jeziora.

Coś, co powinno być dla mnie najlepsze na świecie, cudowna miłość z piękną, ukochaną dziewczyną, stało się nudniejsze niż kilkuminutowa masturbacja do oglądanego któryś raz z rzędu tego samego pornosa. I tak sobie razem żyliśmy, było nam źle ale stabilnie, dzięki czemu jakoś dawaliśmy radę kisić się ze sobą w jednym mieszkaniu. Myślałem, że to już koniec. Że nawet jeśli się nie rozstaniemy, to przez następne kilka lat już nic się miedzy nami nie zmieni, aż w pewną sobotę, podczas kolejnego pozbawionego jakichkolwiek emocji wieczoru w stylu „film, pizza i wino” Karolinka zaproponowała coś, od czego prawie zemdlałem. Przerwa w związku.

Mój sporo straszy kolega miał taką „przerwę”. On został w mieszkaniu z dwójką małych dzieci, a żona poszła w najlepsze tango swojego życia. W pół roku miała co najmniej dwunastu facetów. Nie wiem, gdzie mieszkała przez cały ten czas ani co robiła, bo chwilę przed rozstaniem rzuciła pracę. Podobno po prostu spała u tego, z kim aktualnie miała romans, często też latała zagranicę na „wakacje Last Minute”, czy inne „lecę tam, gdzie są najtańsze bilety a nocleg poderwę sobie w jakimś barze”. Kiedy w końcu została sama, bez oszczędności i żadnych ciekawych perspektyw, a cały dreszczyk emocji związany z karuzelową zmianą facetów i ciągłymi podróżami zniknął, wróciła do mojego kolegi, jak gdyby nigdy nic. On przyjął ją ze zapuszczoną głową, bo wiedział, że albo będą razem, albo czeka go rozwód, który zniszczy mu już i tak ciężkie życie, wysokie alimenty a potem już tylko wegetacja w samotności od wypłaty do wypłaty. A wiedział to stąd, że przez pół roku ich „przerwy” nawet nie pocałował innej kobiety, mimo że bardzo starał się kogoś poderwać…

Są dwa rodzaje przerw w związku. Taka, podczas której dziewczyna bawi się jak nigdy i potem rzeczywiście wraca do obdartego z godności faceta i taka, podczas której dziewczyna znajduje sobie kogoś o wiele lepszego.

Wciąż miałem kasę, duże mieszkanie, tylko wygląd już nie ten… Póki byłem na studiach, to jakoś się trzymałem, ale gdy tylko poszedłem do pracy momentalnie, może nie tyle że się roztyłem, co po prostu straciłem swoją „sportową” sylwetkę. Do tego wyłysiałem… Gdybyśmy zrobili sobie przerwę, to pewnie już nigdy więcej bym je nie zobaczył. Dlatego zaproponowałem półśrodek – swingowanie. I ja „w końcu” zobaczę, jak to jest z inną kobietą i ona się wyszaleje, a to wszystko w pełni świadomie i pod całkowitą kontrolą.


Jeśli kogoś zainteresowało to
ZAPRASZAM

Na koniec losowy mem:
wqeqwfsafasdfasd - Cześć!

W ramach promocji nowej KSIĄŻKI będę wrzucał jakieś losowe...

źródło: wnuyk

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach