Aktywne Wpisy
kastrator2 +187
No dobra to podsumujmy:
1. #it - jebło, nie ma co
2. #medycyna - na razie jak pączki w maśle, ale zastanawiam się czy nie jebnie jak IT. Liczba miejsc rośnie, wszyscy robią kursy na botoks, a gabinety stomatologiczne są już na każdym rogu. Wygląda dosłownie jak IT przed kryzysem, dajmy im parę lat.
3. #prawo - ostatnio się u nas na wykopie jakiś prawnik żalił że zmarnował życie.
1. #it - jebło, nie ma co
2. #medycyna - na razie jak pączki w maśle, ale zastanawiam się czy nie jebnie jak IT. Liczba miejsc rośnie, wszyscy robią kursy na botoks, a gabinety stomatologiczne są już na każdym rogu. Wygląda dosłownie jak IT przed kryzysem, dajmy im parę lat.
3. #prawo - ostatnio się u nas na wykopie jakiś prawnik żalił że zmarnował życie.

telemach20 +106




Debaty miały sens, a ludzie ich słuchali. W 1995 roku wyborcy dojrzeli, że Wałęsa – prezydent „dobry na tamte czasy” - nie przedstawiał już przekonującej wizji rozwoju i stabilizacji Polski. Krążyło o nim żartobliwe przekonanie że „przeczytał w życiu trzy książki, dwie własne i w trzeciej pierwsze trzy strony” - dosadne, ale oddające ówczesne nastroje.
Cofnijmy się jednak do wyborów po upadku komunizmu w 1990 roku. Społeczeństwo oczekiwało wówczas radykalnych zmian, a nie powolnych, stopniowych reform, jakie symbolizował rząd Mazowieckiego - swoiste preludium nadchodzących przemian. To właśnie doprowadziło do tego, że Mazowiecki przegrał w pierwszej turze z nieznanym wówczas szerzej Stanisławem Tymińskim.
Mimo porażki Mazowiecki potrafił poprzeć głównego konkurenta, mówiąc: „W obliczu skrajnej łatwości i nieodpowiedzialności, które mogą narazić Polskę i wszystko, o co walczyliśmy przez te dziesięć lat, uważam, że należy oddać głosy na Lecha Wałęsę”. Ówcześni rywale umieli przedłożyć dobro państwa nad własne ambicje. Nie chcieli ryzykować, wybierając człowieka nieznanego tylko dlatego, że dotychczasowy rząd im się nie podobał. To co jest teraz, jest teraz i to już wiemy - ważne żeby wiedzieć, co będzie jutro. Może i dzisiaj warto postąpić podobnie?
Lech Wałęsa, poza poparciem Solidarności, miał również silne wsparcie braci Kaczyńskich. Jarosław Kaczyński, udzielając mu poparcia, wiedział o jego przeszłości w SB i chciał mieć „haka” na osobę na wysokim stołku. To ciekawa analogia do obecnych wyborów, prawda?
Dziś stoimy przed wyborem między „radykalnym” i „silnym” Nawrockim a stonowanym i postępowym Trzaskowskim. Jeden, dotąd szerzej nieznany, jest wypychany na piedestał, podczas gdy drugi, od lat obecny w polityce, walczy o kilka punktów przewagi.
Ubolewam nad tym, że mimo ujawnianych afer poparcie dla Nawrockiego nie spada. Świadomość społeczna podupadła, a dobro własne i przyszłych pokoleń zeszło na dalszy plan. Niektórzy usilnie próbują normalizować czyny niemoralne i społecznie nieakceptowalne, głosując wedle zasady „byle nie na PO” czy „byle nie na Tuska”. Dokąd zmierzamy, jeśli prezydentem ma zostać ktoś, kto jednego dnia bije się po lasach, wyłudza mieszkanie, a kilka lat później deklaruje, że naprawi Polskę?
Nie stygmatyzuję wyborców PiS-u ani PO za odmienne poglądy czy wizję rozwoju kraju. Pogodziłbym się z przegraną swojego kandydata, gdyby zwyciężył ktoś o nieposzlakowanej opinii - przegrana w walce równego z równym. Nie zaakceptuję jednak prezydenta z moralnie nieakceptowalną przeszłością.
#polityka #wybory
A dzisiaj ludzie otwarcie głosują na alfonsa i nie mają z tym problemu.