✨️ Obserwuj #mirkoanonim #samotnosc #zalesie temat pewnie poruszany milion razy, ale co mi tam. potraktuje to jako wylanie smutów, wybaczcie jeśli czasami będzie to nieczytelne.
lvl 31, dobra stabilna i lekka praca w korpo, zona i 2 dzieciaków, dość dobre mieszkanie w wojewódzkim - teoretycznie mam wszystko co człowiekowi potrzebne do szczęścia. żonę mam najlepsza pod słońcem, wspiera mnie i jestem z nią w stanie pogadać o wszystkim. ale od kilku lat zauważyłem, ze poza najbliższymi których wymieniłem (+ moja mama) reszta znajomych czy jak jeszcze kiedyś i się wydawało - przyjaciół ma na mnie kompletnie w------e. kuzyn z którym spędziłem prawie cale dzieciństwo aż do 18stki zerwał kontakt od razu po wyjezdzie na studia do innego miasta. stwierdziłem, ze ja tez mialem przez pewien czas inne priorytety wiec mogę wyjść z inicjatywa i odnowić kontakt - po jednym spotkaniu i kilku dniach mniej lub bardziej regularnych rozmów przez komunikator cisza. taki ghosting trwa już od kilku miesięcy.
dobry, naprawdę dobry (były) kumpel, który wcześniej inicjował spotkania na równi ze mną od 2 lat nie wyszedł ani razu z inicjatywa. widzę, ze nawet konwersacje ze mną ma wyciszona, bo na grupkach gdzie jesteśmy razem odpisuje szybciej xD
ziom, którego traktowałem jak przyjaciela od przedszkola jest zbyt zajęty żeby się spotkać od 4 lat, mieszka 100km ode mnie. nawet gdy był w moim mieście 1km od mojego mieszkania nie zająknął się na ten temat, wyszło przy okazji jednej z rozmów. zapraszałem do siebie z 4 razy, potem dałem sobie spokój. pogadać na komunikatorze z nim mogę, ale cos bardziej angażującego - zapomnij. dzwoni tylko wtedy gdy czegoś potrzebuje, pomogłem mu w przeszłości mocno z załatwieniem hipoteki i pracy.
kolejny ziom, myślałem, ze przyjaciel, świadek na moim ślubie, krotko po tym tym zerawl z dnia na dzień ze mną kontakt. balem się, ze to jakiś epizod depresji, nie narzucałem się, kilka razy zapytałem co tam, ale byłem zbywany jak debil i zapewniany, ze nic się nie wydarzyło tylko "jest teraz bardzo zajęty". ten stan trwa od prawie roku :)) napisał do mnie dopiero gdy potrzebował pomocy w znalezieniu nowej pracy, poprzednia tez ma załatwiona przeze mnie
poznaje sporo ludzi w pracy, przeprowadziłem się na nowo wybudowane osiedle pełne ludzi w moim wieku, ale mimo, ze jestem otwarty na nowe znajomosci czuje, ze nikt nie traktuje mnie poważnie i dla nikogo nie jestem interesujący. może po prostu tak rzeczywiście jest
staram się być pomocny, empatyczny i być dobrym rozmówca. nie oczekuje za to dozgonnej wdzięczności, wiem, ze ludzie maja różne charaktery i momenty w życiu, ale w podobny sposób w------e ma na mnie każdy ""bliższy" lub dalszy znajomy. obecnie gdy przypadek po przypadku okazywało się, ze to nie jest żadna gorsza chwila po prostu przestałem wychodzić z inicjatywa i jestem w sytuacji gdzie przez miesiąc-dwa, albo sześć żaden znajomy do mnie nie napisze. boli to cholernie, zwłaszcza w przypadku osób które znam od dziecka i uważałem te znajomosci za wartościowe.
chciałbym po prostu usłyszeć pytanie od osoby spoza kręgu najbliższej rodziny w stylu "co tam u ciebie?", albo "dawno się nie widzieliśmy, może chcesz wyskoczyć na p--o?"
staram się iść dalej i nie zwracać na to uwagi, bo wiem, ze mam dla kogo żyć i mam wspaniała rodzinkę, ale nie potrafię. myśli wracają, rana, w środku dnia, przy odpaleniu steama i zobaczeniu loginu osoby która od x miesięcy nie daje znaku życia. wjeżdża mi to mocno na psyche i zaczynam czuć, ze jest ze mną cos nie tak. ze jestem w jakiś sposób niepełno wartościowy. trafia to na podatny grunt, bo jestem jedynakiem wychowany jedynie przez mamę (tata zmarł chwile po moich urodzinach) i zdałem sobie sprawę, ze poza rodzina która stworzyłem i mama (tak wiem, to bardzo dużo i jestem za to wdzięczny losowi) nie mam w dorosłym życiu nikogo innego.
może jestem nudny? może toksyczny? sam już nie wiem i moja samoocena szoruje przez to po dnie. a może tak wyglada dorosłe życie w tym kraju i ma tak większość?
zastanawiam się czy iść z tym do psychologa, ale podświadomie czuje, ze płacenie obcemu typowi za słuchanie tych smutow będzie tylko wisienka na torcie mojego s----------a.
@mirko_anonim: Dobrze Cie rozumiem stary. Jakaś chuda słaba żona nie jest w stanie po pristu spełnić potrzeby więzi z pięknym silnym mężczyzną. Powinieneś zapisac się na zapasy. Tam znajdziesz zrozumienie w mocarnych ramionach kolegów.
@mirko_anonim: Większość znajomości kończy się w momencie opuszczenia murów, w których zaistniała. Czy to szkoła, czy praca, czy wspólne imprezy. Czasem się jeszcze chwilę toczy, bo jest ku temu powód. To nie ma nic wspólnego z tobą, po prostu taki jest świat.
Ze znajomościami jest tak, że im mniej spotkań będziesz organizował z ludźmi, tym tych spotkań będzie jeszcze mniej, i jeszcze mniej... aż nie będzie ich wcale. Ostatnio zagadała
#samotnosc #zalesie
temat pewnie poruszany milion razy, ale co mi tam. potraktuje to jako wylanie smutów, wybaczcie jeśli czasami będzie to nieczytelne.
lvl 31, dobra stabilna i lekka praca w korpo, zona i 2 dzieciaków, dość dobre mieszkanie w wojewódzkim - teoretycznie mam wszystko co człowiekowi potrzebne do szczęścia.
żonę mam najlepsza pod słońcem, wspiera mnie i jestem z nią w stanie pogadać o wszystkim. ale od kilku lat zauważyłem, ze poza najbliższymi których wymieniłem (+ moja mama) reszta znajomych czy jak jeszcze kiedyś i się wydawało - przyjaciół ma na mnie kompletnie w------e.
kuzyn z którym spędziłem prawie cale dzieciństwo aż do 18stki zerwał kontakt od razu po wyjezdzie na studia do innego miasta.
stwierdziłem, ze ja tez mialem przez pewien czas inne priorytety wiec mogę wyjść z inicjatywa i odnowić kontakt - po jednym spotkaniu i kilku dniach mniej lub bardziej regularnych rozmów przez komunikator cisza. taki ghosting trwa już od kilku miesięcy.
dobry, naprawdę dobry (były) kumpel, który wcześniej inicjował spotkania na równi ze mną od 2 lat nie wyszedł ani razu z inicjatywa. widzę, ze nawet konwersacje ze mną ma wyciszona, bo na grupkach gdzie jesteśmy razem odpisuje szybciej xD
ziom, którego traktowałem jak przyjaciela od przedszkola jest zbyt zajęty żeby się spotkać od 4 lat, mieszka 100km ode mnie. nawet gdy był w moim mieście 1km od mojego mieszkania nie zająknął się na ten temat, wyszło przy okazji jednej z rozmów. zapraszałem do siebie z 4 razy, potem dałem sobie spokój. pogadać na komunikatorze z nim mogę, ale cos bardziej angażującego - zapomnij. dzwoni tylko wtedy gdy czegoś potrzebuje, pomogłem mu w przeszłości mocno z załatwieniem hipoteki i pracy.
kolejny ziom, myślałem, ze przyjaciel, świadek na moim ślubie, krotko po tym tym zerawl z dnia na dzień ze mną kontakt. balem się, ze to jakiś epizod depresji, nie narzucałem się, kilka razy zapytałem co tam, ale byłem zbywany jak debil i zapewniany, ze nic się nie wydarzyło tylko "jest teraz bardzo zajęty". ten stan trwa od prawie roku :)) napisał do mnie dopiero gdy potrzebował pomocy w znalezieniu nowej pracy, poprzednia tez ma załatwiona przeze mnie
poznaje sporo ludzi w pracy, przeprowadziłem się na nowo wybudowane osiedle pełne ludzi w moim wieku, ale mimo, ze jestem otwarty na nowe znajomosci czuje, ze nikt nie traktuje mnie poważnie i dla nikogo nie jestem interesujący. może po prostu tak rzeczywiście jest
staram się być pomocny, empatyczny i być dobrym rozmówca. nie oczekuje za to dozgonnej wdzięczności, wiem, ze ludzie maja różne charaktery i momenty w życiu, ale w podobny sposób w------e ma na mnie każdy ""bliższy" lub dalszy znajomy.
obecnie gdy przypadek po przypadku okazywało się, ze to nie jest żadna gorsza chwila po prostu przestałem wychodzić z inicjatywa i jestem w sytuacji gdzie przez miesiąc-dwa, albo sześć żaden znajomy do mnie nie napisze. boli to cholernie, zwłaszcza w przypadku osób które znam od dziecka i uważałem te znajomosci za wartościowe.
chciałbym po prostu usłyszeć pytanie od osoby spoza kręgu najbliższej rodziny w stylu "co tam u ciebie?", albo "dawno się nie widzieliśmy, może chcesz wyskoczyć na p--o?"
staram się iść dalej i nie zwracać na to uwagi, bo wiem, ze mam dla kogo żyć i mam wspaniała rodzinkę, ale nie potrafię. myśli wracają, rana, w środku dnia, przy odpaleniu steama i zobaczeniu loginu osoby która od x miesięcy nie daje znaku życia. wjeżdża mi to mocno na psyche i zaczynam czuć, ze jest ze mną cos nie tak. ze jestem w jakiś sposób niepełno wartościowy. trafia to na podatny grunt, bo jestem jedynakiem wychowany jedynie przez mamę (tata zmarł chwile po moich urodzinach) i zdałem sobie sprawę, ze poza rodzina która stworzyłem i mama (tak wiem, to bardzo dużo i jestem za to wdzięczny losowi) nie mam w dorosłym życiu nikogo innego.
może jestem nudny? może toksyczny? sam już nie wiem i moja samoocena szoruje przez to po dnie. a może tak wyglada dorosłe życie w tym kraju i ma tak większość?
zastanawiam się czy iść z tym do psychologa, ale podświadomie czuje, ze płacenie obcemu typowi za słuchanie tych smutow będzie tylko wisienka na torcie mojego s----------a.
to by było na tyle, bez odbioru
〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰
· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Opublikuj swój własny wpis: Mirko Anonim
· Zaakceptował: Dipolarny
🥲 Aktualnie wspiera nas średnio 1 osoba w miesiącu, co nie pozwala na pokrycie kosztów utrzymania serwisu. Wspomóż projekt
zastanawia mnie z czego wynika to podejście, ze ludzie maja tak wywalone na relacje w ogóle/ze mną
〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰〰
· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: RamtamtamSi
źródło: 2008120617372989166004453
PobierzZe znajomościami jest tak, że im mniej spotkań będziesz organizował z ludźmi, tym tych spotkań będzie jeszcze mniej, i jeszcze mniej... aż nie będzie ich wcale. Ostatnio zagadała